Mundial 2002: Azjatycka (nie)gościnność

Pierwsze Mistrzostwa Świata w XXI wieku odbyły się w Azji. Nigdy wcześniej najważniejszego piłkarskiego turnieju nie zorganizowały dwa kraje. Korea Południowa i Japonia pokazały całemu światu to, z czego słyną – nowoczesność, postępowość, pociąg do nowinek i wynalazków. Poziom piłkarski nieco zawiódł, do czego w dużej mierze przyczynili się ci, na których liczono najbardziej. Rozczarowali również reprezentanci Polski, powracający na mundial po 16 latach nieobecności. Zapraszam do lektury o naszej kadrze, odrodzeniu i fryzurze Ronaldo, symulce Rivaldo, tańcu Senegalczyków, heroicznej walce Turcji i przede wszystkim o „ścianach” grających z gospodarzami. Usiądźcie wygodnie i poświęćcie dłuższą chwilę na wspomnienia z 2002 roku. 

Początkowo Japonia i Korea Południowa chciały kandydować osobno. Widząc jednak, że ich szanse znacznie wzrosną po połączeniu sił, przygotowały wspólną ofertę. Ta okazała się najlepsza i w 1996 roku FIFA ogłosiła, że po raz pierwszy w historii Mistrzostwa Świata odbędą się w Azji. Ciekawie zrobiło się podczas ustalania nazwy turnieju. Wszyscy doskonale pamiętamy, że Korea Południowa jest wymieniana na pierwszym miejscu. Gdy piłkarskie zawody organizują dwa kraje, powinny być wymieniane w porządku alfabetycznym. Tak było choćby na Mistrzostwach Europy: Belgia/Holandia 2000, Austria/Szwajcaria 2008, Polska/Ukraina 2012. W związku z powyższym azjatyckie finały powinny być tytułowane Japonia/Korea 2002, a nie Korea/Japonia 2002. Korea Południowa nie chciała i z punktu widzenia narodu nie mogła zgodzić się na wywindowanie Japonii na piedestał.

Posłuchaj w formie podcastu na kanale nabramkepl w serwisie YouTube:

Kraj nadal pamiętał krzywdy wyrządzone przez Japonię podczas II Wojny Światowej. Japońska okupacja pochłonęła wiele ofiar, a z koreańskich kobiet uczyniła niewolnice seksualne dla żołnierzy. Były wówczas nazwane siostrami pocieszycielkami. Do rozpoczęcia mundialu, ba, nawet wiele lat później, nie ustalono zadośćuczynienia za te czyny. Zajęcie pierwszego miejsca w nazwie, na logo i plakatach największego piłkarskiego turnieju na świecie było więc dla Korei Południowej sprawą honoru. Podczas rozmów i ustaleń z FIFA delegaci z Seulu słusznie zauważyli, że po francusku, będącemu jednym z oficjalnych języków światowej organizacji, kraje-organizatorzy to Corée i Japon. I właśnie dzięki temu Korea Południowa otwiera nazwę pierwszych Mistrzostw Świata w XXI wieku. Wiele osób mogłoby się teraz pukać w głowę i wysuwać wnioski, że kibicom nie robi różnicy kolejność państw. Dla Azjatów detale mają jednak ogromne znaczenie. W ramach ciekawostki i w celu zobrazowania tego zjawiska podam przykład jednego z największych budynków na świecie, Shanghai World Financial Tower. Według pierwotnego projektu gigant miał mieć w górnej części wydrążony otwór w kształcie koła. Chińczycy mocno zaprotestowali przeciwko takiemu rozwiązaniu, sugerując, że ów koło przypomina flagę Japonii. Projektanci wzięli pod uwagę głos ludu i zamienili koło na trapez. Dziś wiele osób żartuje, że w Chinach znajduje się największy na świecie otwieracz do piwa.

fot. dezeen.com

W eliminacjach do mundialu udział wzięły 193 drużyny. Wśród nich oczywiście Polska. 1 stycznia 2000 roku nowym trenerem naszej reprezentacji został Jerzy Engel. Wyniki meczów kontrolnych pod jego wodzą nie napawały optymizmem. W sześciu spotkaniach Biało-Czerwoni uzyskali dwa remisy i ponieśli cztery porażki. W ostatnim z nich, przeciwko Rumunii, w koszulce z Orzełkiem zadebiutował naturalizowany Nigeryjczyk, Emmanuel Olisadebe. Emsi był znany selekcjonerowi z Polonii Warszawa. Polacy trafili do grupy z Ukrainą, Norwegią, Walią, Białorusią i Armenią. Konkurencja nie była tak mocna jak w przypadku kwalifikacji do poprzednich czempionatów, ale i tak nad Wisłą brakowało entuzjastów. Tymczasem Polacy poradzili sobie znakomicie. Kroczyli od zwycięstw 3:1 w Kijowie z Ukrainą i w Łodzi z Białorusią, przez bezbramkowy remis w Warszawie z Walią, po zwycięstwa z Norwegią (3:2), Armenią (4:0) i Walią (2:0), szybko stając się jednym z pewniaków do wylotu do Korei Południowej i Japonii. Po niespodziewanym remisie 1:1 w Erywaniu wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na jesień.

fot. sport.tvp.pl

Spotkanie z Norwegią, które mogło zapewnić naszym piłkarzom awans na Mistrzostwa Świata, rozegrano w 62. rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, 1 września 2001 roku. Znakomitą pracę w celu zmotywowania Biało-Czerwonych wykonał trener Engel. Jego przedmeczową odprawę wspomina Radosław Kałużny w książce Powrót Taty:

Doskonałą robotę wykonał wówczas trener Engel. Zazwyczaj mówił krótko i sensownie, bez przynudzania. Wtedy jednak zastosował metodę niekonwencjonalną. Oglądaliśmy bardzo skróconą wersję historii Polski. Zapadła absolutna cisza. Na ekranie wyświetlały się bardzo smutne, budzące gniew obrazy. Przeważała II Wojna Światowa. Engel zapalił światło:
-Widzę, że nie muszę wam już niczego tłumaczyć. Jesteście gotowi, dziękuję, możecie iść.
Na murawę wskoczyliśmy z myślą walki za ojczyznę. Staliśmy się żołnierzami, których nie powstrzyma żaden czołg. Wroga – Norwegię – zniszczyliśmy 3:0. Byliśmy tak nabuzowani, że tego dnia moglibyśmy pokonać wszystkich samą walką”.

Porażka 1:4 z Białorusią i remis 1:1 z Ukrainą (1:1) nie miały wpływu na końcowe rozstrzygnięcia w tabeli. Nie licząc Francji, mającej pewny udział w mundialu jako obrońca tytułu, Polska została pierwszą europejską drużyną, która zapewniła sobie awans na azjatycki turniej.

fot. interia.pl

Niespodziewanie biletu do Azji nie wywalczyła Holandia. Ponadto znowu nie powiodło się Czechom. Wielkie problemy z wywalczeniem awansu mieli Brazylijczycy. O ile na własnym terenie punktowali bardzo regularnie (23 punkty na 27 możliwych), o tyle na wyjazdach ponosili sensacyjne wtopy. Porażki z Boliwią (1:3), Chile (0:3), Ekwadorem (0:1) czy Paragwajem (1:2) nie wystawiały dobrej laurki Wicemistrzom Świata. Na dwie kolejki przed końcem eliminacji wydawało się, że będą musieli brać udział w barażu międzykontynentalnym przeciwko Australii. Wówczas zdobyli komplet sześciu punktów, co przy dwóch remisach Urugwaju dało im bezpośredni awans. W oczach wielu kibiców Canarinhos byli wypaleni i nie powinno się ich wymieniać w gronie faworytów do sięgnięcia po tytuł.

Obok Polski i Brazylii, Korei Południowej i Japonii (gospodarze) oraz Francji (aktualny Mistrz Świata), kwalifikację do turnieju uzyskały: Anglia, Belgia, Chorwacja, Dania, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Portugalia, Rosja, Słowenia, Szwecja, Włochy, Turcja, Kostaryka, Meksyk, USA, Argentyna, Ekwador, Paragwaj, Urugwaj, Kamerun, Nigeria, Senegal, Republika Południowej Afryki, Tunezja, Chiny i Arabia Saudyjska. Podkreślmy, że zasada automatycznej kwalifikacji dla aktualnego Mistrza Świata obowiązywała po raz ostatni. Nie zmienił się schemat rozgrywek. 32 drużyny podzielono na osiem czterozespołowych grup, z których dwie najlepsze zapewniały sobie awans do 1/8 finału.

Grupa A: Dania, Francja, Senegal, Urugwaj
Grupa B: Hiszpania, Paragwaj, Republika Południowej Afryki, Słowenia
Grupa C: Brazylia, Chiny, Kostaryka, Turcja
Grupa D: Korea, Polska, Portugalia, USA
Grupa E: Arabia Saudyjska, Irlandia, Kamerun, Niemcy
Grupa F: Anglia, Argentyna, Nigeria, Szwecja
Grupa G: Chorwacja, Ekwador, Meksyk, Włochy
Grupa H: Belgia, Japonia, Rosja, Tunezja

Po państwach-organizatorach spodziewano się znakomitego, bardzo solidnego podejścia do sprawy. Każdy wiedział, że przygotują fantastyczny Mundial pod każdym względem. Na kibicach, piłkarzach i delegatach wielkie wrażenie zrobiło 20 nowoczesnych, imponujących stadionów. Koreańczycy i Japończycy zaserwowali po dziesięć obiektów w dwudziestu miastach:

Korea Południowa: Seogwipo, Jeonju, Taegu, Incheon, Kwangju, Pusan, Seul, Suwon, Daejeon i Ulsan
Japonia: Ibaraki, Jokohama, Kobe, Rifu, Niigata, Oita, Osaka, Saitama, Sapporo i Shizuoka

Po udanych eliminacjach w Polsce zapanowała euforia. Euforia, którą dodatkowo podsycały media, sami piłkarze i trener Engel, który stwierdził, że do Azji lecimy po Puchar Świata. Grający w Feyenoordzie Rotterdam Tomasz Rząsa nabijał się z klubowych kolegów, że nie zdołali awansować na mundial. Kiedy ci odpowiadali mu, że wróci do domu po trzech meczach, zapewniał, że Biało-Czerwoni zameldują się w półfinale. Przyjął nawet zakłady – jeśli Polska nie osiągnie strefy medalowej, będzie musiał wyjść na trening we włosach zafarbowanych na pomarańczowo.

Mało kto dostrzegał, że w naszej kadrze zaczyna robić się źle. Problemy były ignorowane. Piłkarze dostawali kolejne oferty marketingowe i reklamowe. Na zgrupowaniach mieli dni, w których pracowali jak aktorzy, a nie jak piłkarze. Codziennie nowe firmy pukały do drzwi zespołu, przedstawiając kolejne propozycje. Ponadto wyniki gier kontrolnych budziły niepokój. Kałużny:

„Przeszliśmy eliminacje jak burza. Ale przegrywaliśmy zdecydowanie zbyt rzadko. To pokazałoby, w jakim miejscu jesteśmy. […] Powietrze uchodziło powoli, ale systematycznie, tak, by do Azji poleciały dętki, a nie piłkarze. Nikt nie potrafił zatamować dziury. Zajmowaliśmy się różnymi głupotami: występowaliśmy w reklamach, biegaliśmy po telewizjach, a mecze miały wygrywać się same”.

Kiedy Jerzy Engel ogłosił kadrę na Mistrzostwa Świata, wszyscy byli zaskoczeni brakiem powołania dla Tomasz Iwana. Obecny dyrektor naszej reprezentacji był nie tylko etatowym zawodnikiem w eliminacjach, ale i ważnym elementem dobrze funkcjonującej i zżytej grupy. Zawodnicy kilkakrotnie interweniowali w jego sprawie u Engela, jednak bezskutecznie. Próby ich walki o kolegę znalazły oczywiście swoje miejsce także w mediach, co jeszcze bardziej pogorszyło atmosferę w ekipie. Miejsce Iwana zajął Paweł Sibik. Zawodnik do dzisiaj jest obiektem drwin i pytań, jak w ogóle mógł pojechać na mundial. Te drwiny są najczęściej bezmyślne, mające swoje źródło nie tyle w samym fakcie wyjazdu zawodnika do Korei, co właśnie w braku Iwana. Mało osób pamięta, że Sibik miał za sobą naprawdę świetny sezon w naszej lidze, dowodząc grą Odry Wodzisław, jednej z największych objawień tamtych rozgrywek.

17. edycja piłkarskich Mistrzostw Świata została rozegrana w dniach 31.05-30.06.2002 r. Organizatorzy zapewnili uczestnikom wszystko, czego potrzebowali. Środki bezpieczeństwa były zwiększone do tego stopnia, że na dachach hoteli stacjonowali snajperzy. Zawodnicy udawali się na spacery pod czujnym okiem ochrony. Już na otwarcie doszło do wielkiej sensacji. Francuzi, obrońcy tytułu, przegrali 0:1 z absolutnym debiutantem, Senegalem. Tuż po zdobyciu zwycięskiej bramki Papa Bouba Diop i jego koledzy wykonali taniec, który szybko stał się jednym z symboli tego turnieju. Trzy dni później Brazylia pokonała 2:1 Turcję. Nie obyło się bez skandalu. Decydujący gol padł po strzale Rivaldo z wapna, podyktowanego za faul Ozalana na Luizao przed polem karnym. Pomimo zapewnienia swojemu zespołowi trzech punktów, Rivaldo dał się zapamiętać ze złej strony. Gdy czekał na wykonanie rzutu rożnego, Hakan Unsal posłał w jego kierunku mocne podanie. Piłka trafiła Brazylijczyka w udo, jednak teatralnie złapał się za twarz i rozpoczął symulację, po której turecki zawodnik otrzymał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko.

fot. newstalk.com

Mniej więcej w tym samym czasie Polacy cierpieli w Pusan, narzekając na wysoką temperaturę i duchotę. Wielu z nich nie mogło zasnąć. Nazajutrz mierzyli się z Koreą Południową. Wykonanie hymnu przez Edytę Górniak zaskoczyło wszystkich, z samymi piłkarzami na czele. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, co podopieczni Engela zaprezentowali na boisku. Gładka porażka 0:2 bardzo skomplikowała mocarne, ale niestety słabo poparte zapowiedzi zaistnienia na turnieju. Selekcjoner dostrzegł w swoich zawodnikach coś niepokojącego:

„Nienawidzę, jak porażka nie wyzwala w was złości. Już nie ma w was takiej złości, jak po remisie 0:0 z Walią, gdy oddaliśmy za frajer dwa punkty. Dlatego mówię: to jest ta sama drużyna, ale nie taka sama. Bez tej złości nie wygramy pół meczu. Pół meczu!”.

Stawką kolejnego spotkania było pozostanie w rozgrywkach. Na odprawie trener Engel mówił zawodnikom, że Portugalczycy myślą tylko o ataku, a gdy mają się bronić, są bezradni. Niestety, tylko w połowie miał rację. Rzeczywiście, Pauleta, Figo i spółka myśleli tylko i wyłącznie o ofensywie, ale w obronie to nie oni, a Biało-Czerwoni byli bezradni. Wynik 0:4 odesłał nas do domu.

fot. dfic.com

W starciu na otarcie łez i honorowe pożegnanie z Azją, Engel postawił na zawodników rezerwowych. Ci nie zawiedli, pokonując 3:1 Stany Zjednoczone. Powrót do kraju był bardzo gorzki. Pompowany w ostatnich miesiącach balon spektakularnie pękł. Po latach Michał Listkiewicz, ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, powiedział, że Biało-Czerwoni w ogóle nie rozpoznali siły przeciwników, z którymi mierzyli się na mundialu.
Wróćmy do Mistrzostw Świata i meczów w innych grupach. Od początku rozczarowywali ci, na których najbardziej liczono. Francuzi nie strzelili ani jednego gola, zdobyli jeden punkt i, co jasne, nie wyszli z grupy. Portugalia podzieliła los Polaków, choć trzeba przyznać, że w starciu z Koreą Południową padła ofiarą sędziowskich przekrętów. Kibice zaczęli powoli dostrzegać, że arbitrzy nie pozwolą zrobić krzywdy zawodnikom Guusa Hiddinka. Z rozgrywek pożegnali się też Argentyńczycy i Chorwaci. Niemcy, będący w oficjalnym kryzysie, z łatwością wygrali swoją grupę, gromiąc w międzyczasie Arabię Saudyjską 8:0. Znakomitą cieszynkę po golu przeciwko Szwecji zaprezentował nigeryjski napastnik, Julius Aghahowa. Ekwilibrystyczne backflipy nie zapewniły Super Orłom wyjścia z grupy.

W 1/8 finału zameldowali się: Dania, Senegal, Hiszpania, Paragwaj, Brazylia, Turcja, Korea Południowa, USA, Niemcy, Irlandia, Szwecja, Anglia, Meksyk, Włochy, Japonia i Belgia. Złoty gol Camary w starciu ze Szwecją zapewnił Senegalowi zwycięstwo 2:1 i awans do ćwierćfinału. Kolejną niespodziankę sprawili Turcy, pokonując Japonię 1:0. Znacznie więcej szczęścia miał drugi z gospodarzy. Tym szczęściem był sędzia Byron Moreno. Nazwać jego pracę skandalem, to jak nic nie powiedzieć. Nie uznał Włochom prawidłowo zdobytej bramki Tomassiego i wyrzucił z boiska Tottiego za to, że ten… był faulowany w polu karnym przeciwnika. Rzutu karnego dla Włochów oczywiście także nie odgwizdał. Rozwścieczeni przybysze z Półwyspu Apenińskiego przegrali po dogrywce 1:2. Moreno nigdy nie poprowadził już poważnego meczu, a w 2010 roku przypomniał się światu, gdy został zatrzymany na lotnisku Johna F. Kennedy’ego w Nowym Jorku. Próbował przeszmuglować sześć kilogramów heroiny, szczelnie ukrytej w swojej bieliźnie.

Dzień po spotkaniu włoska prasa nie pozostawiła na Moreno suchej nitki.

Jeszcze większe cyrki odbywały się w ćwierćfinale. Przeciwnikiem Korei była Hiszpania. Pierwotnie każda drużyna miała mieć w swojej składzie 11 zawodników, jednak gospodarze grali w 14 – wraz z arbitrem Gamalem el-Ghandourem i jego asystentami. Na boisku Europejczycy byli o klasę lepsi. Wyimaginowane spalone, dwa niezaliczone gole, nieprzyznane jedenastki, mnóstwo nieodgwizdanych perfidnych fauli gospodarzy były głównymi czynnikami, przez które przyszło nam oglądać dogrywkę i serię rzutów karnych. W tym elemencie lepsi okazali się Koreańczycy, wygrywając 5:3 i awansując do półfinału jako pierwsza azjatycka drużyna w historii Mistrzostw Świata.

fot. marca.com

W pozostałych starciach 1/4 finału Niemcy pokonali Stany Zjednoczone 1:0, Brazylia zwyciężyła z Anglią 2:1 po fenomenalnym trafieniu Ronaldinho, a złoty gol Ilhana odesłał do domu barwnych Senegalczyków po starciu z Turcją.
Aby rozładować emocje po czytaniu o sędziowskich przekrętach, przedstawię kilka mundialowych ciekawostek. Rzesze kibiców były bardzo zaskoczonych fryzurą Ronaldo:

fot. hindustantimes.com

Napastnik Interu wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na ekstrawagancką grzywkę. Miał już dość pytań o swoje kontuzje, wolał zatem, by fryzura stała się swoistym tematem zastępczym. Swego czasu po sieci krążył inny powód i choć zawiera ciekawą genezę, najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego z prawdą. Zgodnie z nim rozchodziło się o Roberto Carlosa, najlepszego przyjaciela brazylijskiej dziewiątki, zawsze wyróżniającego się nienaganną łysiną. Ronaldo do tej pory również golił się na zero, jednak jego malutki syn miał problem z rozpoznaniem swojego taty, oglądając w telewizji transmisje z meczów. Widząc wygoloną głowę Carlosa, wołał: „tata, tata!”. Il Fenomeno nie mógł sobie pozwolić, by nie poznawał go własny syn, więc przygotował fryzurę, dzięki której łatwo było dostrzec go na szklanym ekranie.
Kolejnym zawodnikiem wyróżniającym się nietypowym elementem wyglądu był Rustu Recber. Turecki bramkarz przed każdym meczem malował kciukiem pod oczami czarne kreski. Spekulowano, że to pomysł zaczerpnięty od Indian, mający wyzwolić w zawodniku jeszcze większego ducha walki i budzić większy respekt w szeregach przeciwnika. Być może i to w jakimś sensie nim kierowało, jednak były golkiper m.in. Barcelony malował policzki przede wszystkim w takim celu, by światło z reflektorów lepiej odbijało się od jego twarzy, a tym samym mniej go oślepiało. Po latach Radosław Majdan, mający za sobą grę w lidze tureckiej, mówił, że swego czasu nad Bosforem była to popularna praktyka.

fot. fifa.com

Azjaci nie byliby sobą, gdyby w trakcie tak znakomicie odbieranej na wszystkich kontynentach imprezie jak mundial, nie pokazali światu swoich naukowych i technicznych wynalazków. Kiedy piłkarze wylewali pot na boiskach, w japońskim porcie Fukuoka odbywały się zawody robotów. RoboCup 2002 cieszył się naprawdę bardzo dużym zainteresowaniem. Na jednej z aren zaprogramowane urządzenia mierzyły się w meczu piłkarskim.

fot. cs.cmu.edu

Półfinały Mistrzostw Świata skojarzyły ze sobą Niemców i Koreę Południową oraz Brazylię i Turcję.  Po fali narzekań na pracę arbitrów w meczach gospodarzy, do prowadzenia tego pierwszego spotkania został wyznaczony bodaj najlepszy wówczas sędzia na świecie, Urs Meier. Szwajcar dobrze wywiązał się ze swoich obowiązków. Niemcy wygrali 1:0 po trafieniu mózgu swojej ekipy, Michaela Ballacka. Zawodnik Bayeru chwilę wcześniej otrzymał żółtą kartkę, która wyeliminowała go z gry w wielkim finale. Drugi półfinał zakończył się takim samym wynikiem i padł, po bramce Ronaldo, łupem Canarinhos.
Największą gwiazdą reprezentacji Turcji miał być Hakan Sukur. Podczas azjatyckiego turnieju napastnik zawodził. Odpalił jednak w najlepszym możliwym momencie. W meczu o 3. miejsce przeciwko Korei Południowej wpisał się na listę strzelców już w 11. sekundzie spotkania, zaliczając najszybsze trafienie w historii Mistrzostw Świata. Starcie, jak na mały finał przystało, było bardzo emocjonujące i obfitowało w gole. Ostatecznie Turcy wygrali 3:2 i wrócili do domu z brązowymi medalami.

Wielki finał był popisem Brazylijczyków. Niemcy, pozbawieni Ballacka, nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony rywala. Dodatkowo, jak na ironię, swój najsłabszy mecz rozegrał najlepszy zawodnik rozgrywek, Oliver Kahn, na którego konto trzeba zapisać jedną z dwóch bramek Ronaldo. Napastnik poprowadził swoich kolegów do zwycięstwa 2:0, zapewniające Brazylii piąty Puchar Świata. Il Fenomeno został Królem Strzelców, zdobywając w sumie 8 goli. Na przylot złotych medalistów czekało w ojczyźnie ponad 500 tys. kibiców. Świętujący Cafu został pierwszym zawodnikiem, mającym zaszczyt wystąpić w trzech finałach Mistrzostw Świata z rzędu.

fot. sportsonearth.com

Przed rozpoczęciem turnieju zapewne nikt nie typował takich rozstrzygnięć. Faworyci odpadli we wczesnych fazach. Zwyciężyła Brazylia, mająca spore problemy w eliminacjach. Drugie miejsce zajęli Niemcy, zastanawiający się, jak poradzić sobie z kryzysem panującym w swojej piłce. Brąz wywalczyli bardzo waleczni Turcy, a czwartą pozycję forowani przez sędziów Koreańczycy z Południa. Jak napisał Eduardo Galeano w Blaskach i cieniach futbolu:

„Tłumacząc wyniki na język handlowy, Nike zajęła pierwsze i czwarte miejsce, a Adidas – drugie i trzecie”.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *