Jak Mistrzostwo Polski Piasta Gliwice przyćmiło górnośląską mizerię?

Po licznych sukcesach Górnika Zabrze i Ruchu Chorzów, do których swoje trzy grosze dorzuciły Polonia i Szombierki Bytom, przez 30 długich lat korona Mistrza Polski przebywała poza Górnym Śląskiem. Wróciła bardzo nieoczekiwanie za sprawą Piasta Gliwice. Osiągnięcie podopiecznych Waldemara Fornalika przyćmiło fatalny sezon w wykonaniu innych klubów z regionu występujących na szczeblu centralnym.

Piast do ostatniej kolejki sezonu 2017/18 walczył o pozostanie w Ekstraklasie, zajmując finalnie ostatnie bezpieczne, 14. miejsce w tabeli. Biorąc pod uwagę, że latem 2018 roku w klubie nie dokonano spektakularnych wzmocnień, zapewne nikomu, nawet kibicom Niebiesko-Czerwonych, nie przyszło na myśl, by wymieniać Gliwiczan w gronie kandydatów do mistrzowskiego tytułu. Trzeba być jednak prawie ślepym lub totalnie nie znać się na piłce, by patrząc na grę Piastunek wiosną poprzedniego roku nie zauważyć pozytywów i nie dostrzec dobrego prognostyku na przyszłość. Wówczas brakowało przede wszystkim szczęścia i chłodnych głów. W kluczowych sytuacjach widmo spadku ewidentnie plątało bowiem zawodnikom nogi. Uzyskany po utrzymaniu spokój, zgrany kolektyw, fantastyczna atmosfera w szatni, mądrość trenera i wysokie umiejętności piłkarskie przełożyły się na wynik powyżej oczekiwań w rozgrywkach 2018/19. Po mistrzowskiej fecie wypada mieć nadzieję, że w Piaście nie dojdzie do wyprzedaży zawodników, a sukces okaże się solidną podwaliną pod to, by klub był przez długie lata solidną, liczącą się w grze o najwyższe cele marką na piłkarskiej mapie Polski.

Zgoła inne nastroje panowały przed sezonem w Górniku Zabrze. Czwarte miejsce na finiszu rozgrywek 2017/18 i udział w eliminacjach do Ligi Europy zdecydowanie rozbudziły apetyty kibiców. Latem doszło do znacznego osłabienia. Z klubu odeszli m.in. Damian Kądzior, Rafał Kurzawa i Mateusz Wieteska, a transfery „in” albo zawodziły, albo długo nie przekonywały. Ponadto w słabszej dyspozycji byli Loska i Żurkowski, a Łukasz Wolsztyński lwią część jesieni stracił z powodu kontuzji. Stos wszystkich składowych złożył się na fatalną jesień, po której Górnicy zajmowali 15. miejsce w tabeli. Na poprawę pozycji 14-krotnego Mistrza Polski wpłynęły trzy główne kwestie. Pierwsza, cierpliwość działaczy. Po kiepskiej rundzie istniało prawdopodobieństwo, że pracę w Zabrzu straci trener Marcin Brosz. Czas pokazał, że byłoby to paskudnym posunięciem. Druga wynika bezpośrednio z pierwszej – znakomite przygotowania do wiosny. Trzecia, przyjście Artura Płatka. Skaut BVB został koordynatorem pionu sportowego i doradcą zarządu. To on w głównej mierze odpowiadał za zimowe transfery. Niemal wszystkie z nich trzeba uznać za strzał w dziesiątkę. Martin Chudy, choć przydarzyły mu się wpadki, pokazał, że jest solidnym bramkarzem. Sekulić i Arnarson załatwili problemy na boku obrony, a Matras i Gvillia wprowadzili porządek i jakość do drugiej linii. Choć strach przed degradacją do 1. ligi został zażegnany dość późno, bo na dwie kolejki przed końcem sezonu, trzeba przyznać, że utrzymanie zostało wywalczone w bardzo dobrym stylu. Wymowny jest fakt, że wiosną więcej punktów od Górnika (29) zdobyły tylko Cracovia (30) i Piast (41).

Znacznie gorzej sytuacja śląskich klubów wygląda na pozostałych szczeblach centralnych. Kibice GKS-u Katowice od dobrych kilku lat przyzwyczaili się do przekładania marzeń o Ekstraklasie na kolejny sezon, jednak żaden z nich nie spodziewał się, że ich ulubieńcy wywindują poziom zawodu i rozczarowania na balkonik Feliksa Baumgartnera. W Katowicach znów pojawiły się uznane postacie polskiej ligi, jak Mariusz Pawełek, Jakub Wawrzyniak, Radek Dejmek, Bartosz Śpiączka czy Arkadiusz Woźniak, a w trakcie sezonu na ławce trenerskiej zasiadł Dariusz Dudek, który kilka miesięcy wcześniej wprowadził do Ekstraklasy Zagłębie Sosnowiec. Nie oszukujmy się – wymienieni zawodnicy najlepsze lata mają już za sobą, co boleśnie pokazał miniony sezon. O ile na wyjazdach GieKSa radziła sobie lepiej niż przyzwoicie, zdobywając aż 26 punktów (lepiej w gościach prezentowała się tylko pierwsza trójka – Raków, ŁKS i Stal), o tyle jej poczynania przy Bukowej powinno się uczcić co najwyżej minutą ciszy. Jedno (!!!) zwycięstwo w 17 meczach, odniesione w 5. kolejce nad Wigrami Suwałki, wplotło się w osiem remisów i osiem porażek. Pomimo tak fatalnych wyników, niemal do ostatniej kolejki mało kto myślał, że GKS może spaść z ligi. Ba, na kilka sekund przed zakończeniem sezonu Katowiczanie utrzymanie mieli w kieszeni. To, co przypieczętowało degradację do 2. ligi, jest idealnym podsumowaniem domowych poczynań podopiecznych Dariusza Dudka. Gol na 1:2 zdobyty w 97. minucie przez… bramkarza Bytovii, Andrzeja Witana.

fot. polsatsport.pl

GKS nie jest jedynym klubem z Katowic, który w sezonie 2018/19 spadł z ligi. To samo, ale piętro niżej, spotkało Rozwój. O ile przy Bukowej jest straszne parcie na wynik, przez co degradację uznaje się za kompromitację, o tyle przy Zgody bardziej niż o wynikach myśli się o szkoleniu młodzieży. Od wielu lat standardem jest płynne wprowadzanie do składu, ogrywanie i promowanie kolejnych nastolatków. W ostatnich miesiącach ligowe gole dla Rozwoju strzelali m.in. Olivier Lazar (rocznik 2001), Patryk Gembicki (2001), Sebastian Olszewski (2001), Bartosz Baranowicz (2003) i Mateusz Chmarek (2004). Rozwój potrafił walczyć jak równy z równym ze świeżo upieczonymi beniaminkami 1. ligi (wygrana 1:0 z Radomiakiem, remis 0:0 z GKS-em Bełchatów). Do utrzymania zabrakło przede wszystkim szczęścia. Zawodnicy Tomasza Wróbla często pudłowali w bardzo korzystnych sytuacjach, a sami tracili gole-kuriozum. Ponadto na 10 minut przed końcem wyjazdowego starcia z bijącą się o awans Elaną prowadzili 2:0, w takich samych rozmiarach jeszcze w 66. minucie wygrywali z Pogonią Siedlce, a finalnie zdobyli tylko dwa punkty.  Warto przy okazji wspomnieć, że pomimo dobrej pracy z młodzieżą, klub otrzymuje bardzo kiepskie wsparcie od miasta, bo jedynie około 300 tys. złotych rocznie. Lwia część z tej kwoty zostaje przeznaczona na korzystanie ze stadionu przy Zgody 28. Jeśli Urząd Miasta chce w przyszłości szczycić  się z wypłynięcia z Katowic kolejnych zawodników pokroju Arkadiusza Milika, powinien z większym zaangażowaniem i hojnością patrzeć na Rozwój.

Z drugiej ligi spadły też ROW RybnikRuch Chorzów. ROW pomimo ambitnej wiosennej gonitwy i walki o ligowy byt aż do ostatniej kolejki, nie zdołał odrobić strat z jesieni. Nie lada sztuki dokonali Niebiescy, zaliczając trzecią degradację z rzędu:

-2016/17 Ekstraklasa ↓
-2017/18 1. liga ↓
-2018/19 2. liga ↓

W rozgrywkach 2019/20 po raz pierwszy w swojej historii wystąpią na czwartym poziomie rozgrywkowym. Nie ma co się dziwić, że zdenerwowanie kibiców jednego z najbardziej zasłużonych klubów w Polsce sięgnęło zenitu. Za głównych winowajców zaistniałej sytuacji uznają trzech włodarzy – Jana Chrapka, Marka Mandli oraz Janusza Patermana – i domagają się ich natychmiastowego odejścia. Póki co z propozycji skorzystał tylko ten ostatni. W swoim pożegnalnym oświadczeniu nie wziął na swoje barki odpowiedzialności za dramatyczne wyniki w ostatnich latach:

Rozumiem punkt widzenia kibica, bo sam nim jestem. Kibic ma prawo żądać wyników i rozliczać prezesów, gdy tych wyników brakuje. Ale wiem też jak działają media społecznościowe i jaką mają siłę kreowania obrazu rzeczywistości. Nawet niewielka grupa niezadowolonych potrafi nadawać ton dyskusji, tworząc wrażenie, że są głosem całego środowiska, gdy tymczasem są jego głośną ale niereprezentatywną cząstką. Nie mam powodu do wstydliwej ucieczki, gdyż wiem, że wielu kibiców docenia moją pracę dla Ruchu.

Trzy śląskie kluby (ROW, Rozwój, Ruch) znikają zatem ze szczebla centralnego. W przeszłości wiele innych drużyn boleśnie przekonało się, jak ciężko na niego powrócić. Poza tym niewątpliwym ewenementem jest fakt, że stadiony trzech śląskich spadkowiczów – GKS-u, Rozwoju i Ruchu – są od siebie oddalone, licząc w linii prostej, maksymalnie o 5,52 km.

Swoisty, śląski Trójkąt Bermudzki.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *