Piotr Dobrowolski – Terlecki. Recenzja

W grudniu 2017 roku zmarł Stanisław Terlecki. Z uwagi na fakt, że w latach 70. i 80. poprzedniego stulecia nie brał udziału w żadnej z wielkich piłkarskich imprez, dla wielu kibiców jest postacią nieco anonimową, będącą w cieniu Laty, Szarmacha, Deyny czy Bońka. Nie ulega jednak wątpliwości, że był jednym z najlepszych polskich zawodników tamtych historycznych czasów. Jego sylwetkę przedstawia nam Piotr Dobrowolski w książce pt. „Terlecki”

Zdecydowanie nie jest to typowa, piłkarska biografia czy choćby typowe piłkarskie wspomnienie. Opowiada przede wszystkim o ludzkiej słabości. Przyczynach psychicznego upadku człowieka, będącego przed laty prawdziwym królem życia. O szkodliwym wpływie niezagojonych ran, zaprzepaszczonych w przeszłości szans i egzystowania z nieustannym poczuciem żalu, smutku i zawodu. Dziennikarz Super Expressu dociera do wielu osób z najbliższego otoczenia piłkarza, w tym do ludzi towarzyszących mu w ostatnich miesiącach życia i stara się znaleźć odpowiedzi na kilka nurtujących go pytań. Przede wszystkim, co poszło nie tak? Dlaczego bogaty, elegancki, towarzyski i oczytany mężczyzna umierał w biedzie i samotności? Z czego wzięły się problemy, przez które nadużywał środków psychotropowych? No i najważniejsze – czy w jego śmierci możemy doszukiwać się samobójstwa?
Na początku Dobrowolski zabiera nas do jednego z ostatnich „domów” legendy ŁKS-u. Był nim psychiatryk, słynna łódzka Kochanówka. Tam spotyka jednego z przyjaciół Terleckiego, pana Heńka. Pacjent opowiada o życiu piłkarza w szpitalu, o jego darze mówienia i wrodzonym wdzięku, którym przyciągał do siebie płeć piękną. Rozmowa szybko zostaje nakierowana na znacznie mniej przyjemne tematy. Co było paskudnym, śmiercionośnym nawykiem jego kompana? Jaki wpływ na jego śmierć mogła mieć kobieta, z którą zamieszkał w ostatnich tygodniach swojego życia?

„Ona była głupia jak pudełko gwoździ”.

Następnie wraz z autorem cofamy się w czasie. Wchodzimy do szatni Gwardii Warszawa, gdzie tytułowy bohater rozpoczynał swoją profesjonalną przygodę z piłką. Dowiadujemy się, dlaczego przez znaczne grono swoich klubowych kolegów nie był szczególnie lubiany. Dziennikarz zadaje pytanie, które powtarza później niemal każdemu swojemu rozmówcy: Czy Terlecki miał słabość do alkoholu? Znakomicie rozwijająca się kariera i bajeczne boiskowe popisy nie mogły zostać niezauważone przez selekcjonera reprezentacji Polski, który chciał go zabrać na Mundial 1978. Na pytanie dlaczego zawodnik nie otrzymał jednak biletu do Argentyny, odpowiadają m.in. sam trener Jacek Gmoch i Andrzej Iwan. Wielkie marzenie, jakim był wyjazd na Mistrzostwa Świata, miało się spełnić cztery lata później. Wówczas do gry wkroczyły, prawdopodobnie, gierki polityczne. Terlecki wraz z Józefem Młynarczykiem, Władysławem Żmudą i Zbigniewem Bońkiem stali się ofiarami głośnej Afery na Okęciu (dla niewtajemniczonych – Mundial 1982: Po medal wbrew wszystkiemu). Sam Żmuda mówi na łamach książki:

„W Polsce panowała bieda, ludzie się burzyli, więc naszym kosztem odwrócili uwagę narodu od prawdziwych problemów”.

Konsekwencje przedmiotowej afery stanowiły ogień zapalny do błyskawicznego przerwania przyjaźni zawodnika z Bońkiem. Dlaczego tak się stało? Jak obecny prezes PZPN próbował ponownie wkupić się w łaski ŁKS-iaka? Jak wielki żal na stałe pozostał w sercu Terleckiego w związku z brakiem udziału na kolejnym światowym czempionacie i skreśleniem go z listy powoływanych do reprezentacji?
Kolejne strony przenoszą nas do Stanów Zjednoczonych, gdzie piłkarz grywał nie tylko na pełnowymiarowym boisku, ale i na hali. Poznajemy jego horrendalne, jak na tamte czasy, wynagrodzenie oraz sposoby jego inwestowania i… roztrwaniania.
Dwa ostatnie rozdziały oddają tak naprawdę początki jego końca, choć rozpoczyna je pozytywny aspekt. Dobrowolski szczegółowo obrazuje zachwyt Terleckiego nad możliwością rozegrania meczu ligowego u boku swojego syna, Macieja.

„Syn Stacha, Maciek, miał taki sam charakter. Prowadziłem go jako bodaj 15-latka i już wtedy był najmądrzejszy… Tyle, że cztery klasy słabszy od ojca”.

Dalej przypomina podłoże całkiem głośnej, rodzinnej wojenki medialnej, toczonej przez lata na łamach prasy. Kto w sporze na linii Terlecki – żona i dzieci miał rację? Może po prostu rozchodziło się o nieumiejętność przebaczenia przez obydwie strony konfliktu? Czytelnik sam musi wyciągnąć wnioski. Na sam koniec autor rozmawia z panią Gabrielą, ostatnią osobą widzącą Terleckiego za życia, i konfrontuje jej zeznania ze słowami poprzednich rozmówców.
A tych było co niemiara. O Terleckim-człowieku, jego nawykach, sposobie bycia i realiach ostatnich lat życia najczęściej wypowiadają się Paweł Lewandowski, przedsiębiorca mocno związany z Łódzkim Klubem Sportowym, oraz Jacek Bogusiak i Łukasz Bielawski. O Terleckim-piłkarzu opowiadają m.in. Krzysztof Buliński, Władysław Żmuda, Grzegorz Lato, Marek Dziuba, Dariusz Dziekanowski, Andrzej Iwan i Jan Karaś.
Lekturę uzupełniają bilans występów Terleckiego w reprezentacji Polski, barwna fotogaleria ze zdjęciami z jego piłkarskich czasów oraz z etapu powstawania książki i felietony byłego zawodnika, które ukazywały się na łamach Super Expressu w latach 2005-2007. Ponadto co jakiś czas znajdujemy fragmenty z biografii piłkarza pt. „Pele, Boniek i ja”.

Dzieło Piotra Dobrowolskiego jest bardzo dobrą, choć jednocześnie niesamowicie smutną lekturą. Czyta się ją błyskawicznie, bo kolejne wątki i rozmówcy wręcz nie pozwalają na siebie czekać. Dziennikarz na przykładzie Stanisława Terleckiego udowadnia, jak cienka granica dzieli miłość od nienawiści, bogactwo od biedy, szczęście od nieszczęścia oraz przyjaźń od wrogości. Nie brakuje w niej wątków wzruszających, mocno chwytających za serce. Autor  wykonał kawał dobrej roboty, którą warto docenić, znajdując na swojej półce miejsce na tę książkę.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *