ON TOUR: Budapeszt. Eliminacje Mistrzostw Świata, Węgry-Portugalia

Weekend bez meczu jest jak samochód bez kół. Możesz się cieszyć, że go masz, ale w gruncie rzeczy radość z niego niewielka. Wykorzystując ostatni weekend wakacji w 2017 roku wybrałem się do Budapesztu, gdzie doszło do znakomicie zapowiadającego się starcia pomiędzy charakternymi, zawsze bojowo nastawionymi Węgrami a naszpikowaną gwiazdami reprezentacją Portugalii. Czego możemy zazdrościć Madziarom? Dlaczego w mgnieniu oka pokochałem klimat panujący na Groupama Arenie? Odpowiedzi na te i inne pytania poznacie w poniższym tekście.

Polowanie na bilety

Meczem Węgry – Portugalia zainteresowałem się mniej więcej na początku czerwca. Niedługo później wysłałem kilka maili do osób i związków zajmujących się dystrybucją biletów, by nie przespać startu sprzedaży. Wiedziałem bowiem, że zainteresowanych eliminacyjnym starciem z Mistrzami Europy będzie cała masa. 30. lipca bilety mogli nabyć członkowie Fan Klubu reprezentacji Węgier. Po zaledwie kilku godzinach w grze pozostało jedynie 6 tys. biletów, które miały trafić do otwartej sprzedaży dzień później. W nocy z niedzieli na poniedziałek otrzymałem od bardzo pomocnych Madziarów maila z dokładną instrukcją zakupu.

Powyższe informacje dały mi lekki handicap w pogoni za wejściówkami, co bardzo poprawiło mi humor. Wirtualne sektory Groupamy Areny odblokowały się na kilka minut przed 10:00. Wybrałem swoje miejsce, dodałem do koszyka i… wszystko padło. Serwery nie wytrzymywały oblężenia. Regularnie odświeżałem stronę, jednak bardzo ciężko było dostać się na nią ponownie. Po kilkudziesięciu próbach wreszcie się udało i tym razem wszystko poszło sprawnie. Byłem wielce zaskoczony, gdy zobaczyłem, że na cały stadion (pomijając trybunę VIP) cena wejściówki jest taka sama i wynosi 1000 HUF. Eliminacje Mistrzostw Świata, niedziela, godz. 20:45, starcie z Mistrzem Europy, a organizatorzy ustalają cenę biletu na około 14 zł! Nie będę ukrywał, że była to dla mnie bardzo miła niespodzianka. Wybrane miejsce również było niczego sobie – sektor C4, blisko środka boiska.

Kult Puskása

Budapeszt jest jednym z najpiękniejszych miast na świecie, więc grzechem byłoby pojechać jedynie na sam mecz. W związku z tym z Polski wyruszyłem w sobotę. Węgrzy swoje najlepsze lata w światowej piłce nożnej już dawno mają za sobą. Okres największej świetności przypada na pierwszą połowę szóstej dekady XX wieku. Węgierska “Złota Jedenastka”, w skład której wchodzili Grosics, Buzánszky, Lóránt, Lantos, Bozsik, Zakariás, Budai, Kocsis, Hidegkuti, Puskás i Czibor, była jedną z najlepszych drużyn w historii futbolu. Dowodzą temu Mistrzostwo Olimpijskie z 1952 roku i Wicemistrzostwo Świata z 1954 roku. Największą gwiazdą był jej kapitan, Ferenc Puskás. Węgrzy do dzisiaj żyją jego legendą. W wielu miejscach na mieście i w niemal każdej budce z pamiątkami można kupić przeróżne rzeczy nawiązujące do byłego zawodnika m. in. Realu Madryt. Począwszy od naklejek, magnesów i zapachów samochodowych, przez breloczki, kubki, kieliszki i kufle, po flagi, książki i piłki z nadrukowanym autografem.

Magiczna Groupama Arena

Domowym obiektem piłkarzy reprezentacji Węgier jest Groupama Arena. Młody obiekt, oddany do użytku w sierpniu 2014 roku, na meczach sygnowanych przez FIFA i UEFA może pomieścić 22 tys. osób. Liczba miejsc wydaje się być idealnie skrojona pod potrzeby Madziarzy, dla których piłka nożna nie jest sportem narodowym. Zdecydowanie bardziej upodobali sobie sporty wodne. Na stadion udałem się z kolegą Michałem, który nie miał biletu na ten piłkarski spektakl. W trakcie weekendu śledziliśmy internet w poszukiwaniu opcji odkupienia, jednak ceny dochodziły do absurdalnych 100 000 HUF (~1400 zł). Licząc na to, że pod stadionem uda się nabyć bilet w znacznie lepszej cenie, Michał przygotował kartkę A4 z nadrukowanymi napisami: “JEGYET VESZEK” i “I NEED A TICKET”. Wcale nie musiał długo czekać. Pomimo tego, że nie spotkał tzw. koników, kupujących bilety tylko i wyłącznie, by później sprzedać je z dużym zyskiem, już po kilkunastu minutach podeszła do niego rodzina z propozycją nie do odrzucenia, opiewającą na 2000 HUF. Sektor B1, tuż obok reprezentacyjnego młyna. Był jeszcze jeden mur do przeskoczenia. Na każdym bilecie widnieją dane osobowe posiadacza, takie jak data i miejsce urodzenia. Na bramkach ochrona wnikliwie sprawdzała dowody osobiste. Michał powiedział, że przyjechał z Polski, nabył bilet chwilę wcześniej i bardzo mu zależy na wejściu. Ochroniarz nie chciał brać na siebie odpowiedzialności, zatem poprosił do siebie swojego przełożonego, a ten bez chwili zastanowienia zgodził się na wejście Polaka na obiekt.
Ja tymczasem zamieniłem swój voucher na bilet. Jak widać, widnieje na nim również nick z twittera MLSZ.

Wejście na stadion odbywało się bardzo sprawnie. Od razu po spotkaniu musieliśmy pędzić na czerwony autobus, zatem nie było czasu, by bawić się w przechowalnie bagażu, przez co na arenę wchodziłem z plecakiem. Ochrona rzecz jasna bardzo szybko się nim zainteresowała. Rozpinając go powiedziałem: “tourist bag”. Ochroniarz tylko zajrzał do środka i bez zbędnych ceregieli zezwolił na wejście. Kilka metrów dalej rozdawane były programy meczowe (widoczne na powyższym zdjęciu) z niezwykle obszerną i treściwą zapowiedzią spotkania. W takich chwilach bardzo żałuję, że węgierski jest tak trudnym językiem. Przy bezpośrednim wejściu na trybunę znajdowali się stewardzi, wskazujący drogę na właściwe miejsce. Wewnątrz obiekt prezentuje się bardzo okazale.

Chyba na żadnym innym stadionie nie spotkałem się z tak wygodnymi krzesełkami jak właśnie w Budapeszcie. Są co najmniej kilkaset razy bardziej komfortowe niż fotele w autobusie, na których miałem nieprzyjemność spędzić siedem godzin podróży powrotnej. W przerwie spotkania sprawdziłem dwa strategiczne miejsca areny – toalety i gastronomię. W każdym pisuarze umieszczona jest plastikowa bramka z zawieszoną piłką, dzięki czemu kibic nie zapomina o futbolu nawet podczas załatwiania potrzeby fizjologicznej. Niesamowicie mądry pomysł wprowadzono przy punktach gastronomicznych. Nad ladami wiszą telewizory wyświetlające to, co aktualnie dzieje się na murawie, dzięki czemu żaden zgłodniały kibic nie musi wracać na trybuny z pytaniem “co się działo?”.

Z bólem serca muszę przyznać, że jedyną bramkę meczu oglądałem właśnie w kolejce po giętą. Co gorsza okazało się, że kiełbasa już się skończyła, zatem musiałem zadowolić się hot-dogiem. W tym momencie muszę bardzo pochwalić obsługę. Kiedy poprosiłem o piwo, usłyszałem, że nie warto go kupować, bo nie jest zbyt dobre i ma mało procentów. Uwierzyłem i uszanowałem szczerość. Przy okazji kiosku z jedzeniem małe porównanie, dobitnie wskazujące na niezwykle niską cenę biletów:

Bilet na mecz – 1000 HUF
Nachosy – 1000 HUF
Kiełbasa z grilla – 850 HUF
Hot-dog – 700 HUF
Pepsi – 700 HUF

W nocy Groupama Arena wygląda jeszcze lepiej niż za dnia.

Kilkaset metrów od obiektu znajduje się przystanek metra Népliget, z którego w kilka minut można dojechać do centrum miasta.

Lengyel, Magyar – két jó barát!

Wielu ludziom wydaje się, że przyjaźń polsko-węgierska to tylko pusty, od dawna powtarzany frazes. Na mecz wybrałem się rzecz jasna w szaliku Polski i już pod stadionem dotarły do mnie pierwsze oznaki sympatii. Dumny okrzyk “Polska!” usłyszałem podczas niedzielnego wieczoru co najmniej kilkadziesiąt razy. Nawet od ochroniarzy. Podchodzili do mnie ludzie, którzy ni w ząb nie mówili po angielsku, porozumiewaliśmy się jedynie na migi, a i tak czuć było od nich wielką sympatię i szacunek. Na stadionie zbiłem więcej piątek niż Taco Hemingway podczas Openera. Przed rozpoczęciem spotkania rozmawiałem z wieloma węgierskimi kibicami. Sprawdziłem ich wiedzę na temat reprezentacji Polski, polskich klubów i naszych kibiców. Co z tego wyszło? Obejrzyjcie poniższy filmik:

Na trybunach bez trudu można było dojrzeć osoby z flagami złożonymi po połowie z barw Biało-Czerwonych i Czerwono-Biało-Zielonych, łączonymi szalikami i odzieżą kibicowską z polskimi akcentami.
Wejściu piłkarzy na murawę towarzyszyła efektowna choreografia, zaprezentowana na trzech trybunach.

fot. @m_gelu

Na sektorach B2 i B3 znajduje się reprezentacyjny młyn, który prowadzi regularny, stojący na bardzo wysokim poziomie doping. Często włączają się do niego sektory B1 i B4. Od razu pomyślałem sobie, że w tej kwestii to od Węgrów powinien uczyć się cały świat. Atmosfera na meczu reprezentacji nie odbiega od atmosfery meczu ligowego klubów z solidnym ruchem kibicowskim. Mainstreamowe media w Polsce od lat chwalą “niezwykły, niezapomniany” klimat panujący na Stadionie Narodowym. Ostatni raz niezwykły, niezapomniany klimat na domowym starciu reprezentacji Polski poczułem prawie 10 lat temu, gdy Biało-Czerwoni pieczętowali awans na Mistrzostwa Europy 2008, pokonując Belgów 2:0. Było to w listopadzie 2007 roku na Stadionie Śląskim. De facto na Narodowym tylko raz w roku można zachwalać publiczność. Na finale Pucharu Polski. Nasi kibice często wychodzili z propozycją wydzielenia kilku sektorów dla dopingujących podczas występów Kadry. PZPN nie chce się na to zgodzić.
Madziarze jadą z dopingiem aż miło. W pierwszej połowie starcia z Portugalią skandowali gromkie “Polska, Polska!”. Trybuny za bramką niesamowicie im zazdroszczę. Po zakończeniu widowiska, przegranego przez gospodarzy 0:1, węgierscy piłkarze podeszli pod nią i usłyszeli głośne podziękowania i oklaski za walkę.

Tak bardzo skupiłem się na otoczce tego widowiska, że mało co pamiętam z samego meczu. Ale to tym razem całkowicie nieważne. I tak nie stał na porywającym poziomie. Podczas powrotu, w metrze zaczepił mnie młody Węgier i łamaną polszczyzną powiedział: “Na zawsze razem”.
Z całego serca polecam wszystkim wycieczkę do Budapesztu i zaliczenie meczu na Groupama Arenie. Gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni. Za podróż w dwie strony i bilet za mecz zapłacicie mniej niż 100 zł.

fot. wyr. @groupama.arena.official
Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *