Ofiary własnych ambicji – Odra Wodzisław Śląski. Perełka ligi z przełomu wieków

Wodzisław Śląski. Niewielkie miasto położone na południu Polski tuż przy granicy z Czechami. Nie jest miejscowością turystyczną, na próżno szukać tu jakichś szczególnych zabytków czy atrakcji. W 1996 roku o Wodzisławiu Śląskim zrobiło się głośno w całej Polsce. Wszystko za sprawą piłki nożnej.

W sezonie 1995/1996 Odra Wodzisław wywalczyła pierwszy w swojej historii awans do I ligi. Dla wielu kibiców w kraju klub był nie lada ciekawostką. Co prawda w tym czasie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce występowała drużyna ze znacznie mniejszej miejscowości, jednak akurat jej obecność nikogo nie dziwiła. Amica Wronki, zarządzana przez wielkiego i ambitnego sponsora, miała mocarne plany. W Wodzisławiu się nie przelewało, jednak piłkarze tworzyli zgraną, bardzo solidną drużynę. Piotr Rocki, który spędził w Odrze trzy sezony, powiedział po latach:

„To była ekipa wyrzutków, którzy w tym klubie potrafili się później odbudować. Ilu tam grało dobrych zawodników, późniejszych reprezentantów kraju. W klubie się nie przelewało, dlatego staraliśmy się za każdym razem wypromować jednego z nas. Graliśmy na niego i jeśli później udało się go sprzedać, odzyskiwaliśmy swoje pieniądze. Czasami nasze zaległości wypłacane były w naturze. Ja swoje odzyskałem zabierając z hurtowni sponsora kafelki i armaturę. Akurat się budowałem, więc się przydało”.

Wodzisławski klimat

Na powitanie I ligi Odra pokonała przed własną publicznością Polonię Warszawa 3:1. Dziewiczą bramkę zdobył Ryszard Wieczorek. Obiekt przy Bogumińskiej szybko stał się bardzo trudną do zdobycia twierdzą. W sezonie 1996/1997 zdobyły ją tylko Legia Warszawa (0:3) i Lech Poznań (1:2). Wodzisławianie znacznie gorzej radzili sobie na wyjazdach, jednak to nie przeszkodziło im w zdobyciu 18 punktów na obcym terenie. W sumie zdobyli ich 55 i zajęli 3. miejsce w tabeli. Dzięki temu, że Legia, która wywalczyła wicemistrzostwo, wygrała Puchar Polski, Odra stanęła przed szansą reprezentowania naszego kraju w Pucharze UEFA.

Wodzisławianie często bawili się w Janosika. Potrafili przegrywać mecze z drużynami bez formy, by w kolejnym tygodniu odprawiać z kwitkiem Wisłę Kraków, Legię czy Lecha. Ciekawy przebieg miały dwa domowe spotkania z Białą Gwiazdą w sezonach 2002/2003 i 2003/2004. Białą Gwiazdą, która w tych sezonach zdobywała Mistrzostwo Polski i udanie walczyła w europejskich pucharach.

90minut.pl

Podopieczni Henryka Kasperczaka cieszyli się w tym czasie dużą popularnością. Wisła dysponowała niesamowicie mocnym, jak na warunki polskiej ligi, składem. Jej przyjazd zawsze był gwarantem wysokiej frekwencji. Wiele osób marzyło, by zrobić sobie zdjęcie i zdobyć autografy od reprezentantów Polski i jednych z najlepszych obcokrajowców, którzy kiedykolwiek biegali po naszych boiskach. Po jednym z meczów w Wodzisławiu Mirosław Szymkowiak tylko przeszedł obok sporej grupy, która czekała na podpisy swoich idoli. Swoje zachowanie skomentował słowami:

„Nie będę rozdawał autografów ludziom, którzy przez cały mecz wyzywają cię od najgorszych. Z życiu nie nasłuchałem się takich epitetów jak tutaj”.

Taki był wodzisławski klimat. Ciężkie warunki stawiane przez gospodarzy, przygrywki orkiestry strażackiej na meczach z topowymi drużynami, a na trybunach loża szyderców, pochłaniająca tony słonecznika z rożków złożonych z gazety. Średnia frekwencja na stadionie Odry zawsze oscylowała w granicach 3-3,5 tys., jednak podczas wizyt największych polskich klubów obiekt często zapełniał się do ostatniego miejsca. Wielkim świętem były derby z Górnikiem Zabrze. Radosław Kałużny, opisując klimat panujący na Legii Warszawa, dodał swoje trzy grosze na temat piknikowej atmosfery w Wodzisławiu:

„Co mecz prezentowali piękną oprawę. Dbali o to, by było piekielnie głośno. Człowiek czuł, że gra na Legii, a nie jakiejś Odrze Wodzisław Śląski, gdzie przez 90 minut ciekła mu ślinka, bo pachniało kiełbaskami…”

Ciekawą historię opowiedział mi kiedyś znajomy, który przez lata jeździł na mecze Odry. 12. kolejka sezonu 2003/2004. W sobotni wieczór Wodzisławianie podejmują na własnym obiekcie Amikę Wronki. W 9. minucie defensor gospodarzy, Jan Cios, strzela piękną bramkę. Nie otrzymał za nią owacji, bowiem pokonał własnego bramkarza, Marcina Bębna. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2. Dzień później ludzie zgromadzili się w kościele, a organista zaintonował:

„Ty nam błogosław, ratuj w potrzebie i broń od zguby, gdy zagraża CIOS”.

Wszyscy, którzy dzień wcześniej byli przy Bogumińskiej, wiedzieli o co się modlą.

Miejsce dla snajperów

Najskuteczniejszym strzelcem Odry w ekstraklasowej historii jest Mariusz Nosal. Zawodnik, który bronił jej barw w latach 1997-1999 i 2003-2005, w 100 występach strzelił 30 goli. Z perspektywy czasu można śmiało stwierdzić, że Wodzisław był bardzo dobrym miejscem dla wielu napastników. Przez lata przybywali tam snajperzy, którzy w swoich drużynach prezentowali zardzewiałe strzelby, by przy granicy z Czechami odpalać solidne działa. Marcin Chmiest,  po trzech dobrych sezonach w drugoligowym GKS-ie Bełchatów, trafił latem 2005 roku do Legii Warszawa. W stolicy w 10 ligowych bojach ani razu nie trafił do bramki, zatem w przerwie zimowej rozgrywek 2005/2006 przeszedł do Odry. Odblokował się już wiosną, kiedy w 11 spotkaniach trzy razy trafiał do siatki rywali. Prawdziwy wystrzał formy zaprezentował jednak w rundzie jesiennej kolejnego sezonu. Osiem goli w 14 występach uplasowały go na drugim miejscu w klasyfikacji najlepszych strzelców i zaowocowały transferem do Bragi. Ligi portugalskiej nie zawojował. Po powrocie do Polski nie zdobył już żadnej bramki na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.

fot. przegladsportowy.pl

W jego miejsce do Wodzisławia, w ramach rocznego wypożyczenia, trafił Jakub Grzegorzewski, który miał za sobą niezbyt udane przygody w Koronie Kielce i Górniku Łęczna. Wiosną skopiował wynik z Chmiesta z jesieni. Rundę jesienną sezonu 2007/2008 również miał przyzwoitą – 11 występów i 3 gole. Kiedy wydawało się, że jego kariera nabiera tempa, doszło do zdarzenia, po którym już nigdy nie zdobył gola w Ekstraklasie. Na początku 2008 roku wdał się w bójkę, której przebieg zrelacjonował w wywiadzie dla Piłki Nożnej:

„Kolega był głodny i postanowiliśmy wejść do baru. Nagle weszło kilku mężczyzn, pięciu albo sześciu. Awantura zaczęła się niemal natychmiast, ale niestety nie wiem, co było jej powodem. Nie byłem pijany, ale nie wypieram się, że wcześniej wypiłem piwo. Pięć kufli. Zaczęliśmy się szarpać. […] Wyszliśmy na peron i tam już zaczęła się regularna bijatyka. […] Postanowiłem sprawdzić, co dzieje się z kolegą. Ale gdy zrobiłem w jego stronę kilka kroków, naszła mnie jakaś słabość. Mgła przed oczyma i coś lepkiego spływało mi z dolnej części pleców. Sprawdziłem ręką i to była krew. Po godzinie przyjechała karetka, która zawiozła mnie do szpitala. Niemal natychmiast zaczęła się operacja, a gdy się wybudziłem, lekarze poinformowali, że otrzymałem cztery uderzenia nożem w okolicę lędźwiową”.

fot. Piłka Nożna

Włodarze Odry nie zamierzali wykupywać zawodnika, o którym jest głośno nie tylko ze względów piłkarskich. Pozyskaniem Grzegorzewskiego nie były zainteresowane inne kluby z I, ani nawet z II ligi, przez co wrócił do III-ligowego Górnika Łęczna.

Przez Wodzisław przewinęło się wielu napastników, którzy nie mieli problemów ze zdobywaniem goli dla Odry, a w innych drużynach nie spełniali pokładanych w nich nadziei. Jacek Ziarkowski rozegrał w I lidze 52 mecze i strzelił 17 goli. W tych liczbach kryje się 37 występów i 16 bramek dla Odry. Analogiczny bilans Adama Czerkasa – 55/10 w I lidze, z czego 35/7 w barwach drużyny z Wodzisławia. Byli też snajperzy, dla których pobyt w klubie znad granicy z Czechami był ostatnim dzwonkiem do zaistnienia w Polsce. To w Wodzisławiu zaczął strzelać Ilijan Micanski, niepotrafiący odnaleźć się wcześniej w Lechu Poznań i Koronie Kielce.

Kłopotliwe koszulki

Czas na ewenement na skalę światową. 21. kolejka sezonu 2003/2004, Odra podejmuje na wyjeździe Lecha Poznań. Ówczesny kierownik Kolejorza, Marek Pawłowski, powiedział:

„Wysyłałem w środku tygodnia dwa pisma do Odry z informacją, w jakich my zagramy strojach – niebiesko-biało koszulki, białe spodenki i białe getry”.

Wodzisławianie na wyjazd do stolicy Wielkopolski zabrali granatowe stroje. Krzysztofowi Zdunkowi, arbitrowi spotkania, nie spodobało się to, że trykoty obu drużyn są zbyt podobne i nie zezwolił na rozegranie w nich meczu. W związku z tym piłkarze Odry wybiegli na boisko w… treningowych, pomarańczowych znacznikach. Kibice zgromadzeni na stadionie w Poznaniu nie mieli dla nich litości:

-Odra!
-Co?
-Drogowcy!

fot. lechpoznan.pl

Nie trzeba było długo czekać na kolejne ciekawe wydarzenie z piłkarskimi strojami w roli głównej. W 2. kolejce sezonu 2004/2005 Odra podejmowała na swoim stadionie Zagłębie Lubin. Gospodarze przygotowali na to starcie czerwone stroje, a goście przyjechali na Śląsk z pomarańczowymi trykotami. Marek Mikołajewski, rozjemca meczu, nie zezwolił, by drużyny rozegrały zawody w takich odzieniach.

„Zgodnie z przepisami goście powinni dostosować swoje stroje do gospodarzy”.

Rozwiązanie problemu znaleźli jednak gospodarze:

„Pożyczyliśmy im swoje białe koszulki. Musieli tylko pozaklejać napis na plecach i nasze logo z przodu”.

Miedziowi nie byli jedyną drużyną, która rozegrała swój mecz w koszulkach Odry. W sezonie 2008/2009 Piast Gliwice rozgrywał swoje domowe mecze na stadionie przy Bogumińskiej. W 11. kolejce podejmował Polonię Bytom. Stroje drużyn znowu okazały się zbyt podobne, by widowisko mogło dojść do skutku. W związku z tym Bytomianie przywdziali koszulki Odry.

Cieszynki

Kiedy barw drużyny z Wodzisławia bronił Piotr Rocki, kibice śledzący rozgrywki I ligi czekali przede wszystkim na bramki Odry. Wszystko z powodu słynnych cieszynek, które piłkarze prezentowali po strzelonym golu.

Dyrygentem orkiestry był właśnie Rocki. W sezonie 2001/2002 Wodzisławianie zaprezentowali szereg choreografii artystycznych, które szybko obiegły całą Polskę. Na mecz z Wisłą Kraków, przed którym mieli już zapewniony awans do wiosennej grupy mistrzowskiej, wyszli w czerwonych włosach. Po bramce Łukasza Sosina zebrali się przy narożniku boiska i każdy z nich doskonale wiedział, co ma robić (od 00:00 do 00:42):

Powyższy przykład jest oczywiście jednym z wielu. Po ostatnim meczu rundy jesiennej przeciwko KSZO Ostrowiec, w którym zapewnili sobie mistrzostwo rundy jesiennej, wszyscy zawodnicy przyklęknęli, a trener Wieczorek pasował ich na rycerzy. Repertuar cieszynek był przygotowany pod konkretnych przeciwników. I tak po golu strzelonemu Górnikowi Zabrze przedstawili orkiestrę górniczą, Lechowi Poznań – lokomotywę, Legii Warszawa – Kapelę Czerniakowską.

Rocki działał również solowo. Przegląd Sportowy tak wspominał mecz 6. kolejki sezonu 2002/2003:

„Jedną z trzech bramek dla Odry w meczu z Groclinem zdobył Piotr Rocki, niegdyś piłkarz niechciany przez prezesa drużyny z Grodziska Wlkp. Swą radość manifestował w dość oryginalny sposób, naśladując dyskobola. Przy okazji »Rocky’emu« wymsknęło się coś niecenzuralnego pod adresem bossa Groclinu. Aluzja była czytelna, ale odniosła zgoła nieoczekiwany skutek. W przerwie zimowej prezes Zbigniew Drzymała złożył Rockiemu propozycję nie do odrzucenia i dzisiaj piłkarz gra w zespole z Wielkopolski…”

Charakterny pomocnik nie był pierwszym i ostatnim piłkarzem, który pokonał drogę z Wodzisławia Śląskiego do Grodziska Wielkopolskiego.

Autostrada do Grodziska

Odra przez lata była trampoliną do lepszego zespołu. Wielu zawodników przedstawiło się piłkarskiej Polsce właśnie w Wodzisławiu. To tam można było wykreować lub odbudować swoje nazwisko. W klubie nie oferowano kokosów, w związku z czym wyróżniający się piłkarze stawali się łakomym kąskiem dla zamożniejszych klubów. Łukasz Sosin i Paweł Sibik, którego Jerzy Engel zabrał na Mistrzostwa Świata 2002, trafili do cypryjskiego Apóllonu, Marcin Chmiest do Sportingu Braga, Aleksander Kwiek i Mariusz Pawełek do Wisły Kraków, jednak najwięcej wodzisławskich „perełek” zasiliło Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski. Gdy tylko jakiś zawodnik zaliczył dobrą rundę w Odrze, było niemal pewne, że do klubu przyjdzie oferta z Grodziska. Zbigniew Drzymała, właściciel firmy Inter Groclin Auto i prezes Dyskobolii, nie żałował pieniędzy zarówno na wykupienie zawodników Odry, jak i oferowane im kontrakty. W Grodzisku nie brakowało niczego do grania w piłkę. Drogę z Wodzisławia do małej miejscowości w Wielkopolsce obrali m.in. Grzegorz Rasiak, Piotr Rocki, Marcin Nowacki, Robert Górski, Radim Sáblík, Marek Sokołowski, Marcin Radzewicz, Jacek Ziarkowski, Mariusz Muszalik.

fot. sport.interia.pl

Początek końca

Trzecie miejsce w sezonie 1996/1997 było ewenementem w historii występów Odry w I lidze (Ekstraklasie). Co prawda drużyna zajęła później dwa razy piąte miejsce w tabeli, ale w Wodzisławiu nikt nigdy nie zapowiadał walki o najwyższe cele. Standardem była spokojna egzystencja w środku ligowej stawki. Wyjątkiem był sezon 2004/2005, kiedy to podopieczni Franciszka Smudy musieli bronić miejsca w piłkarskiej elicie w barażowym dwumeczu przeciwko Widzewowi Łódź, wygranym nie bez problemu 3-1 i 0-1. W czerwcu 2009 roku 20% klubowych akcji Odry Wodzisław zostało sprzedanych czeskiej firmie Rovina. Czesi mieli długofalowe plany inwestowania w klub. Drużyna miała w końcu walczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie. Wiele kibiców wierzyło, że nadeszły lepsze czasy. Rzeczywistość okazała się brutalna. Wraz z pojawieniem się czeskich inwestorów, w klubie zapanował wielki chaos. Jesienią rozegrano, w związku ze zbliżającymi się Mistrzostwami Świata w Republice Południowej Afryki, 17 kolejek. Piłkarze Odry zdobyli w tym czasie zaledwie 11 punktów. Wygrali tylko 3 mecze, 2 zremisowali, a 12 przegrali. W tym czasie z ławki prowadziło ich pięciu trenerów: Ryszard Wieczorek, Paweł Sibik, Martin Pulpit, Robert Moskal i Marcin Brosz. Ten ostatni został zakontraktowany na dwie kolejki przed rozpoczęciem przerwy zimowej. W starciach z Jagiellonią i Polonią Bytom ugrał dwa punkty i powierzono mu misję uratowania klubu przed spadkiem z Ekstraklasy.

Mimo faktu, że do bezpiecznego miejsca zespół tracił tylko cztery punkty, w Wodzisławiu postawiono wszystko na jedną kartę. Sprowadzono w sumie 10 zawodników. Wśród nich byli tacy, którzy nie byli skrojeni pod klubową kasę. Pięciokrotny Mistrz Polski, Mauro Cantoro, otrzymał najwyższy kontrakt w historii klubu. Powracający do Ekstraklasy po kilku latach w lidze duńskiej Arkadiusz Onyszko, była gwiazda Wisły Kraków Brasilia i przyzwyczajony do miedziowych warunków z Lubina Robert Kolendowicz również solidnie obciążali budżet. Do tego wierzono, że w koszulkach Odry znowu zabłyszczą Grzegorzewski i Chmiest.

Obejmując posadę trenera, Brosz zapowiedział, że utrzymanie w Ekstraklasie da 20 punktów zdobytych w 15 meczach. Dwa oczka wywalczył jeszcze jesienią, zatem celem było zdobycie 18 punktów w rundzie wiosennej. Jego podopieczni rozpoczęli wiosenne zmagania z wysokiego „C”. Remis z Lechią, a przede wszystkim zwycięstwo 1-0 z aspirującą do tytułu mistrzowskiego Legią, w dodatku odniesione na jej stadionie, dało reszcie stawki jasny przekaz – nie składamy broni, jesteśmy mocni. W kolejnych 3 meczach Wodzisławianie zdobyli pięć punktów. W swoich pierwszych pięciu wiosennych starciach stracili zaledwie jednego gola! W dalszej części rundy nie było już tak kolorowo. Dobre mecze przeplatali słabymi, regularnie gubiąc punkty. W 27. kolejce pokonali 2-1 Arkę Gdynia, jednego ze swoich największych rywali w walce o utrzymanie, i wdrapali się na 14. miejsce w tabeli, które gwarantowało pozostanie w Ekstraklasie. Wydawało się, że to Odra ma wszystko w swoich rękach i rozda karty w wojnie o utrzymanie podczas trzech kolejek kończących sezon. Wyjazdowa porażka 1-2 z Zagłębiem Lubin i dramatyczna klęska 2-4 ze Śląskiem Wrocław przed własną publicznością spowodowały, że na kolejkę przed końcem sezonu piłkarze Brosza utknęli na dnie tabeli.

tab. 90minut.pl

Korespondencyjną walkę o utrzymanie toczyli z Piastem, który podejmował u siebie Cracovię, i Arką, grającą we Wrocławiu ze Śląskiem. Warto podkreślić, że Pasy i Śląsk nie grali już o nic. Odra miała przed sobą starcie w Krakowie z Wisłą, wciąż mającą matematyczne szanse na Mistrzostwo Polski.

W 93’ boju przy Suchych Stawach pojawiła się nieoczekiwana iskierka nadziei na utrzymanie, kiedy Daniel Bueno pokonał Marcina Juszczyka, doprowadzając do remisu 1-1.

W tym samym czasie Arka przegrywała 1-2, a Piast 0-1. Wyniki meczów do końca nie uległy zmianie, w związku z czym Odra spadła z ligi. Jej los podzielili Gliwiczanie. Marcin Brosz na konferencji prasowej po meczu z Wisłą powiedział:

„Zrobiliśmy w tej rundzie 18 punktów, a marzyliśmy, żeby tych punktów było 20. Uważałem, że 20 punktów to było minimum. Obserwując zawodników, nie tylko w meczach, ale też na treningach, widząc ich zaangażowanie, uważam, że mieliśmy na to szansę. Nie zrealizowaliśmy jednak tego założenia i mamy do siebie o to żal. Te dwa punkty pozwoliłyby zostać Odrze w Ekstraklasie”.

Miejsca Odry w tabeli rozgrywek I ligi (Ekstraklasy).

Co dalej?

Barwna przygoda Odry Wodzisław w Ekstraklasie trwała 14 sezonów. Zawodnikiem, który otwiera i zamyka ten okres, jest Jan Woś, który zagrał zarówno w pierwszym, jak i póki co ostatnim meczu Odry w najwyższej klasie rozgrywkowej.

fot. 90minut.pl

Woś był jednym z nielicznych piłkarzy, który nie odszedł z tonącego okrętu i w sezonie 2010/2011 dowodził nim na drugim szczeblu. Już w rundzie jesiennej głośno było o problemach organizacyjnych w Wodzisławiu. Czkawką odbijała się wiosna poprzedniego sezonu. Działacze nie potrafili wykaraskać się z olbrzymich problemów finansowych. Mimo to drużyna radziła sobie całkiem nieźle. Po rundzie jesiennej zajmowała 8. miejsce w tabeli. W przerwie zimowej doszło do rewolucji kadrowej, która była efektem wielomilionowych długów i braku płynności finansowej. Sezon dograli młodzi zawodnicy, którzy w 17 ligowych spotkaniach zdobyli zaledwie osiem punktów. W trakcie rundy wiosennej klub ogłosił upadłość.

Od tej pory historia Odry jest niesamowicie poplątana. W rozgrywkach 2011/2012 występowała w klasie C, wygrywając ligę. Kolejny sezon rozpoczęła w III lidze, dzięki fuzji ze Startem Bogdanowice. W 2014 roku Wodzisławianie spadli do IV ligi, jednak nie zostali dopuszczeni do rozgrywek. W związku z tym sezon 2015/2016 rozegrali ponownie w C klasie. Obecnie klub, dzięki uchwale Zarządu Śląskiego Związku Piłki Nożnej, rywalizuje w lidze okręgowej. Co ciekawe, lokalnym rywalem Odry Wodzisław jest… MKP Odra Centrum Wodzisław Śląski. Obecność dwóch zespołów o niemal identycznej nazwie w jednym mieście bardzo drażni nie tylko kibiców, ale także zawodników obu drużyn.

Sprawdź także:
Ofiary własnych ambicji – Podbeskidzie Bielsko-Biała. Gdzie się podziali tamci Górale?
Ofiary własnych ambicji – Wisła Kraków. Tęsknota za „erą Cupiała”

fot. wyr. legionisci.com
Facebook Comments

1 thought on “Ofiary własnych ambicji – Odra Wodzisław Śląski. Perełka ligi z przełomu wieków

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *