Ekstraklasa: Rycerze wiosny

Słysząc „Rycerze wiosny” od razu mamy na myśli Łódzki Klub Sportowy. I słusznie, bo właśnie taki przydomek przylgnął do biało-czerwono-białych w kwietniu 1957 roku po wyjazdowym zwycięstwie aż 5:1 nad stającym się polską potęgą Górnikiem Zabrze.

Rycerzami Wiosny nazwał ich redaktor Jerzy Zmarzlik, który na łamach Przeglądu Sportowego napisał:

„Panowie, kapelusze z głów. Tak grają Rycerze Wiosny. Pięć bramek strzelił ŁKS drużynie gwiazd”.

Co nieco powinno nas dziwić to fakt, że wówczas grano systemem wiosna-jesień, a obecnie termin rycerzy wiosny często przypisujemy zespołom, które po słabej jesieni imponują formą na wiosnę. O kilku takich przypadkach chciałbym opowiedzieć w tym materiale:

Jesień sezonu 1973/74 była w wykonaniu Zagłębia Sosnowiec fatalna. W piętnastu meczach strzelili zaledwie trzy gole i z dorobkiem sześciu punktów zamykali ligową tabelę. Zimą do drużyny dołączyli tacy zawodnicy jak Władysławowie Grotyński i Szaryński, Hubert Kulanek oraz Edward Maleńki, którzy w mig odmienili jej obliczę. Wiosną nikt nie punktował lepiej od skazywanych na pewny spadek Zagłębiaków, co zapewniło im utrzymanie, na które jeszcze kilka miesięcy wcześniej nic nie wskazywało.
Na start rozgrywek 1999/2000 Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski poniosła osiem porażek z rzędu. Przerwę między rundami spędziła na ostatnim miejscu z dorobkiem pięciu punktów. Do bezpiecznego na tę chwilę Widzewa traciła 10 oczek. Wiosnę znów rozpoczęła tragicznie, przegrywając cztery z pięciu pierwszych spotkań. Na finiszu przeszła jednak cudowną metamorfozę, która przeobraziła się w dziewięć kolejnych zwycięstw oraz remis. Mocno podważano czystość i uczciwość tejże metamorfozy, ale jej ocenę pozostawiam Wam. Grodziszczanie utrzymali się w lidze.

25 września 2010 roku Cracovia na otwarcie swojego nowego stadionu pokonała Arkę Gdynia 2:0. Było to jedyne zwycięstwo w 14 jesiennych grach. Końcem października Rafała Ulatowskiego na stanowisku trenera zastąpił Jurij Szatałow. Z początku gra jego nowych podopiecznych nie uległa poprawie, jednak przełomowa okazała się ostatnia, 15. kolejka rundy jesiennej. Pasy podejmowały wówczas GKS Bełchatów. Miałem przyjemność być na tym meczu. Do 85. minuty gospodarze przegrywali 0:2. Kibice wkoło sprawiali wrażenie pogodzonych nie tylko z kolejną porażką, ale i z nieuchronnie nadchodzącym spadkiem. Tymczasem w ciągu ostatnich pięciu minut starcia ich ulubieńcy zdołali powrócić do żywych. Gole Dudzica, Krzywickiego i Pawlusińskiego zapewniły trzy punkty i nieco przywróciły wiarę w pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Sytuacja w tabeli była jednak co najmniej nieciekawa. Klub z grodu Kraka tracił dziewięć punktów do bezpiecznego miejsca. Co prawda wiosną nie był jedną z najlepszych ekip w ligowej stawce, ale i tak prezentował się na tyle okazale, by w naprawdę niezłym stylu uchronić się przed spadkiem.
Jesienią 2012 roku GKS BełchatówPodbeskidzie Bielsko-Biała zdobyły zaledwie po sześć punktów. Fachowcy dumnie ogłosili, że spadkowicze są już zatem znani. Zimowe ruchy transferowe jednych i drugich nie powalały na kolana, ale ich gra na wiosnę już tak. Imponującej walki o utrzymanie nie osłabił fakt, że w trakcie rozgrywek stało się jasne, że w kolejnej kampanii licencji na grę w Ekstraklasie nie dostanie Polonia Warszawa, zatem oprócz niej spadkowicz będzie tylko jeden. Bełchatowianie i Bielszczanie bronili się przed ostatnim miejscem do samego końca sezonu. Z happy endem dla tych drugich, którzy ponadto zdołali wyprzedzić Ruch Chorzów. Wiosną lepiej od Podbeskidzia i GKS-u punktowały tylko mistrzowska Legia i wicemistrzowski Lech.

Warto też wspomnieć o klubach, które zimą nie zajmowały co prawda miejsca spadkowego, ale ich wiosenna dyspozycja przerosła oczekiwania. Pierwsza runda sezonu 1970/71 była na tyle kiepska w wykonaniu zawodników Zagłębia Wałbrzych, że wylądowali na 12. miejscu i widmo spadku zaglądało im w oczy. Wiosną nastąpiła znaczna poprawa w ich grze, dzięki której wspięli się na przeciwległy biegun tabeli, finalnie zajmując w niej trzecie miejsce, najlepsze w dziejach klubu.

Niemal dekadę później podobny przebieg miały rozgrywki w wykonaniu Widzewa Łódź. Zimowa przewaga dwóch punktów nad strefą spadkową była wiosną systematycznie powiększana, do tego stopnia, że sezon zakończył z wicemistrzostwem Polski. Była to znakomita zapowiedź wielkiego, mistrzowskiego Widzewa z początku lat 80. poprzedniego wieku.
Na najniższym stopniu podium sezon 1997/98 zakończyła Wisła Kraków, choć zimowała mając zaledwie jeden punkt więcej niż znajdujący się w strefie spadkowej Górnik Zabrze. Wtedy do klubu zapukał Bogusław Cupiał, a wraz z jego przyjściem nadeszły najlepsze lata Białej Gwiazdy.
Najświeższym przykładem jest Piast Gliwice z sezonu 2018/19. Podopieczni Waldemara Fornalika, notabene we wcześniejszych rozgrywkach walczący o ligowy byt aż do ostatniej kolejki, po jesieni 2018 roku zajmowali w ekstraklasowej tabeli 6. miejsce ze stratą 11 punktów do prowadzącej Lechii i 8 do uważanej za faworyta do tytułu Legii. Gliwiczanie wiosnę rozpoczęli od porażki z Cracovią, przez co straty powiększyły się do, odpowiednio, 14 i 11 oczek. Potem rozbili 4:0 Lecha Poznań i rozpoczęli marsz w górę tabeli. W dziewięciu meczach kończących sezon zasadniczy zdobyli aż 22 punkty. Po podziale na grupy zajmowali trzecie miejsce w tabeli. Wówczas wciąż nie brano ich pod uwagę w kontekście walki o tytuł. Ta miała się rozegrać między Lechią i Legią, które nad śląskim klubem miały po 7 punktów przewagi. W finałowych siedmiu meczach tylko Pogoń Szczecin nie przegrała z nimi meczu i pierwsze Mistrzostwo Polski w historii klubu stało się pięknym faktem.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *