Mundial 2006: Ale że Dudka nie wzięli na mundial?

Po 32 latach Mistrzostwa Świata ponownie zagościły do Niemiec. Tym razem do Niemiec niepodzielonych. Od dziesięcioleci mówiło się, że nasi sąsiedzi potrafią zorganizować doskonałą imprezę, ale nie potrafią się na niej bawić. Czy w 2006 roku coś w tej kwestii się zmieniło? Jakie emocje towarzyszyły powołaniom Pawła Janasa? Jak bardzo i dlaczego na mundialu zawiódł Ronaldinho, zapowiadany na największą gwiazdę rozgrywek? Czym podczas całego turnieju wyróżniał się Gennaro Gattuso? Dlaczego przed finałem Raymond Domenech zabronił swoim zawodnikom ćwiczyć rzuty karne? Który włoski zawodnik jako pierwszy interweniował u sędziego w sprawie główki Zidane’a wymierzonej w klatkę piersiową Materazziego? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w poniższym tekście. Zapraszam do zapoznania się z kulisami Mundialu 2006.

W 2000 roku FIFA postanowiła, że 18. edycja Mistrzostw Świata odbędzie się w Niemczech. Wielka piłka miała wrócić do naszych zachodnich sąsiadów po 32 latach. W 1974 roku najważniejsza piłkarska impreza odbywała się bowiem w RFN. Wówczas ze względów politycznych najlepszych zawodników nie mógł gościć m.in. Berlin. W 2006 roku Stadion Olimpijski w stolicy Niemiec miał stać się najważniejszą areną mundialu, na której zostanie rozegrany wielki finał. Występ na tym obiekcie stał się marzeniem 194 reprezentacji startujących w eliminacjach.
Dobra końcówka kwalifikacji do Euro 2004 dawała nadzieję, że Paweł Janas jest w stanie zbudować dobrą drużynę, która da nam awans na Mistrzostwa Świata w Niemczech. W grupie eliminacyjnej trafiliśmy na Anglię, Austrię, Azerbejdżan, Irlandię Północną i Walię. Biało-Czerwoni poradzili sobie znakomicie. Co prawda dwa razy musieli uznać wyższość Anglików, ale w pozostałych spotkaniach odnieśli komplet zwycięstw i zajęli drugie miejsce w tabeli. Zdobycz punktowa dała im możliwość bezpośredniego awansu na turniej bez konieczności rozgrywania barażów. Niekwestionowanym bohaterem eliminacji był Tomasz Frankowski. Napastnik nie należał do ulubieńców szkoleniowca. Swoją obecność w drużynie zawdzięczał przede wszystkim mediom, które niemal codziennie domagały się jego powołania. Wydaje się, że Janas sięgał po niego dla świętego spokoju. Krytykował go nawet po golach. Kiedy Franek udokumentował wyjazdowe zwycięstwo 3:1 nad Austrią, Janas, zapytany o jego grę, burknął:

„Powinien strzelić gola już po pierwszym uderzeniu, podniósł mi ciśnienie strzelając na raty”.

fot. interia.pl

Jeszcze w 2005 roku kadra rozegrała dwa mecze kontrolne. Jedno z nich miało ogromne znaczenie w kontekście mundialowych poczynań. Gole Kłosa, Smolarka i Mili zapewniły zwycięstwo 3:0 nad Ekwadorem. Miesiąc później losowanie skojarzyło obie ekipy w fazie grupowej Mistrzostw Świata. W drugim listopadowym sparingu podopieczni Janasa pokonali Estonię 3:1. Na listę strzelców wpisał się m.in. forowany przez kibiców i dziennikarzy Grzegorz Piechna. Dla popularnego Kiełbasy starcie okazało się zarówno debiutem, jak i pożegnaniem z drużyną narodową.
W przerwie zimowej sezonu 2005/06 Jerzy Dudek, podstawowy bramkarz reprezentacji, wyraził chęć odejścia z Liverpoolu. Chciał być w grze, by być jak najlepiej przygotowany na wyjazd do Niemiec. Włodarze The Reds nie wyrazili zgody choćby na wypożyczenie. Bohater finału Ligi Mistrzów z 2005 roku poddał się więc surowemu rygorowi treningowemu. Ponadto przyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji nawet wtedy, gdy nie musiał się na nich pojawiać. Na każdym z nich rozmawiał z Pawłem Janasem, a ten zapewniał go, że jest pewniakiem do wyjazdu na mundial.
Swoje problemy miał także Tomasz Frankowski. Po odejściu do hiszpańskiego drugoligowca z Elche, wiele osób straciło go z pola widzenia. Był stale powoływany na przedmundialowe sparingi, dostawał wiele minut gry, ale ani razu nie wpisał się na listę strzelców w starciach przeciwko Ekwadorowi, USA, Litwie i Wyspom Owczym.
Tuż przed ogłoszeniem przez Janasa ścisłej kadry na Mistrzostwa Świata, media spekulowały, że może w niej zabraknąć Tomasza Rząsy. W obawie przed takim posunięciem Dudek wysłał SMS-a do Macieja Skorży, asystenta szkoleniowca:

„Wybierając skład, pamiętajcie o wszystkich chłopakach, którzy ciężko pracowali na ten awans. Mamy super atmosferę, razem ją tworzyliśmy. Jeśli nie macie zamiaru powoływać kogoś z doświadczonych chłopaków, lepiej mnie też nie powołujcie. Nie chcę przeżywać jeszcze raz takiego zawodu jak w Korei”.

Relację z ogłaszania kadry na mundial transmitowała na żywo telewizja Polsat. Janas rozpoczął od bramkarzy.

Artur Boruc, Tomasz Kuszczak, Łukasz Fabiański.
-Naprawdę?
– zapytał zdziwiony prowadzący.
-No tak powiedziałem. Biorę na siebie odpowiedzialność, taką podjąłem decyzję.

Kiedy przeszedł do obrońców, nie wymienił nazwisk dwóch Tomaszów, stanowiących o sile drużyny w eliminacjach, Kłosa i Rząsy. W pomocy nie było zaskoczenia, choć po latach moglibyśmy się dziwić, dlaczego szansy nie otrzymał Kuba Błaszczykowski. Kibice łapali się za głowy widząc zestawienie ataku:

-Maciej Żurawski, Grzegorz Rasiak, Ireneusz Jeleń, Paweł Brożek.

Niewielką niespodzianką był brak Andrzeja Niedzielana, jednak nieobecność Frankowskiego uznano za sensację. Na koniec prowadzący zagaił do Janasa o Grzegorza Rasiaka:

-Niektórym od początku wydawało się, że Rasiak jest pewniakiem w twojej kadrze?
-Niektórzy twierdzili, że jeszcze inni ludzie są pewniakami, a jednak ich tu nie ma.

Chwilę później do głosu doszedł Mateusz Borek:

-To, że my jesteśmy w szoku to nic, bo kilku piłkarzy z pewnością jest w szoku po obejrzeniu tej listy. Jak pan to wymyślił?
-Dzisiejszej nocy posiedziałem i troszkę kartek pokreśliłem, porysowałem na różnych pozycjach i tak mi z tego wyszło.

„Szok” był delikatnym słowem w stosunku do tego, co przeżyli pominięci zawodnicy. Już następnego dnia Dudek stwierdził w TVP, że myślał, że zagranie Janasa ma na celu podniesienie oglądalności, a chwilę później wyciągnie kartkę z właściwą kadrą na mundial. Tak się jednak nie stało. Tomasz Frankowski brak powołania opisywał słowami:

„To był wstrząs. Nic nie zapowiadało, że nie znajdę się w kadrze, ale stało się inaczej. Poczułem się tak, jakbym wrócił do domu i zastał żonę z innym partnerem”.

Tomasz Kłos wystąpił za to w reklamie Etopiryny, leku na ból głowy. Stał się twarzą sloganu: „Serce boli. Głowa nie”. Po latach Dudek stwierdził, że nie ma do Janasa pretensji za sam brak powołania, tylko za sposób, a raczej jego brak, poinformowania go o tym fakcie.

„Ani nie powiedział, ani nie zadzwonił. Żal pozostał”.

fot. sport.tvp.pl

Po raz pierwszy panujący Mistrz Świata nie miał zapewnionego udziału w kolejnym turnieju. Brazylijczycy bez problemu wygrali grupę kwalifikacyjną w strefie CONMEBOL. Obok nich, Polaków i Niemców (gospodarz) awans wywalczyły: Anglia, Chorwacja, Czechy, Francja, Hiszpania, Holandia, Portugalia, Serbia i Czarnogóra, Szwajcaria, Szwecja, Ukraina, Włochy, Argentyna, Ekwador, Paragwaj, Kostaryka, Meksyk, Stany Zjednoczone, Trynidad i Tobago, Australia, Angola, Ghana, Togo, Tunezja, Wybrzeże Kości Słoniowej, Arabia Saudyjska, Iran, Japonia, Korea Południowa. Drużyny zostały podzielone na osiem czterozespołowych grup:

Grupa A: Ekwador, Kostaryka, Niemcy, Polska
Grupa B: Anglia, Paragwaj, Szwecja, Trynidad i Tobago
Grupa C: Argentyna, Holandia, Serbia i Czarnogóra, Wybrzeże Kości Słoniowej
Grupa D: Angola, Iran, Meksyk, Portugalia
Grupa E: Czechy, Ghana, Stany Zjednoczone, Włochy
Grupa F: Australia, Brazylia, Chorwacja, Japonia
Grupa G: Francja, Korea Południowa, Szwajcaria, Togo
Grupa H: Arabia Saudyjska, Hiszpania, Tunezja, Ukraina

Polacy byli bardzo zadowoleni z losowania. Wiadomo było, że zdecydowanym faworytem naszej grupy byli Niemcy, jednak zajęcie drugiego miejsca wydawało się taką łatwizną jak zadanie z matematyki w książce dla czwartoklasisty. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej bez problemu pokonaliśmy Ekwador w meczu kontrolnym w Barcelonie.
Finały 18. edycji Mistrzostw Świata rozegrano w dniach 9 czerwca – 9 lipca 2006 r. Organizatorzy przygotowali 12 stadionów w 12 miastach: Berlin, Dortmund, Frankfurt nad Menem, Gelsenkirchen, Hamburg, Hanower, Kaiserslautern, Kolonia, Lipsk, Monachium, Norymberga i Stuttgart.
Po stosunkowo krótkiej ceremonii otwarcia do boju stanęły drużyny Niemiec i Kostaryki. Gospodarze imprezy pokazali bardzo skuteczny, ładny dla oka futbol i pokonali przybyszy z Ameryki Środkowej 4:2. Niespełna godzinę później w szatni reprezentacji Polski, przygotowującej się do starcia z Ekwadorem, zawitał premier Kazimierz Marcinkiewicz. Wszedł, zaczął żartować z zawodnikami i wraz ze swoją ochroną zwiedzać zakamarki pomieszczenia. Rozwścieczyło to trenera Janasa, który, zamiast motywować swoich piłkarzy, musiał odpowiadać na pytania premiera i pracowników BOR-u. Miał jednak związane ręce, nie mógł nic poradzić na taki rozwój wydarzeń. Rozkojarzeni reprezentanci stracili dwie łatwe bramki i swój udział w turnieju rozpoczęli od porażki 0:2. Piłkarska impreza jeszcze na dobre się nie rozpoczęła, a sytuacja Biało-Czerwonych już była fatalna.

fot. tvp.pl

Dwa dni później w Barsinghausen odbyła się jedna z najbardziej komicznych konferencji prasowych w historii Mistrzostw Świata. Obok Michała Listkiewicza i Antoniego Piechniczka naszą ekipę reprezentował kucharz, Tomasz Leśniak. Nikt nigdy nie miał wątpliwości, że trener Janas jest introwertykiem. Po porażce w inauguracyjnym spotkaniu z Ekwadorem zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Swoim zawodnikom dał w tym czasie dzień wolnego.

Mecz o być albo nie być rozgrywaliśmy z Niemcami. Zgodnie z przewidywaniami bardziej przypominał obronę Częstochowy niż wymianę ciosów. W bramce dwoił się i troił Artur Boruc, przez bardzo długie minuty wybijając rywalom z głów myśli o zwycięstwie. Do wywalczenia remisu zabrakło kilkudziesięciu sekund. Niemal w ostatniej akcji spotkania gola zdobył Oliver Neuville. Gospodarze jako pierwsi zapewnili sobie awans do 1/8 finału, nasi piłkarze jako pierwsi musieli pakować się w drogę do domu. W starciu na otarcie łez Biało-Czerwoni pokonali Kostarykę 2:1 po dwóch golach Bartosza Bosackiego. Zawodnika, który do kadry dołączył w ostatniej chwili, po tym, jak bałagan w papierach związanych z wynikami badań lekarskich wyeliminował Damiana Gorawskiego.

fot. przegladsportowy.pl

W grupie B zaskakiwał Trynidad i Tobago. Barwna drużyna prowadzona przez Leo Beenhakkera niespodziewanie zremisowała bezbramkowo ze Szwecją. Strachu napędziła również Anglikom. Synowie Albionu dopiero w 83. minucie zdołali wyjść na prowadzenie. Podwyższyli w doliczonym czasie gry, dzięki czemu wygrali 2:0. Takim samym wynikiem z T&T uporał się Paragwaj. W pojedynku Anglii ze Szwecją padła bramka nr 2000 w historii Mistrzostw Świata. Jej autorem był Marcus Allbäck.
Starcia grupy C, zgodnie uznawanej za grupę śmierci, były na tej fazie rozgrywek zdecydowanie najciekawsze. Argentyńczycy, po pokonaniu 2:1 Wybrzeża Kości Słoniowej, mierzyli się z Serbią i Czarnogórą, serwując Europejczykom solidną lekcję futbolu. Wynik 6:0 nie pozostawia złudzeń. Autorem jednego z trafień był 19-letni, debiutujący na mundialu zawodnik Barcelony, Leo Messi. Bramka meczu należała do Estebana Cambiasso, który ze spokojem wykończył zespołową akcję całej drużyny. Zanim piłka dotarła do piłkarza Interu Mediolan, jego koledzy wymienili 26 podań, większość z pierwszej piłki.

fot. goal.com

Zgodnie z przewidywaniami, najlepszymi drużynami grupy D okazały się Portugalia i Meksyk, grupy E Włochy i, dość nieoczekiwanie, Ghana. W meczu Włochów z Czechami kontuzji doznał Alessandro Nesta. Uraz okazał się na tyle poważny, że spekulowano, że dla znakomitego defensora Milanu mundial dobiegł końca. Do ewenementu doszło podczas spotkania Australii z Chorwacją w grupie F. Arbiter Graham Poll pomylił się w obliczeniach i zapiskach, dzięki czemu Josip Simunić nie został ukarany czerwoną kartką po obejrzeniu dwóch żółtek. Chwilę później zawodnik zapracował na trzecią żółtą kartkę, ta w końcu okazała się skuteczna. W grupie G losy awansu ważyły się do ostatniej kolejki. Ostatecznie promocję uzyskali Szwajcarzy i Francuzi. W grupie H bezkonkurencyjne były ekipy z Europy – Hiszpania i Ukraina zostawiły Arabię Saudyjską i Tunezję daleko w tyle.
W 1/8 finału ogólnie wiało piłkarską nudą, ale odnotowaliśmy kilka niecodziennych, historycznych sytuacji. Starcie Portugalii z Holandią było najbardziej brutalnym w dziejach rozgrywek. Kto pamięta to spotkanie, doskonale wie, że było najzwyczajniej w świecie brzydkie. Najwięcej pracy miał sędzia Walentin Iwanow, zmuszony do częstego używania gwizdka. Efekt? 16 żółtych kartek i 4 czerwone, po dwie dla każdej z ekip. W międzyczasie Maniche strzelił jedyną, decydującą bramkę.

fot. thesportsman.com

Do kontrowersji doszło w spotkaniu Włochów z Australią. Papierowy faworyt z Półwyspu Apenińskiego przez 90 minut męczył się niesamowicie, próbując sforsować szczelną obronę Australijczyków. Z pomocą przyszedł karny z kapelusza, zamieniony na skuteczne trafienie Tottiego. Brazylia pewnie pokonała 3:0 Ghanę, odnosząc tym samym 11. zwycięstwo z rzędu w finałach Mistrzostw Świata. Jedną z bramek zdobył Ronaldo, dla którego było to 15. mundialowe trafienie. W tej chwili uczyniło go najskuteczniejszym zawodnikiem w historii światowego czempionatu. Z niemieckim turniejem pożegnała się Szwajcaria, choć nie straciła na nim ani jednej bramki. Po bezbramkowych 120 minutach przeciwko Ukrainie, Helweci okazali się słabsi w serii rzutów karnych. Anglia pokonała Ekwador 1:0, Argentyna Meksyk 2:1, Niemcy Szwecję 2:0, a w zdecydowanie najciekawszym widowisku Francja wygrała z Hiszpanią 3:1.
Celem pozasportowym turnieju była walka z rasizmem. FIFA i organizatorzy postanowili, że przed każdym meczem ćwierćfinałowym kapitanowie odczytają swój sprzeciw w stosunku do uprzedzeń na tle rasowym. Po wszystkim drużyny zjednoczyły się i stanęły do zdjęcia z banerem z napisem „Say no to racism”.

Niepodważalną gwiazdą turnieju miał być najlepszy zawodnik 2005 roku, brazylijski czarodziej z Barcelony, Ronaldinho. Piłkarski wirtuoz na kilka miesięcy przed mundialem podpisał szereg kontraktów reklamowych z najbardziej wpływowymi sponsorami rozgrywek, stając się poniekąd ich nieoficjalną twarzą. Bez względu na to, na jaki kanał przełączyło się telewizor, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że za moment zobaczymy reklamę z udziałem Ronaldinho. Zbyt duże zaangażowanie w sprawy okołofutbolowe spowodowały, że pomocnik w czerwcu zdecydowanie nie był w formie. Nawet niezbyt uważni obserwatorzy dostrzegli, że nie czaruje tak jak w klubie, jest ospały, z dziwną łatwością traci piłkę, nie ma wpływu na poczynania swojej drużyny. Pojawiały się nawet głosy, by w starciu przeciwko Francji usiadł na ławce. Ostatecznie wyszedł na murawę stadionu we Frankfurcie, ale został przyćmiony przez Zinedine’a Zidane’a. Kapitan Trójkolorowych niczym wybitny dyrygent kierował grą swojego zespołu i walnie przyczynił się do zwycięstwa 1:0. Historia tym samym zatoczyła koło. Canarinhos ponieśli pierwszą mundialową porażkę od 12 lipca 1998 roku, kiedy przegrali z… Francją.

fot. igol.pl

Bardzo dobrą grę, najbardziej widowiskową na niemieckich boiskach, prezentowała Argentyna. W starciu z gospodarzami była zespołem znacznie lepszym. Niemcy po raz kolejny pokazali duże wyrachowanie. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do remisu doprowadził Miroslav Klose. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, a rzuty karne lepiej wykonywali gracze Jurgena Klinsmanna. Jedenastki wyłoniły półfinalistę także w starciu Anglii z Portugalią. Brytyjczycy znowu nie osiągnęli rezultatu na miarę swojego potencjału i hucznych zapowiedzi. Szerokim echem na Wyspach Brytyjskich odbiła się sytuacja z 62. minuty. W walce o piłkę Wayne Rooney w chamski sposób potraktował Ricardo Carvalho, zadając mu soczystego kopniaka na udo. Najbardziej u sędziego protestował klubowy kolega Rooneya, Cristiano Ronaldo. Arbiter ukarał agresora czerwoną kartką, a spora część czerwonego Manchesteru na moment znienawidziła portugalską, wschodzącą gwiazdę futbolu.

fot. 90min.com

W czwartym ćwierćfinale Włosi bez problemów uporali się z Ukrainą, wygrywając 3:0.
Półfinały skojarzyły ze sobą Francję i Portugalię oraz Włochów i Niemców. Szkoleniowiec Francuzów, Raymond Domenech, wyczuł w swojej ekipie spore rozluźnienie po wyeliminowaniu Brazylii. Od wielu tygodni było pewne, że ostatnie turniejowe starcie Mistrzów Świata z 1998 roku będzie zarazem pożegnalnym meczem Zinedine’a Zidane’a. Domenech apelował do podopiecznych:

„Zróbcie do dla naszego kapitana, wznieście się na szczyty swoich możliwości i pozwólcie mu zejść ze sceny po meczu o złoto, a nie po brąz”.

Podziałało. Ojcem zwycięstwa ponownie został sam Zidane, autor trafienia, po którym Francja pokonała Portugalię 1:0.
Fantastyczna atmosfera panowała we włoskiej ekipie. Były jednak dwa przykre wyjątki. Kontuzjowany Nesta walczył z czasem, jednak jego uraz nadal dawał się we znaki. Często płakał, wyrzucając sobie, że nie jest częścią drużyny zmierzającej po medal. Problemy miał także Daniele De Rossi. Codziennie otrzymywał listy z pogróżkami od niezrównoważonych kibiców. Najbardziej obawiał się o swoją rodzinę, zatem zapewnił jej ochronę na czas swojej nieobecności. Półfinał z Niemcami miał bardzo emocjonującą końcówkę. Regulaminowe 90 minut nie przyniosło rozstrzygnięć. Wydawało się, że dogrywka również nie wyłoni finalisty. Wówczas ujawnił się geniusz Pirlo, który bardzo spokojnie przytrzymał piłkę przed polem karnym Lehmanna i posłał no-look passa do Grosso, a ten trafił do siatki. Gospodarze turnieju w momencie rzucili się od odrabiania strat i nadziali się na zabójczą kontrę. Gilardino znakomicie przytrzymał piłkę i jeszcze lepiej dograł ją do wbiegające w pole karne Del Piero. Legenda Juventusu przypieczętowała awans do finału, ściągając pajęczynę z okienka bramki rywali.

fot. goal.com

Mecz o trzecie miejsce poszedł po myśli Niemców. Zwycięstwo 3:1 nad Portugalią i brązowy medal Mistrzostw Świata nie był jednak największą nagrodą dla piłki zza Odry. Od dziesięcioleci mówiło się, że nasi sąsiedzi potrafią zorganizować doskonałą imprezę, ale nie potrafią się na niej bawić. Mundial 2006 pokazał, że Niemcy mogą wyjść na ulicę, zintegrować się i wspólnie przeżywać zwycięstwa i porażki drużyny narodowej. Wielkie telebimy w centrach miast przyciągały setki tysięcy osób. Rozgrywki zakorzeniły w wielu z nich miłość do piłki nożnej. W kolejnych miesiącach znacznie wzrosły słupki oglądalności Bundesligi i programów stricte piłkarskich.
Wielki finał Mistrzostw Świata był zapowiadany jako rewanż za finał Euro 2000. Drużyny przygotowywały się do niego w zgoła odmiennych okolicznościach. Ewenementem w kadrze Włoch był Gennaro Gattuso. Każdy kibic zna jego krewki charakter z boiska, ale mało kto wie, jakim człowiekiem jest na co dzień. Podczas niemieckiego turnieju był najbardziej aktywnym i najbardziej upierdliwym członkiem ekipy. Andrea Pirlo w swojej biografii Myślę, więc gram wspominał, ze od początku turnieju Rino chodził w kombinezonie. Zakładał go zawsze i wszędzie, bez względu na porę dnia, temperaturę powietrza i okoliczności. Według niego strój był szczęśliwy, bo pchał Włochów do kolejnych faz turnieju. Nie wyprał go ani razu, a paradował w nim codziennie. Mniej więcej od ćwierćfinałów smród unoszący się z ubrania był nie do wytrzymania dla współtowarzyszy. Ponadto, kiedy wszyscy w skupieniu przygotowywali się do kolejnych spotkań, Gattuso wyładowywał emocje krzycząc wniebogłosy. Jego wołanie przypominało bardzo żywiołową mowę motywującą, przeklinał, obrażał rywali i zapowiadał, co zrobi jednemu i drugiemu. W gruncie rzeczy nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że krzyczał sam do siebie. Jego głos przebiłby nawet Wielki Mur Chiński, więc koledzy z drużyny korzystali z tych nietypowych wykładów. Wykładów, które tak naprawdę bardzo ich bawiły i rozluźniały atmosferę. Apogeum krzyków nastąpił na dzień i noc przed wielkim finałem. W dniu meczu z Francją Gianluigi Buffon, cierpiący na bezsenność przez nocne wybryki pomocnika Milanu, zapytał rano:

-Rino, ty spać nie mogłeś czy co?
-Ćwiczyłem przewrotki na łóżku.

fot. sprintesport.it

Na ostatnim treningu przed najważniejszym meczem mundialu, piłkarze reprezentacji Francji chcieli potrenować rzuty karne. Domenech stanowczo im tego zabronił, mówiąc, że to i tak nic nie da, a szkoda na to czasu. Zasugerował, że sprawę tytułu mają rozstrzygnąć w ciągu maksymalnie 120 minut. Dodał, że ćwiczenie jedenastek przed takim starciem nie ma sensu, bo okoliczności treningu i finału Mistrzostw Świata, oglądanego przez 75 tys. kibiców na stadionie i ponad 1/6 populacji na całym świecie, są nieporównywalnie różne. Na boisku treningowym nie ma presji, wzroku przychylnie lub negatywnie nastawionych obserwatorów, ryku trybun.
Szkoleniowiec Trójkolorowych wygłosił przed starciem znakomitą przemowę:

„Pamiętajcie, że kiedyś mieliście 10 lat. Wówczas nie marzyliście o Ferrari, tylko o tym, by strzelić gola w finale Mistrzostw Świata. By być jak Platini. Pamiętajcie, że dzisiaj inne dzieciaki mają 10 lat i chcą być jak wy. Nie chcą jeździć takim samochodem jak wy, tylko chcą grać jak wy. Więc grajcie. Pamiętajcie o marzeniach”.

Wśród wielkich finalistów było aż 8 zawodników Juventusu. Klubowi z Piemontu groziły surowe kary w związku z Aferą Calciopoli. 9 lipca 2006 roku nikt o tym nie myślał. Liczył się tylko włosko-francuski pojedynek. Już w pierwszych dwudziestu minutach oglądaliśmy dwa gole. Najpierw sprytny strzał z rzutu karnego Zidane’a wyprowadził Francuzów na prowadzeniem a później wyrównał Marco Materazzi. Więcej trafień już nie oglądaliśmy. Strzelcy bramek wystąpili w rolach głównych w 110. minucie. Gentlemani urządzili sobie krótką pogawędkę, którą zakończyła soczysta główka w klatkę piersiową defensora z Italii.

Pierwszym zawodnikiem, który ruszył z pretensjami do arbitra liniowego, był Gianluigi Buffon. Jego ekspresyjna reakcja wywarła dużą presję na asystencie. Po latach Gigi stwierdził, że zachował się źle, niesportowo. Do dzisiaj ma do siebie pretensje za tę sytuację. Zidane zakończył swoją karierę z czerwoną kartką. Bardzo długo spekulowano na temat tego, co Materazzi mógł powiedzieć jednemu z najlepszych pomocników w dziejach futbolu. Uderzenie z byka zostało uwieczniane nawet na rzeźbach i posągach. Gracz Interu przyznał, że obrażał siostrę Zidane’a.

Rzuty karne były wykonywane niemal perfekcyjnie. Pomylił się tylko Trezeguet, trafiając w poprzeczkę. Włosi po raz czwarty zostali Mistrzami Świata.

fot. fifa.com

Zidane na pocieszenie odebrał nagrodę za najlepszego zawodnika mundialu. Królem Strzelców, z 5 trafieniami, został Miroslav Klose. Pierwszy raz w historii żaden z zawodników nie popisał się hat-trickiem. Mistrzostwa Świata zostały perfekcyjnie przygotowane i miały znakomitą otoczkę. Na poziom sportowy w gruncie rzeczy nie mamy co narzekać, choć jednak mały niedosyt pozostał. W trakcie zmagań pojawił się słynny komentarz jednego z internautów:

„Zawodnicy zachowują się wzorowo. Nie palą, nie piją, nie grają”.

Zmęczeni trudami turnieju Włosi tak bardzo zżyli się ze sobą, że z bólem serca wracali do domu. Gigi Buffon w książce Numer 1 wspomina:

„To było fantastyczne 40 dni. Żal nam było opuszczać hotel. Stał się czymś naszym, integralną częścią naszego sukcesu, miejscem naszego odkupienia. To właśnie tam zarówno my wszyscy, jak i ludzie otaczający nas każdego dnia – na treningach, wyjazdach czy w autokarze – odkryliśmy na nowo dumę narodową”.

Facebook Comments

1 thought on “Mundial 2006: Ale że Dudka nie wzięli na mundial?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *