Ofiary własnych ambicji – Podbeskidzie Bielsko-Biała. Gdzie się podziali tamci Górale?

Podbeskidzie Bielsko-Biała – klub całego regionu. Od samego początku jego funkcjonowania, stawiano na siłę swojej okolicy. Grając w niższych ligach, Podbeskidzie przez lata ściągało w swoje szeregi zawodników nikomu wcześniej nieznanych, po czym wypuszczało ich na salony Ekstraklasy, a nawet Reprezentacji Polski. Charakterni zawodnicy z okolic Bielska-Białej przez lata udowadniali, że nazwiska same nie grają, przez co jednocześnie solidnie pracowali na swoje własne. W międzyczasie klub piął się po kolejnych ligowych szczeblach. Po dwóch sezonach spędzonych na drugim poziomie rozgrywkowym, włodarze zmienili swoją politykę, co później długo odbijało się czkawką.

Zawiłe początki klubu

Zacznijmy jednak od początku. Do dzisiaj wśród kibiców Podbeskidzia dochodzi do sporów co do daty założenia klubu. Rozbieżność jest bardzo duża – część uznaje rok 1907, a reszta 1995. W niektórych źródłach przewija się także rok 1997. Zwolennicy wszystkich trzech dat mają podstawy, by twierdzić, że mają rację. W 1907 roku w Bielsku powstał Bielitzer Fussball Klub – najstarszy klub sportowy na Śląsku Cieszyńskim. Niedługo później zmienił nazwę na Bielitz-Bialaer Fussball Klub, nawiązując do galicyjskiej miejscowości Biała (połączenie miast Bielska i Białej miało miejsce dopiero w 1951 roku). Po wojnach wielokrotnie zmieniano nazwę klubu, która w 1957 roku brzmiała BBTS Sparta Bielsko-Biała. Osiem lat wcześniej doszło do fuzji trzech zespołów – Białej Lipnik, RKS LenkoGrom Bielsko, w wyniku której powstał Włókniarz Bielsko, przekształcony później na Włókniarz Bielsko-Biała. W 1968 roku doszło do kolejnej fuzji – tym razem BBTS połączono z Włókniarzem, tworząc Włókniarz-BBTS Bielsko-Biała (od 1971 r. BBTS Włókniarz Bielsko-Biała). W międzyczasie, w 1949 roku, powstał klub Budowlani Bielsko, który w 1994 roku zmienił się w Inter Bielsko-Biała. W końcu przechodzimy do 1995 roku, kiedy to założono Dzielnicowy Klub Sportowy Komorowice. Dwa lata później DKS połączył się z Interem, tworząc DKS Inter Komorowice, a następnie z BBTS Włókniarzem, w wyniku czego powstało BBTS Ceramed Komorowice, który do dzisiaj funkcjonuje jako Podbeskidzie Bielsko-Biała.

fot. www.pl.wikipedia.org

Wiele klubów było bazą do stworzenia Podbeskidzia. Wcześniej nie odnosiły one znaczących sukcesów. W sezonie 1997/1998 BBTS występował w lidze okręgowej, gdzie zajął wysokie, 5. miejsce. W Bielsku-Białej zaczęto myśleć o czymś więcej. O zbudowaniu drużyny, która będzie gwarantem futbolu na wysokim poziomie.

Awans goni awans

Zacznijmy ten rozdział od pewnego wątku, który dla większości zapewne jest jasny, ale dla porządku w dalszej części tego artykułu warto go przypomnieć. Do końca sezonu 2007/2008 w polskich rozgrywkach ligowych obowiązywała następująca nomenklatura:

Pierwszy poziom rozgrywkowy: I liga (Ekstraklasa)
Drugi poziom rozgrywkowy: II liga
Trzeci poziom rozgrywkowy: III liga

I tak dalej. Od sezonu 2008/2009 zmieniono ją na następującą:

Pierwszy poziom rozgrywkowy: Ekstraklasa
Drugi poziom rozgrywkowy: I liga
Trzeci poziom rozgrywkowy: II liga

I tak dalej.

W ciągu czterech sezonów klub z Bielska-Białej awansował o trzy poziomy rozgrywkowe. W sezonie 1998/1999 w Bielskiej Lidze Okręgowej nie było mocnych na Ceramed, który całkowicie zdeklasował swoich rywali. 94 punkty na 102 możliwe do zdobycia, bilans bramkowy 131-20. W trakcie trwania rozgrywek, w klubie doszło do kilku zmian. Po pierwsze zmieniono nazwę na BBTS Bogmar Ceramed Komorowice. Po drugie barwy – na obowiązujące do dzisiaj czerwono-biało-niebieskie. Po trzecie trenerem został Wojciech Borecki. Okazały awans do IV ligi nie zrobił na nikim wrażenia, bowiem plany klubowych włodarzy były znacznie bardziej mocarne.

fot. www.ts.podbeskidzie.pl

Sezon 1999/2000 to kolejny popis ligowy w wykonaniu Bielszczan, którzy po odniesieniu 29 zwycięstw, 3 remisów i 2 porażek, zajęli 1. Miejsce w tabeli Śląskiej IV z przewagą 11 punktów nad drugą Szczakowianką Jaworzno.
Szturmowanie bram II ligi w sezonie 2000/2001 okazało się zbyt poważnym wyzwaniem dla piłkarzy z Bielska-Białej. Trzecie miejsce w III-ligowej tabeli uznano za spore rozczarowanie i marzenia o awansie trzeba było przełożyć na kolejny rok. Na początku 2001 roku, klub zmienił nazwę na BBTS Marbet Ceramed Bielsko-Biała.
Sezon 2001/2002 był kolejnym popisem Ceramedu – 23 zwycięstwa, 8 remisów, 3 porażki, bramki 70-18. Swoista dominacja w 3. grupie III ligi (woj. śląskie, opolskie, lubuskie, dolnośląskie) i awans do II ligi z przewagą 15 punktów nad drugim w tabeli Piastem Gliwice.

II liga

Przed sezonem doszło do kolejnej zmiany nazwy. Tym razem postawiono na chęć identyfikacji klubu z regionem, stąd też nazwa MC Podbeskidzie (MC – skrót od Marbet-Ceramed). Wojciech Borecki, twórca sukcesów z początku XXI wieku, nie sprowadzał do klubu znanych nazwisk. Aby trafić pod jego skrzydła, trzeba było być przede wszystkim ambitnym, głodnym piłki walczakiem, najlepiej wywodzącym się z okolic Bielska-Białej lub grającym w którymś z klubów z regionu. Kadra na debiutancki sezon na drugim poziomie rozgrywkowym prezentowała się następująco (za 90minut.pl):

Łatwo dostrzec, że wszyscy zawodnicy (nie licząc dwóch Czechów, których miejsca urodzenia niestety nie znalazłem) urodzili się w promieniu zaledwie 100 km od Bielska-Białej. Jeszcze bliższa miastu jest podstawowa jedenastka z rundy jesiennej sezonu 2002/03:

Bułka – Bielszczanin, 3. sezon w Podbeskidziu
Jendryczko – ponad trzy lata w BKS-ie Stal Bielsko-Biała, 4. sezon w Podbeskidziu
Piekarski – 4. sezon w Podbeskidziu
Klaczka – nowy zawodnik
Bujok – urodzony w pobliskim Skoczowie, 4. sezon w Podbeskidziu
Woźniak – Bielszczanin, 4. sezon w Podbeskidziu
Więzik – urodzony w pobliskich Łodygowicach, 4. sezon w Podbeskidziu
Żukowski – nowy zawodnik
Bogdan – 2. sezon w Podbeskidziu
Czak – Bielszczanin, 6 poprzednich sezonów w BKS-ie Stal Bielsko-Biała
Sikora – urodzony w pobliskim Ustroniu, 3. sezon w Podbeskidziu

Dla większości z nich Bielsko było czymś więcej niż tylko miejscem, w którym znajdował się ich zakład pracy. Utożsamiali się zarówno z miastem, jak i klubem. Braki w wyszkoleniu stricte piłkarskim nadrabiali cechami wolicjonalnymi, funkcjonującymi u nich na najwyższym poziomie w całej lidze. Wykazywali je przede wszystkim w meczach przed własną publicznością.

Głód wielkiej piłki w Bielsku-Białej można było wyczuć już w pierwszych meczach sezonu 2002/2003. Na inauguracyjnym spotkaniu II ligi pomiędzy Bielszczanami a Tłokami Gorzyce zjawiło się ponad 6 tysięcy osób. Oprawa meczu była bardzo okazała, piłka, którą rozegrano spotkanie, została dostarczona przez helikopter. Bezbramkowy remis nie zadowolił licznie zgromadzonej publiczności. Na pierwsze zwycięstwo w lidze trzeba było czekać do 5. kolejki, kiedy to Podbeskidzie pokonało po bardzo zaciętym meczu Hetmana Zamość 3:2. Piłkarze spod Klimczoka swoje braki czysto piłkarskie nadrabiali niesamowitą ambicją, wolą walki i wiarą w powodzenie. Kibice przychodzący na mecze rozgrywane przy Rychlińskiego mieli pewność, że ich ulubieńcy zostawią na boisku zdrowie i nie ustąpią żadnemu przeciwnikowi. Stadion w Bielsku-Białej stał się prawdziwą zmorą dla rywali, beniaminek przegrał u siebie tylko 3 spotkania. Warty podkreślenia jest fakt, że wszystkie domowe porażki poniósł na wiosnę, kiedy zespół prowadził Paweł Kowalski, który zimą zastąpił Wojciecha Boreckiego. Sympatykom Podbeskidzia nie podobała się gra drużyny pod wodzą doświadczonego szkoleniowca. Zarzucano mu ściągnięcie „swoich” piłkarzy, którzy zupełnie nie pasowali do charakteru zespołu. Ostatecznie Bielszczanie zajęli 12. miejsce w ligowej tabeli, z przewagą czterech punktów nad strefą spadkową. Beniaminek szczycił się najwyższą ligową frekwencją, wynoszącą 5722 widzów na mecz. Kibice z całego Podbeskidzia tłumnie odwiedzali stadion swojej ekipy, ponieważ bilet za 10 zł zapewniał im ponad półtorej godziny trzymającej w napięciu rozrywki. Dobre przygotowanie fizyczne piłkarzy, ich niezwykła ambicja i walka do końca niejednokrotnie ratowały punkty rzutem na taśmę. Sympatykom bardzo podobało się, jak ich ulubieńcy gryźli trawę.

Przed sezonem 2003/2004 klub zmienił nazwę na TS Podbeskidzie Bielsko-Biała, a na ławkę trenerską powrócił Wojciech Borecki. Swoją kolejną przygodę w Bielsku-Białej rozpoczął od czystki w kadrze, pozbywając się niemal wszystkich zawodników ściągniętych w poprzednim okienku transferowym przez Kowalskiego. Na ich miejsce, zgodnie filozofią swoją i klubu, sprowadził przede wszystkim młodych, wyróżniających się w niższych ligach zawodników z regionu. Początek sezonu w wykonaniu Podbeskidzia był zaskakujący. Co prawda po remisie 1:1 u siebie z Tłokami Gorzyce i wysokiej wyjazdowej porażce 2:5 ze Szczakowianką, w Bielsku zaczęto się niepokoić, jednak od trzeciej kolejki drużyna zanotowała trzy wygrane z rzędu. Polar Wrocław, Ceramika Opoczno i Ruch Chorzów zostały pokonane wynikiem 2:1.

fot. www.ts.podbeskidzie.pl

Trzecie miejsce po pięciu ligowych kolejkach, a także zwycięstwo nad 14-krotnym Mistrzem Polski, który wydawał się być zdecydowanym faworytem do awansu, pobudziły wśród kibiców nastroje hurraoptymistyczne. Wiadro zimnej wody wylał na ich głowy RKS Radomsko, pokonując u siebie Bielszczan 2:1. W kolejnych sześciu meczach Podbeskidzie zdobyło zaledwie dwa punkty. Po porażce 0:3 u siebie z Cracovią, pracę stracił Wojciech Borecki. Jego następcę ogłoszono na kilka dni przed spotkaniem z liderującym wówczas Zagłębiem Lubin. Został nim najskuteczniejszy w historii selekcjoner Reprezentacji Polski (zwycięstwo 4:1 nad Gruzją, w jedynym meczu pod jego wodzą), Krzysztof Pawlak. Swoją pracę w Bielsku-Białej rozpoczął z wysokiego C – jego podopieczni wygrali z Miedziowymi 4:2. Tydzień później na południe Polski przyjechał kolejny z kandydatów do awansu, GKS Bełchatów. Bielszczanie pokonali swojego rywala 2:1. Runda jesienna została zakończona na 9. miejscu w tabeli.

11 punktów po pięciu pierwszych kolejkach rundy wiosennej znowu pobudziły nadzieję na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Zimny prysznic, podobnie jak jesienią, zafundował RKS Radomsko, wygrywając w Bielsku-Białej 1:0 po fantastycznym golu Berensztajna. Od tej pory, aż do przedostatniej kolejki sezonu, Podbeskidzie odniosło zaledwie jedno zwycięstwo i aż sześć porażek. Tym samym pojawiło się realne widmo spadku. W 33. kolejce w końcu nastąpiło przełamanie – po bramce rodowitego Bielszczanina, Bartosza Woźniaka, podopieczni Pawlaka wygrali w Koninie z tamtejszym Aluminium 1:0, zapewniając sobie utrzymanie. W ostatniej kolejce sezonu, TSP wygrało z ŁKS-em Łódź 2:0. Na trybunach kibice zaprezentowali transparenty:

Tuż po spotkaniu prezes Stanisław Piecuch zapowiedział, że w kolejnym sezonie celem klubu będzie awans do Ekstraklasu. Kilka dni później podziękował Pawlakowi za współpracę.

Bielskie Galacticos

W sezonie 2004/2005 awans do I ligi był znacznie łatwiejszy niż dotychczas. Przez reformę, polegającą na powiększeniu od kolejnego sezonu Ekstraklasy z 14 do 16 zespołów, awans z drugiego szczebla rozgrywek mogły uzyskać aż trzy pierwsze drużyny, a na czwartą czekał baraż. Głównym kandydatem do awansu zostało ogłoszone Podbeskidzie. Wszystko przez roszady, do których doszło przed sezonem. Zaczęło się od tego, że trenerem został Jan Żurek. W klubie zapomniano o idei „klub całego regionu”. Trener Żurek zapewniał, że awans do I ligi można wywalczyć tylko za pomocą doświadczonych, ogranych zawodników. Pożegnano się więc z większością piłkarzy od lat identyfikujących się z klubem, pochodzącymi z okolic Bielska-Białej. W ich miejsce przybyli zawodnicy z uznaną w Polsce marką, którzy mieli wejść do I ligi luźnym spacerkiem. Wielokrotni Mistrzowie Polski w barwach Wisły Kraków, Grzegorz Pater i Daniel Dubicki, uczestnik Mistrzostw Świata 2002, Paweł Sibik, Król Strzelców I ligi sezonu 1999/2000, Adam Kompała, Mistrz Europy U-18 z 2001 roku, Błażej Radler i wielu innych.

Wyniki sparingów mogły sugerować, że na Bielszczan nie będzie mocnych. Porywająca gra i zaledwie jedna porażka w okresie przygotowawczym robiły wrażenie na przeciwnikach. Kiedyś Frank Rijkaard, w odpowiedzi na krytykę mediów po przegranym sparingu jego FC Barcelony, powiedział: „Ocenianie siły drużyny na podstawie sparingów jest bez sensu. To tak jakby rozliczać Pavarottiego z jego śpiewu pod prysznicem”.

fot. www.katowickisport.pl

Wyniki meczów towarzyskich Podbeskidzia nie odzwierciedliły się w lidze. Co prawda po wyjazdowym remisie z innym kandydatem do awansu, ŁKS-em Łódź i domowym zwycięstwie z Kujawiakiem Włocławek nikt nie bił na alarm, ale gorące głowy zostały niesamowicie ochłodzone w trzech następnych kolejkach. Porażki z Arką Gdynia (0-2), Koroną Kielce (0-2) i GKS-em Bełchatów (1-3) po raz pierwszy w sezonie dały do myślenia, że przed naszpikowanymi gwiazdami Góralami nikt się nie położy, a mecze nie wygrają się same. Jesień w ich wykonaniu była, delikatnie mówiąc, bardzo przeciętna. Najlepiej świadczy o tym wyjazdowa porażka 0-3 ze zdecydowanym outsiderem rozgrywek – RKS-em Radomsko. Podopieczni Żurka spędzili zimę na 6. miejscu w tabeli z dorobkiem 7 zwycięstw, 5 remisów i 5 porażek. Bilans wyglądałby znacznie gorzej gdyby nie komplet zwycięstw w trzech ostatnich potyczkach, po tym jak prezes Piecuch dał drużynie ultimatum, że jeśli tych zwycięstw nie będzie, premie zostaną zamrożone.

Zimą pożegnano m. in. Pawła Sibika, kapitana, który zawiódł po całości. Do Bielska-Białej trafili Tomasz Księżyc, Hubert Jaromin, Rafał Andraszak, Marcin Makuch, François Endene Elokan „Herbert“. O Kameruńczyku mówiło się, że to typ napastnika, jakiego jeszcze polskiej lidze nie było. Drużynę zasilił też młody wychowanek, 18-letni Mariusz Sacha.

Początek rozgrywek wiosennych zakończył się lekkim falstartem – porażką 1:3 we Włocławku z Kujawiakiem, zwycięstwem z Arką 1:0 i porażką 1:2 z Koroną. Po tych meczach pod Klimczok przyjechał zdecydowany lider rozgrywek, GKS Bełchatów. Piłkarze Podbeskidzia rozegrali najlepszy mecz w sezonie i zdeklasowało przyjezdnych. Warto podkreślić, że wynik mógł być jeszcze wyższy niż 4-0. Zwycięstwo dodało skrzydeł Bielszczanom, którzy w kolejnych pięciu meczach zdobyli 11 punktów. Marsz w górę tabeli zastopował Łódzki Widzew, który przy Alei Piłsudskiego wygrał 3-0. Po dwóch domowych zwycięstwach z rzędu (ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki i Górnikiem Polkowice po 2-1), TSP przegrało wyjazdowy mecz z KSZO Ostrowiec Świętokrzystki 1-2. Spotkanie było grą jednego aktora – sędziego Marka M., który ewidentnie robił wszystko, by Bielszczanie polegli. Tuż po ostatnim gwizdu sędziego Adam Kompała powiedział: „Jeśli ten pan jest sędzią międzynarodowym to ja gram w Realu Madryt“. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek, Podbeskidzie traciło aż 9 punktów do trzeciego miejsca, które było premiowane awansem. W Bielsku-Białej zdawano sobie sprawę, że ten dystans jest zbyt duży. Nadzieją było więc zajęcie 4. miejsca, które dawało baraż o Ekstraklasę. Piłkarzy Żurka dzieliły od niego dwa punkty. W 31. kolejce pewnie pokonali juniorów z Radomska 3-0. W następnej serii gier Podbeskidzie grało w Gliwicach z Piastem, a Widzew, okupujący czwartą pozycję, podejmował w Mławie tamtejszy MKS. Łodzianie przegrali 0-1. Bielszczanie nie wykorzystali jednak potknięcia swojego rywala i solidarnie przegrali z Piastem 0-2. Arcyciekawie zrobiło się po przedostatniej kolejce sezonu, kiedy to RTS bezbramkowo zremisował w Derbach Łodzi z ŁKS-em, a Podbeskidzie pokonało Zagłębie Sosnowiec 2-1. W związku z tym obie drużyny miały po 55 punktów i o barażu o Ekstraklasę miały zadecydować ich ostatnie mecze. Teoretycznie trudniejsze zadanie miał Widzew, który pojechał na gorący teren do Włocławka, gdzie Kujawiak przegrał tylko jeden mecz. TSP miało do rozegrania wyjazdowe spotkanie ze spadkowiczem, MKS-em Mława. I jedni, i drudzy wygrali swoje potyczki.

fot. www.90minut.pl

W ciągu sezonu Widzew dwukrotnie pokonał Podbeskidzie (2-0 i 3-0). Lepszy bilans bezpośrednich gier, przy identycznym dorobku punktowym, spowodował, że to Łodzianie bili się o Ekstraklasę z barażowym dwumeczu z Odrą Wodzisław (który ostatecznie przegrali – 1-3 i 1-0).

tab. www.90minut.pl

W Bielsku-Białej wydawało się, że skoro nie teraz, to za rok bramy Ekstraklasy na pewno zostaną otwarte.

Konsekwencje ryzyka

Nie ulega wątpliwości, że angaż trenera Żurka oraz wielu zasłużonych, polskich zawodników, było wielkim ryzykiem dla drugoligowca. Niesamowicie wysokie kontrakty miały zostać zrekompensowane awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Plan się jednak nie powiódł. Już kolejnym tygodniu po ostatniej kolejce sezonu 2004/2005 w prasie pojawiły się wypowiedzi piłkarzy Podbeskidzia, którzy publicznie wylewali swoje żale na temat opóźnień w wypłatach i braku premii za zwycięstwa. Drużyna była w rozsypce, odejścia kolejnych zawodników były kwestią czasu. Pierwszy z tonącego statku uciekł kapitan, Adam Kompała, który powiedział: „Chciałbym zostać, ale klub ma wobec mnie duże zadłużenie, a na renegocjację kontraktu się nie zgodzę”. O tym jak bardzo zmienił się skład personalny TSP, najlepiej świadczy wyjściowa jedenastka z pierwszego meczu sezonu 2005/2006:

fot. www.90minut.pl

W porównaniu z wyjściowym składem z ostatniego spotkaniem poprzednich rozgrywek, powtarzają się tylko dwa nazwiska – Merda i Koman. Zawodnicy nie potrafili się ze sobą zgrać, gołym okiem widać było, że trener Żurek zupełnie nie ma pomysłu na grę. Działacze nie chcieli go jednak zwolnić, bo wiązało się to z bardzo wysokim odszkodowaniem. Cierpliwość trwała jednak tylko 4 kolejki – po remisie z HEKO Czermno, Żurka zastąpił Włodzimierz Małowiejski. Zatrudnieniu nowego szkoleniowca towarzyszyły słowa prezesa Piecucha: „Nie odpuszczamy. Chcemy powalczyć o jak najwyższe cele, czyli awans”. Niepoważność tych słów pokazywały kolejne porażki przeplatane z remisami. Podbeskidzie swój pierwszy mecz wygrało dopiero w 12. kolejce, pokonując Górnika Polkowice 2-0. Jeśli już jesteśmy przy tym spotkaniu, warto dodać, że Bielscy piłkarze wyszli na nie z 15-minutowym opóźnieniem, który miał być protestem przeciwko bardzo kiepskiej sytuacji finansowej klubu. Ostatecznie Podbeskidzie zakończyło sezon na 13. miejscu i dopiero dzięki wygranym barażom z Pelikanem Łowicz (1-1 i 5-2) zapewniło sobie utrzymanie w lidze. Problemy finansowe ciągnęły się za klubem bardzo długo. W kolejnym sezonie zatrudniono piłkarzy z łapanki, takich, którzy nie obciążą za bardzo klubowego konta. Efektem było dopiero 12. miejsce na koniec rozgrywek.

Wiele złego zrobiła afera korupcyjna, w której Podbeskidzie brało udział w sezonach 2003/2004 i 2004/2005. Ustawianie spotkań miało pomóc w awansie. Według portalu www.pilkarskamafia.blogspot.com, w tym czasie TSP brało udział w 17 meczach, które ustawiono lub przed którymi oferowano sędziemu nieuczciwe prowadzenie spotkania. Konsekwencją tych nieczystych czynów było odjęcie 6 punktów w ligowej tabeli w sezonie 2007/2008, co miało kolosalny wpływ na kształt końcowej tabeli. Przed tym sezonem do Bielska przybył młody trener, Marcin Brosz, który dostał wolną rękę w budowaniu drużyny. Możliwości finansowe były bardzo ograniczone, więc Brosz postanowił ściągnąć piłkarzy grających w okolicznych klubach, takich jak m. in. Rafał Jarosz i Maciej Szmatiuk (Koszarawa Żywiec), Juraj Dančík i Martin Matúš (Skałka Żabnica) oraz Paweł Żmudziński i Sebastian Szymański (Górnik Polkowice). Z drużyny, która miała walczyć o utrzymanie, powstał świetny monolit, który wygrywał mecz za meczem i gdyby nie kara nałożona przez PZPN, Podbeskidzie wywalczyłoby sobie awans do Ekstraklasy.

tab. www.90minut.pl

Jakie błędy popełniono?

Jak wszyscy doskonale pamiętamy, Podbeskidzie awansowało do Ekstraklasy dopiero w sezonie 2010/2011. Wtedy Robert Kasperczyk skompletował skład z zawodników niechcianych w swoich drużynach, bardzo walecznych, mających coś do udowodnienia. Ich uzupełnieniem byli piłkarze od lat związani z Bielskiem – Sławomir Cienciała, Marek Sokołowski, Dariusz Kołodziej, Piotr Koman. Przykład drużyny Kasperczyka, jak i Brosza z sezonu 2007/2008, pokazuje jak specyficzny jest drugi poziom rozgrywek w Polsce. Tutaj nazwiska nie grają, mecze wygrywa się zawziętością, walką i zaangażowaniem. Przed sezonem 2004/2005 postawiono na wielkie jak na II ligę nazwiska i oczekiwano, że awans zrobi się sam, w dodatku z rekordową liczbą punktów. Przed Kompałą, Sibikiem, Paterem czy Dubickim nikt się jednak nie położył. O każdy punkt należało gryźć trawę przez 90 minut. Podbeskidzie w tym sezonie dobrze prezentowało się w konfrontacjach z teoretycznie silniejszymi drużynami – w Pucharze Polski pokonało Górnika Zabrze 3-2 i GKS Katowice 2-1, w lidze m. in. Bełchatów 4-0 i Arkę 1-0. Jednak gdy piłkarzom Żurka przyszło grać z zespołem typowych walczaków, sytuacja wyglądała znacznie gorzej. Zwycięstwa, jeśli już zostały odniesione, przychodziły w mękach. Ostatnio po pucharowym meczu I-ligowej Chojniczaniki Chojnice z ekstraklasową Wisłą Kraków, zawodnik Chojniczanki, Andrzej Rybski, powiedział: „Dzisiaj był taki fajny mecz, można było pograć sobie piłką, a w weekend w lidze znowu zacznie się walka i rąbanka”. Te słowa idealnie opisują różnicę między pierwszym a drugim poziomem naszych ligowych rozgrywek. Na zapleczu Ekstraklasy umiejętności typowo piłkarskie, technika i taktyka schodzą na dalszy plan. Tu mecze trzeba wybiegać, a każdy punkt dosłownie wyszarpać. Na to piłkarze Żurka nie byli gotowi. Oni tego nie potrafili. Najlepszym strzelcem Podbeskidzia w tym sezonie został obrońca ze Skoczowa, Jarosław Bujok, który strzelił 6 bramek. Bilans tych, którzy mieli strzelać jak na zawołanie był mizerny:

Grzegorz Pater – 5 goli
Adam Kompała – 4 gole
François Endene Elokan – 3 gole
Rafał Andraszak – 2 gole
Daniel Dubiski – 1 gol

Nikt z nich nie zasłynął później z większych osiągnięć. Z zaciągu Żurka, w Bielsku-Białej na lata pozostał jedynie Grzegorz Pater, którego mianowano kapitanem i długo był motorem napędowym drużyny.

Podbeskidzie zawsze, a zwłaszcza przed feralnym sezonem 2004/2005, było uznawane za fabrykę młodych talentów. Do klubu przychodzili anonimowi piłkarze z regionu, którzy w przyszłości stawali się graczami bardziej utytułowanych klubów, rozgrywając setki spotkań na boiskach Ekstraklasy, Europy, a nawet w barwach Reprezentacji. Adrian Sikora, Tomasz Moskała, Sebastian Olszar, Marcin Radzewicz, Marek Sokołowski czy Tomasz Jodłowiec nie są na pewno anonimowymi postaciami polskiej piłki.

Jak widać po powyższych przykładach, w regionie jest bardzo duży potencjał. Gdyby włodarze klubu sztywno trzymali się zasady budowania drużyny wokół lokalnych zawodników, wzmocnionych kilkoma bardziej doświadczonymi piłkarzami, przy których rozwój młodych zdolnych byłby szybszy, Podbeskidzie prawdopodobnie wcześniej wywalczyłoby awans do Ekstraklasy. I wtedy pełnoprawnie byłoby nazywane klubem całego regionu. Nie tylko z powodu tego, by skupiać wokół siebie kibiców w okolic Bielska-Białej, Skoczowa, Żywca, Cieszyna i innych okolicznych miast, ale przede wszystkim ze względu na tożsamość samych zawodników. Zawodników walczących, dla których gra w Bielsku-Białej to coś więcej niż tylko comiesięczna wypłata i kolejny klub w CV.

W sezonie 2004/2005 zastosowano taktykę „tu i teraz”. Wszystko postawiono na jedną kartę, a nikt nie wkalkulował w ten plan możliwości przegranej. Zawodnicy, którzy świetnie radzili sobie na wyższych poziomach, II ligę mieli wciągnąć nosem. Tymczasem zostali przez boisko srogo zweryfikowani.

Sprawdź także:
Ofiary własnych ambicji – Odra Wodzisław Śląski. Perełka ligi z przełomu wieków
Ofiary własnych ambicji – Wisła Kraków. Tęsknota za „erą Cupiała”

fot. wyr. Przegląd Sportowy, J. Kleszcz.
Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *