Reprezentacja Polski złożona z zawodników urodzonych w województwie pomorskim

Po nieco dłuższej przerwie wracamy do wojewódzkich jedenastek. Tym razem pora na województwo pomorskie.

Pomorską ekipę ustawiłem w systemie 3-4-3. Miejsce w bramce zajmuje Grzegorz Szamotulski, będący znakomitym przykładem potwierdzającym tezę, że golkiper powinien być nieco odjechany. Anegdot związanych z jego karierą jest cała masa, a te można znaleźć m.in. w książce Szamo. W swoim fachu bardzo solidny i mile wspominany przez kibiców drużyn, w których występował. Meczów z orzełkiem na piersi mógł mieć znacznie więcej niż trzynaście, jednak w swoim najlepszym czasie trafił na konkurencję w postaci Jerzego Dudka i Adama Matyska.


Obejrzyj materiał na kanale nabramkepl w serwisie YouTube

Zestawienie formacji obronnej otwiera Roman Korynt. Legendarny zawodnik Lechii Gdańsk był jednym z bohaterów fenomenalnej, historycznej wiktorii nad Związkiem Radzieckim w 1957 roku. Jego reprezentacyjny licznik zatrzymał się na 34 występach.
Centralną postacią defensywy zostaje srebrny medalista z Barcelony, Tomasz Wałdoch. Na długie lata przed naszą trójką z Dortmundu to on robił w Bundeslidze znakomitą reklamę polskim zawodnikom. W Schalke pełnił funkcję kapitana drużyny, a o tym, jak bardzo szanują go w niebieskiej części Zagłębia Ruhry świadczy fakt, że po zakończeniu kariery już od kilku lat pracuje w klubie w roli trenera. W reprezentacji Polski rozegrał 74 mecze, w tym trzy na Mistrzostwach Świata 2002. Po azjatyckim turnieju, w wieku 31 lat, zrezygnował z dalszej gry w kadrze.
Henryk Szczepański urodził się na Pomorzu, jednak swoje piłkarskie życie związał z dwoma miastami z innych części Polski – z Łodzią i Opolem. W barwach ŁKS-u świętował Mistrzostwo i Puchar Polski, a w koszulce Odry wywalczył trzecie miejsce w rozgrywkach Ekstraklasy, co jest największym sukcesem w historii klubu. Z uwagi na niebywałą waleczność i przebojowość koledzy wołali na niego „Burza”. W reprezentacji wystąpił 45 razy, w 24 meczach pełnił funkcję kapitana. Uczestnik Igrzysk Olimpijskich w 1960 roku.
W 2006 roku słynny stał się slogan: „Ale że Dudka nie wzięli na Mundial”. Cztery lata wcześniej w roli Jerzego Dudka figurował Tomasz Iwan. Jego nieobecność w kadrze na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii zszokowała nawet samych reprezentantów Polski, którzy protestowali u trenera Engela i bezskutecznie domagali się powołania swojego kolegi. Kolegi, który wystąpił w pięciu meczach eliminacyjnych i był ważną częścią grupy odpowiedzialnej za atmosferę w zespole. Na brak powołania urażony Iwan odpowiedział rezygnacją z dalszej gry w narodowych barwach, w których zaliczył 40 występów i zdobył cztery bramki.
Janusz Kupcewicz dwa razy znalazł się w kadrze na Mistrzostwa Świata. O ile w Argentynie nie było mu dane zagrać choćby przez minutę, o tyle w Hiszpanii w 1982 roku był jednym z wyróżniających się zawodników ekipy Antoniego Piechniczka. Zagrał w pięciu meczach, a w starciu o trzecie miejsce przeciwko Francji wpisał się na listę strzelców. Ogólnie w narodowych barwach zaliczył 20 spotkań i zdobył pięć bramek.
Podejrzewam, że gdyby przyszło nam wskazać najlepszego polskiego piłkarza XX wieku, co najmniej 80% osób wskazałoby na Kazimierza Deynę. Mózg ekipy trenera Górskiego był znakomitym dowodem na to, że prawdziwy kapitan i przywódca nie musi podnosić głosu, rozsadzać wszystkich po kątach i być centralną postaci każdej dyskusji. Cichy i małomówny Deyna respekt u kolegów zdobywał na boisku. W rankingu najlepszych zawodników Mundialu w RFN mogli z nim konkurować jedynie Johan Cruijff i Franz Beckenbauer, z którymi zresztą dzielił podium plebiscytu Złotej Piłki w 1974 roku. Dla fanów Legii jest nawet kimś więcej niż ikoną czy legendą. Myślisz Deyna mówisz Legia. Wielki żal, że nie udźwignął paskudnego nałogu, jakim jest alkohol. Dzięki jego piłkarskim radom mogłyby się wykształcić dziesiątki potencjalnych następców. W reprezentacji wystąpił 97 razy, a jego nazwisko 41-krotnie figurowało w rubryce strzelców.

Całkiem niezłe liczby w reprezentacji wykręcił Rafał Murawski. Choć nigdy nie był jej gwiazdą, kolejni trenerzy cenili go za solidność. Leo Beenhakker i Franciszek Smuda do tego stopnia, że zabrali go na Mistrzostwa Europy. Na obu tych turniejach wystąpił w pięciu z sześciu rozegranych meczów. Swego czasu w internecie głośno było o jego niepiłkarskiej posturze, a na temat niebyt imponująco wyglądającego brzucha powstały setki memów i co najmniej kilkanaście artykułów. 48 spotkań z orzełkiem na piersi i gola w meczu z Serbią w ramach eliminacji do Euro 2008 nikt i nic mu nie odbierze.
Jeśli chodzi o dorobek reprezentacyjny, żadne inne województwo nie może konkurować z atakiem województwa pomorskiego. Dość powiedzieć, że pierwszy z napastników, Paweł Kryszałowicz, wypada bardzo blado na tle dwójki, o której za moment usłyszycie. Snajper kojarzony przede wszystkim z występami w Amice Wronki zapisał się w pamięci kibiców głównie w dwóch meczach. Przeciwko Wyspom Owczym, gdy w przeciągu 34 minut czterokrotnie wpisał się na listę strzelców oraz w starciu ze Stanami Zjednoczonymi, które nieco osłodziło gorzki występ na Mundialu 2002. Jego reprezentacyjne statystyki to 33 spotkania i 10 goli.
Dwa medale Mistrzostw Świata, medal Igrzysk Olimpijskich i tytuł wicekróla strzelców Mundialu. Andrzej Szarmach to niewątpliwie jeden z najlepiej zapamiętanych Orłów Górskiego. Zabójczo skuteczny pod bramką rywala, do perfekcji opanował grę w powietrzu. Do dziś niektórzy zastanawiają się, co by było, gdyby w 1974 roku z meczu przeciwko RFN nie wykluczyła go kontuzja. Podobne rozważania dotyczą 1982 roku – co by było gdyby trener Antoni Piechniczek schował dumę do kieszeni i skorzystał z popularnego Diabła w półfinałowym starciu przeciwko Włochom. Więcej o tych sytuacjach w podcastach dotyczących naszych medalowych czempionatów. Szarmach rozegrał w kadrze 61 meczów, w których strzelił 32 gole.

Jeszcze większe osiągnięcia ma na swoim koncie Grzegorz Lato, który z dwóch mundiali  i z dwóch olimpiad wracał z medalami na szyi. Ponadto na Mistrzostwach Świata w 1974 roku wywalczył koronę króla strzelców. Gdyby to wszystko wydarzyło się czterdzieści lat później, zapewne byłby zawodnikiem któregoś z topowych klubów Europy. Niestety, realia lat 70. XX wieku były takie jakie były, w związku z czym Lato przez długie lata brylował w ataku Stali Mielec, którą dwa razy prowadził po mistrzowskie tytuły. Swoje uznane nazwisko mocno zszargał przez zabawę w politykę i, przede wszystkim, podczas pełnienia funkcji prezesa PZPN. Jednak jak sam słusznie stwierdził:

Muszę zmartwić wszystkich moich wrogów: nazwiska Grzegorza Laty nie da się wykreślić z historii polskiej i światowej piłki nożnej.

Tylko dwóch zawodników – Robert Lewandowski i Włodzimierz Lubański – może poszczycić się większą liczbą goli zdobytych w narodowych barwach.

By nie podróżować zbyt daleko, w kolejnej odsłonie zabiorę was do województwa zachodniopomorskiego.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *