1927: Wisła Kraków – TKS Toruń 15:0. Najwyższe zwycięstwo w historii Ekstraklasy

Pierwszym Mistrzem Polski wyłonionym w rozgrywkach ligowych była Wisła Kraków. W dziewiczym sezonie Ekstraklasy w 1927 roku dokonała również nie lada wyczynu, odnosząc rekordowe zwycięstwo na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w naszym kraju.

Już od pierwszej kolejki Biała Gwiazda plasowała się w czołówce tabeli, pozycję lidera zajęła w maju i straciła ją dosłownie na moment na rzecz FC Katowice. Nie chcę wchodzić w szczegóły tego sezonu, podkreślę tylko, że panował w nim ogromny bałagan organizacyjny. 11 września Wisła podejmowała Toruński KS.

Materiał dostępny w formie video na kanale nabramkepl w serwisie YouTube:

U gości tuż przed wyjazdem do Grodu Kraka pojawiły się problemy. Jesteśmy w czasach amatorskiego futbolu, piłkarze nie zarabiali przez grę w piłkę. W szeregach Torunian było kilku zawodowych żołnierzy, którzy na czas wyjazdu wzięli urlop. Ich pech polegał na tym, że równolegle do rozgrywek Ekstraklasy toczyły się piłkarskie mistrzostwa wojskowe. Żandarmeria wojskowa ani myślała o personalnych osłabieniach, wobec czego wysłała na dworzec w Toruniu swoich przedstawicieli, by pod groźbą aresztowania namówić piłkarzy z TKS-u do zrezygnowania z gry w meczu ekstraklasowym na rzecz starcia wojskowego. Wybór musiał być tylko jeden. Sześciu zawodników z podstawowej jedenastki zostało w mieście Mikołaja Kopernika. W pociąg do Krakowa wsiadła zatem mocno osłabiona drużyna.

TKS w 1926 r.

Półtora tysiąca kibiców zgromadzonych na trybunach było bardzo zdziwionych, że goście wybiegli na boisko w 10-osobowym składzie. Kilka dni przed meczem prasa zapowiadała, że Białą Gwiazdę czeka ciężka przeprawa, tymczasem, i nie ma co się dziwić, zdekompletowana i mocno osłabiona ekipa z Torunia stawiała jej realny opór jedynie na początku pierwszej i w pierwszych minutach drugiej połowy. Pędzący po mistrzowski tytuł Wiślacy wygrali aż 15:0, co do dzisiaj pozostaje najwyższym zwycięstwem w historii Ekstraklasy.

Relacje prasowe nie były niestety tak dokładne jak dzisiaj, zatem nieznane są minuty, w których piłkarze wpisywali się na listę strzelców. Wątpliwości budzi nawet ich zestawienie, bo przez jakiś czas zastanawiano się, czy Henryk Reyman rzeczywiście strzelił sześć czy osiem goli. Oficjalnie z sześcioma trafieniami do 1939 roku pozostawał zdobywcą największej liczby bramek w jednym meczu. Jego wyczyn solidnie poprawił Ernest Wilimowski, o czym kiedyś już opowiedziałem:

Co ciekawe, pomimo 15-krotnej kapitulacji, na pochwałę ówczesnej prasy zasłużył bramkarz Toruńskiego KS, Franciszek Zdrojewski. W tygodniku “Stadjon” pisano:

„W TKS grał świetnie bramkarz Zdrojewski, który uchronił drużynę przed jeszcze większą przegraną i wywołał swą nadzwyczajną grą szczery oklask publiczności”.

Na wyróżnienie zapracował również w Nowym Dzienniku:

„Druzgocące zwycięstwo czerwonych nad niekompletną jedenastką z Torunia, robiącą raczej wrażenie III-klasowej, niż ligowej, drużyny. Poza środkowym pomocnikiem Stogowskim i bramkarzem, grającym z wielkim szczęściem – zero”.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *