Luis Suarez. Przekraczając granice. Recenzja

Książki dotyczące aktywnych piłkarzy zazwyczaj okazują się niesamowitym niewypałem. Często pisane są na szybko, gdy dany zawodnik jest na topie lub popisał się niebywałym osiągnięciem, co ewidentnie rzutuje na poziom lektury. Podobne obawy można mieć przed sięgnięciem po autobiografię Luisa Suáreza – Przekraczając granice. Już po kilku pierwszych stronach czytelnik zdaje sobie jednak sprawę, że w jego ręce wpadło solidne, bardzo interesujące dzieło.

Luiz Suárez, niezaprzeczalnie jeden z najlepszych napastników na świecie, jest nie tylko piłkarzem wybitnym, ale i bardzo kontrowersyjnym. W swojej książce stawia czoło każdemu zarzutowi, który go dotyczy. Godne uwagi jest to, że w żadnym wypadku nie ma zamiaru się wybielać, tylko mówi jak jest naprawdę. Już w pierwszym rozdziale dogłębnie tłumaczy, dlaczego podczas Mundialu 2014 ugryzł Chielliniego. “Tłumaczy” jest złym słowem. Dla niego samego było to niewytłumaczalne. Nie był to zresztą jedyny tego typu incydent w karierze Urugwajczyka. Wcześniej ofiarami jego iście wampirskich czynów byli także Otman Bakkal i Branislav Ivanović. El Pistolero nie chowa jednak głowy w piasek, zdając sobie sprawę, że jego zachowanie było naganne. Dzięki książce dowiadujemy się, w jaki sposób podjął walkę ze swoimi słabościami.

Można nazwać mnie nurkiem, gryzoniem, niewyparzoną gębą. Okej, na wszystko są dowody. Ale nazywanie mnie rasistą cholernie boli. To bardzo poważne oskarżenie! Boli, bo moja żona musiała cierpieć podczas przesłuchań, patrząc, jak próbuje się ze mnie zrobić kogoś, kim – jak doskonale wie – nie jestem. Boli, bo moje dzieci, gdy dorosną, usłyszą, że mają ojca rasistę. Tej plamy na honorze nie da się łatwo wywabić.

Powyższy cytat dotyczy oczywiście incydentu, do którego doszło podczas meczu Liverpoolu z Manchesterem United. W 62. minucie miał miejsce dialog między Suárezem a Evrą. Snajper The Reds miał wówczas nazwać swojego przeciwnika “czarnuchem”. W momencie stał się wrogiem publicznym nr 1 w Wielkiej Brytanii. W niezwykle uczuciowy sposób opisuje ból, jaki sprawiła mu ta sytuacja. Jednocześnie przekonuje o swojej niewinności.

Trudny charakter Suáreza od początku kariery próbowała temperować miłość jego życia, Sofi. Zawodnik w swojej książce raz po raz daje do zrozumienia, jak wiele zawdzięcza swojej żonie, tłumacząc m. in. dlaczego bez jej pomocy nie zostałby zawodowym piłkarzem, jak działa na jego psychikę i w jaki sposób przyczyniła się do wyjazdu do Europy.

Najskuteczniejszy piłkarz reprezentacji Urugwaju ma bardzo ciekawą osobowość. Przykładów potwierdzających tę tezę znajdziemy w lekturze multum. Przejdźmy jednak do historii stricte futbolowych. Suárez przedstawia, jak mozolnie wspinał się po kolejnych szczeblach kariery. Z ukochanego Nacionalu przeniósł się do Groningen, gdzie kibice najpierw go kochali, a później, po odejściu do Ajaksu, palili jego koszulki. Dziś jest wymieniany w gronie najlepszych zawodników, którzy kiedykolwiek reprezentowali Ajax. Znakomite występy w Amsterdamie spowodowały, że zainteresowały się nim największe kluby na świecie. Wybór padł na Liverpool.

Nie żeby początek był taki łatwy. Pamiętam pierwsze dotknięcie piłki na Anfield. Opanowałem ją, rozejrzałem się i… już jej nie miałem. Ktoś mi ją sprzątnął sprzed nosa w ułamku sekundy. Co tu się dzieje!? Rany, jak szybko się tu gra!

To właśnie występom w drużynie z miasta Beatlesów poświęcona jest lwia część autobiografii. Mnóstwo znakomitych anegdot dotyczących kolegów z drużyny, fantastycznych metod szkoleniowych i motywacyjnych Kenny’ego Dalglisha i Brendana Rodgersa oraz otoczki towarzyszącej występom w Premier League sprawia, że nie chce się porzucać książki choćby na kilka minut. Niejednokrotnie poznajemy sytuacje, po których śmiało możemy stwierdzić, że Steven Gerrard był jednym z najwspanialszych kapitanów The Reds i wdzięcznym dzieckiem Anfield Road. Suárez przenosi nas w każdy zakątek stadionu Liverpoolu. Wracamy z nim do wielu pięknych chwil, jak choćby zdobycie Pucharu Ligi Angielskiej w sezonie 2011/12, wywalczenie tytułu króla strzelców Premier League i trofeum dla najlepszego piłkarza w Anglii wg PFA i FWA. Urugwajczyk dokładnie opisuje też emocje, jakie towarzyszyły drużynie, gdy w sezonie 2013/14 rzutem na taśmę dała sobie wydrzeć z rąk mistrzostwo kraju.

Oczywiście sporo dowiadujemy się też o sukcesach odnoszonych z barwną reprezentacją Urugwaju. Poznajemy nastrój, w jakim piłkarze Óscara Tabáreza zmierzali na Mistrzostwa Świata do Republiki Południowej Afryki. Jego drużyna była swoistym czarnym koniem turnieju, a Suárez przeżywał niemały dylemat. Z jednej strony chciał zajść jak najdalej, osiągnąć jak najwięcej, a z drugiej czym prędzej wracać do żony, która była w zaawansowanej ciąży. Nie brakuje dokładnych kulisów “ręki boga”, jak zwykło się mawiać o interwencji El Pistolero na linii bramkowej w ostatniej minucie dogrywki w 1/4 finału z Ghaną.

Wszyscy doskonale pamiętamy, że dzięki temu zagraniu i niewykorzystaniu karnego przez Gyana, Urugwajczycy stoczyli zwycięski bój w konkursie jedenastek i awansowali do półfinału Mundialu. Choć ostatecznie turniej zakończyli poza podium, przynieśli swoim rodakom wiele wspaniałych, niespodziewanych emocji.

Parada była dla mnie dużym przeżyciem. Na spotkanie z nami wyszli chyba wszyscy – starzy i młodzi, mnóstwo dzieciaków. Wielu ludzi płakało. W pewnym momencie weszliśmy na scenę i zaśpiewaliśmy piosenkę zainspirowaną incydentem z zagraniem ręką: “No es la mano de Dios, es la mano de Suárez, La puta madre que le parió!” (“To nie była ręka Boga, to była ręka Suáreza, kurwa mać!”). Niesamowite uczucie…

Ponadto obszerne fragmenty dotyczą triumfu Urugwaju na Copa América 2011 oraz wspomnianych na wstępie Mistrzostw Świata 2014.

Luiz Suárez rzadko przedstawiany jest jako wzór sportowca. Książka odkrywa jego prawdziwą twarz. Twarz piłkarza, który dzięki wyrzeczeniom, solidnej pracy i wsparciu ukochanej spełnia dziecięce marzenia. Twarz mężczyzny niezwykle wrażliwego, często płaczącego, któremu zdarza się nie panować nad swoimi emocjami. Twarz gladiatora, który nie potrafi przegrywać, przez co w drodze do zwycięstwa często przekracza granice.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *