Gigi Buffon – Numer 1. Recenzja

Legenda Starej Damy, jeden z najlepszych bramkarzy w historii futbolu, Gianluigi Buffon. Jego autobiografia obiegła cały świat. W końcu trafiła i na nasze półki. Zapraszamy do zapoznania się z recenzją książki “Gigi Buffon. Numer 1”.

Zacznijmy od tego, że historia opisana w lekturze ma swój finał 1 sierpnia 2008 r. Premiera polskiego wydania miała miejsce dopiero w 2014 r. Na początku Buffon opowiada o swoim dzieciństwie, o cieple otaczającym go w jego rodzinnym domu. Poznajemy wartości, jakie zostały mu wpojone w najmłodszych latach życia i które kierują nim do dzisiaj. Mało który chłopak, który pierwszy raz w życiu dostaje piłkę, marzy o tym, by zostać bramkarzem. Niemal  każdy chce być napastnikiem, strzelać bramki, być gwiazdą podwórka. Legenda Juve przeprowadza nas przez drogę, którą przeszedł, by zostać golkiperem. Ze szczegółami zdradza kulisy swojego transferu do Parmy, za czasów której świat poznał młodego, pewnego siebie, czasami niesfornego i aroganckiego chłopaka. Chłopaka z wielkimi piłkarskimi perspektywami. Bardzo zabawne historie dotyczą wydarzeń sprzed meczu Parma – Milan z 19.11.1995 r., w którym Gigi zadebiutował w pierwszej drużynie Niebiesko-Żółtych.

Okazuje się, że w przeszłości nie był do końca takim piłkarskim gentlemanem jak dzisiaj. Podczas jednego z meczów wdał się w przetargi słowne z kibicami, które zakończył wymownym gestem, po których oberwało się nieco jego mamie.

-Powinna się pani wstydzić za syna!
Ona jednak odpowiedziała:
-Przecież ma dopiero osiemnaście lat.
-Tak, ale zarabia miliardy – dorzucił ktoś inny.
-Nawet z miliardami na koncie wciąż jest zaledwie osiemnastolatkiem – odparowała.

Niewyparzony język, ale przy tym bardzo duża pewność siebie i wiara we własne możliwości, pozwalały Gigiemu odpowiadać na pytania dziennikarzy m. in. w taki sposób:

-Jak się czujesz, wiedząc, że możesz zostać drugim największym bramkarzem w historii futbolu po Lwie Jaszynie?
-A kto powiedział, że muszę być tylko drugim po Jaszynie, a nie będę lepszy od niego?

W książce można znaleźć wiele podobnych historii.
Najciekawsze fragmenty zaczynają się po przejściu Buffona do Juventusu. Dzięki bardzo emocjonalnym opisom możemy poczuć euforię związaną ze zdobyciem dwóch Scudetto. Poznajemy też smak goryczy po przegranym finale Ligi Mistrzów w sezonie 2002/2003.
Dzisiaj wszyscy słusznie utożsamiają Gigiego ze Starą Damą, stawiając go za wzór przywiązania do klubowych barw. Mało kto wie, że bramkarz był zdecydowany na opuszczenie Piemontu i podjęcie nowego wyzwania w swojej karierze. Jako jeden z pięciu wspaniałych nie miał jednak wątpliwości co do pozostania w klubie po ogłoszeniu werdyktu w sprawie Afery Calciopoli, w konsekwencji której Juve zostało zdegradowane do Serie B. Z tej bolesnej lekcji potrafił wyciągnąć pozytywy.

Nawet taka przygoda – wyjazd na piłkarską prowincję – może się okazać cennym doświadczeniem, o ile podejdziesz do niej z odpowiednim nastawieniem. […] Najpiękniejsze wspomnienie z Serie B to jednak bez wątpienia kibice. Juventus, jak dobrze wiecie, jest klubem nienawidzonym zawsze i wszędzie. Tymczasem na każdym z drugoligowych boisk przyjęto nas bardzo ciepło, czułem się na nich niemal jak w domu.

Warto podkreślić, że sezon 2006/07 rozpoczynał jako świeżo upieczony Mistrz Świata. W autobiografii znajdziemy mnóstwo historii, ciekawostek i anegdot z niemieckiego Mundialu. Buffon mówi m. in. o swojej rozmowie z Cannavaro podczas meczu z Australią, wybrykach i nietypowych nawykach Gennaro Gattuso oraz wielkiej klasie Marcelo Lippiego. Opisuje żal, jaki ma do siebie po tym, co zrobił w finale z Francją.
Pochłaniając strony dotyczące czasu tuż po zakończeniu Mistrzostw, zaciekawiła mnie jedna sprawa. Pamiętam, co mówili nasi piłkarze po powrocie z EURO 2016. Uważali, że z jednej strony super, że to już koniec ich przygody z francuskim turniejem, bo byli w swoim gronie zbyt długo i nie mogli już na siebie patrzeć. Buffon tymczasem tak opisuje moment zakończenia Mundialu w Niemczech:

Żal nam było opuszczać hotel. Stał się przecież czymś naszym, integralną częścią naszego sukcesu, miejscem naszego odkupienia. To właśnie tam zarówno my wszyscy, jak i ludzie otaczający nas każdego dnia – na treningach, wyjazdach czy w autokarze – odkryliśmy na nowo dumę narodową. Powinniśmy ją czuć bez przerwy, cieszę się jednak, że udało nam się ją obudzić na nowo dzięki piłce nożnej i temu, co dokonaliśmy. Sam po sobie widzę, jak umocniło się dzięki temu moje poczucie przynależności.

Golkiper zdradza kilka wątków ze swojego kibicowskiego życia. Przedstawia, jakie miał problemy w czasach, gdy nie był jeszcze koszulkowym “Numerem 1”. Sporo mówi o swojej kobiecie i rodzinie. Wskazuje piłkarzy i trenerów, których uważa za przyjaciół. Zaskakuje, odpowiadając na pytanie, który bramkarz był jego idolem i wzorem do naśladowania. Przyznaje się do swoich największych błędów i porażek, mocno bijąc się w pierś.

Pamiętaj, że nazywasz się Buffon i kiedy popełniasz jakieś głupstwo, podpisujesz je tym nazwiskiem – a nosisz je nie tylko ty sam, ale i cała twoja rodzina.

Na ostatnich stronach książki znajdują się jego osobiste rankingi. W rubryce “Czego najbardziej żałuję?” pojawia się polski wątek.
Buffona nie da się nie lubić. Jego książki również. Jedynym minusem jest jej niezbyt okazała objętość. Biorąc pod uwagę, że historia opowiedziana przez “Numero Uno” kończy się na długo przed czasami Conte i Allegriego, możemy być pewni, że w przyszłości ukaże się kolejna dobra lektura opisująca najnowsze dzieje jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego, bramkarzy w historii piłki nożnej.

Facebook Comments

1 thought on “Gigi Buffon – Numer 1. Recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *