Nietypowe numery na koszulkach piłkarzy. Część 2!

Zacznijmy tak, jak większość rzeczy w życiu, czyli od zera. Zapewne kojarzycie, że Hicham Zerouali w 2000 roku zażyczył sobie w Aberdeen koszulkę z numerem “0”. Wiązał się on z pseudonimem napastnika, wywodzącym się oczywiście z jego nazwiska. Po zakończeniu sezonu władze szkockiej ligi zakazały wyboru tej liczby. Sześć lat później przykład z Marokańczyka wziął bramkarz Los Angeles Galaxy, Steve Cronin.

Skoro jesteśmy przy Major League Soccer, to nie sposób nie wspomnieć, że z “9” występował tam właściciel najbardziej charakterystycznego stroju w historii Mistrzostw Świata, Jorge Campos. Legenda meksykańskiej piłki zaczynała swoją karierę jako napastnik i właśnie z numerem charakterystycznym dla napastnika powstrzymywała snajperów innych ekip. Z tym samym numerem w latach 90. strzegł świątyni kadry narodowej, a zanim na długie lata przywdział typową, bramkarską jedynkę, robinsonady wykonywał jeszcze z “19”.

Guillermo Ochoa, rodak i następca Camposa, w Standardzie Liege bronił z “8”. Ocho to z hiszpańskiego, języka dominującego w Meksyku, osiem i właśnie stąd ten nietypowy jak na bramkarza numer. W 2019 roku Ochoa wrócił do ojczyzny i zasilił swój macierzysty zespół, Club América. Tam również zdecydował się na odrobinę ekstrawagancji i sięgnął po szóstkę.

Obejrzyj na kanale nabramkepl w serwisie YouTube:

To, że w Chelsea “9” nosili Jimmy Floyd Hasselbaink, Fernando Torres, Radamel Falcao, Gonzalo Higuain czy Alvaro Morata raczej nikogo nie dziwi, bo wszyscy wymienieni zawodnicy byli odpowiedzialni za zdobywanie goli. Szło im z różnym skutkiem, ale ten wątek przemilczmy. Zaskakujące jest to, że w tak wielkim klubie z numerem snajpera wcale nie tak dawno występował również obrońca, Khalid Boulahrouz. W Premier League było znacznie więcej ciekawych przypadków zawodników, których numery nie pasowały do ich boiskowych pozycji. William Gallas przejął w Arsenalu 10 po magicznym Dennisie Bergkampie i z tym numerem dyrygował grą defensywy. Teraz napastnicy. Samuel Eto’o w Evertonie przywdział “5”. Clint Dempsey w Tottenhamie hasał z “2”, tak samo jak Arouna Kone w Wigan Athletic. Kone tak bardzo upodobał sobie tę liczbę, że wybierał ją również w reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, a także w tureckim Sivassporze.
Gdy w 2017 roku Wilfried Bony wracał do Swansea po niezbyt udanym pobycie w Manchesterze City i Stoke City, również sięgnął po dwójkę. Tłumaczył to słowami:

„Drugi raz przychodzę do tego klubu, dlatego chciałem nosić numer “2”. Chcę osiągnąć z zespołem dużo więcej niż przedtem”.

Skończyło się na słowach. Iworyjczyk nie przypominał zawodnika sprzed lat, a Swansea spadło z ligi.
W sezonie 1993/94 władze występującego na zapleczu Premier League Charltonu Athletic postanowiły przydzielić swoim zawodnikom numery zgodnie z porządkiem alfabetycznym. W związku z tym z “1” grał obrońca Stuart Balmer, z “2” bramkarz Bob Bolder, z “3” pomocnik Alan Curbishley i tak dalej. Niestety, alfabetyczna ciągłość została zachowana jedynie do numeru 21. Wyższe przekazano piłkarzom, którzy przyszli do klubu już po wejściu w życie tego szalonego pomysłu oraz tym, którzy mieli być jedynie uzupełnieniem składu.

Niemal taką samą politykę zastosowano w przypadku kadry Argentyny na Mistrzostwa Świata 1982. Tylko Diego Maradona mógł wybrać numer i oczywiście wziął “10”. Wszystkim innym zawodnikom numery przydzielono w porządku alfabetycznym, zatem w środku pola Osvaldo Ardiles biegał z “1”. Cztery lata później kultywowano tę tradycję, z tym wyjątkiem, że do Maradony dołączyły dwie inne gwiazdy Albicelestes – Daniel Passarella i Jorge Valdano. I tak np. bramkarz Nery Pumpido w drodze po złoto Mistrzostw Świata miał na sobie “18”, a w obronie z “9” grał José Luis Cuciuffo.
Asamoah Gyan przez większość swojej piłkarskiej kariery nosi na plecach trójkę, pomimo faktu, że jest napastnikiem. Piłkarz z Ghany wierzy, że:

„Trójka to potężna liczba. Jeśli dźwigasz coś ciężkiego, przed podniesieniem liczysz do trzech. Jeden, dwa, trzy i podnosisz. Jeśli chcesz kogoś ostrzec, ostrzegasz go po raz pierwszy, potem po raz drugi, a za trzecim razem podejmujesz działanie”.

Przed laty Tommy Oar był uznawany za wielką nadzieję australijskiej piłki nożnej. W kadrze narodowej zadebiutował w marcu 2010 roku, w starciu przeciwko Indonezji w ramach eliminacji do Pucharu Azji. Miał wówczas 18 lat i niespełna 3 miesiące. Chciał zagrać z ulubioną “11”, ale ta była już zajęta. Co w tej sytuacji zrobił Oar? Poprosił o koszulkę z numerem będącym drugą potęgą jedenastki, czyli o 121.

Gdy w 2008 roku Derek Riordan wrócił do Hibernian, klubu, w którym rozpoczął swoją profesjonalną karierę, chciał grać z “10”. Ta jednak należała do Colina Nisha, zatem Riordan przywdział koszulkę z bardzo nietypowym numerem 01. Przed sezonem 2009/10 panowie się dogadali. Nish wziął “9”, a Riordan swoją ukochaną “10”.
Zakończę kolejnymi przykładami bramkarskimi. Luca Bucci na stare piłkarskie lata wrócił do Parmy i występował w niej z “7”, a później z “5”. Krok dalej poszedł Cristiano Lupatelli, który w Chievo Verona przywłaszczył jeden z najbardziej pożądanych numerów na Półwyspie Apenińskim – “10”.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *