Świetni w reprezentacji, niespełnieni w klubach

Większość piłkarzy jest zgodna co do tego, że karierę robi się w klubach, a występy w reprezentacji są niesamowitym przywilejem i honorem, dzięki któremu można zapisać się złotymi zgłoskami na kartach futbolu. Część z nich znacznie lepiej radziła sobie i osiągała więcej sukcesów w narodowych barwach. Przyjrzyjmy się pięciu przypadkom.

Klasycznym przykładem takiego zawodnika jest Lukas Podolski. Co prawda cała rzesza piłkarzy chciałaby mieć w swoim CV takie osiągnięcia klubowe i liczby jak te wykręcone przez Mistrza Świata z 2014 roku, jednak zapewne sam Poldi zdaje sobie sprawę, że w piłce klubowej wycisnął z siebie znacznie mniej niż w reprezentacyjnej. Dość powiedzieć, że najmilej wspominany jest w Kolonii, gdzie największymi sukcesami był awans do Bundesligi i zajęcie w niej 10. miejsca. Wielkie nadzieje wiązano z nim w Bayernie, z którym co prawda wywalczył Mistrzostwo Niemiec, jednak indywidualnie zawiódł. W najlepszym okresie w Bawarii, w kampanii 2008/09, zdobył zaledwie 6 ligowych goli. Obiecujący początek miał w Arsenalu. W swoim pierwszym sezonie w Premier League zanotował 11 goli i 10 asyst. Później było jednak znacznie gorzej, a marazm potwierdził występami w Interze Mediolan. Transfery do Galatasaray i Vissel Kobe były już bardziej formą odcinania kuponów od kariery niż spełnianiem piłkarskich ambicji. Znacznie lepszy i bardziej owocny przebieg miała reprezentacyjna przygoda Podolskiego. Przez długie lata, niezależnie od poczynań w klubie, był jednym z pewniaków Jurgena Klinsmanna i Joachima Loewa. W tym czasie miał wielki wkład w liczne sukcesy naszych zachodnich sąsiadów, a mało który kibic na świecie nie był pod wrażeniem jego lewej nogi podczas oglądania wielkich międzynarodowych turniejów. W narodowych barwach wystąpił 130 razy i strzelił 49 goli, dzięki czemu zajmuje trzecie miejsce zarówno w rankingu największej liczby występów, jak i najlepszych strzelców w historii reprezentacji Niemiec.

Obejrzyj w serwisie YouTube:

Jednym z bohaterów jednej z największych piłkarskich niespodzianek XXI wieku był Angelos Charisteas. Napastnik reprezentacji Grecji walnie przyczynił się do zdobycia przez podopiecznych Otto Rehhagela mistrzostwa Europy w 2004 roku. Na turnieju strzelił trzy gole, w tym ten najważniejszy, w finale z Portugalią. I tak na dobrą sprawę wiedza fanów na temat Charisteasa kończy się na tych dokonaniach. Nie ma co się dziwić, bo jego klubowa kariera była dość uboga. Najbardziej udany był dla niego właśnie 2004 rok, w którym oprócz Mistrzostwa Europy wywalczył również Mistrzostwo i Puchar Niemiec z Werderem Brema. Największym indywidualnym osiągnięciem Greka było zdobycie po 9 ligowych bramek w sezonach 2002/03 i 2006/07 dla, kolejno, Werderu i Feyenoordu Rotterdam. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że znacznie więcej Greków z Euro 2004 mogłoby znaleźć się w tym rankingu, jednak w pamięci kibiców najbardziej zapadają ci, którzy strzelają gole. A te dla piłkarzy z Hellady strzelał przede wszystkim Charisteas.

Marzeniem większości piłkarzy spoza Starego Kontynentu jest kontrakt w dużym, europejskim klubie. Najlepszą i najprostszą formą promocji są dla nich Mistrzostwa Świata. Asamoah Gyan wziął w nich udział trzykrotnie. W silnie obsadzonych reprezentacjach Ghany, w której występowali tacy zawodnicy jak m.in. Michael Essien, Kevin Prince-Boateng czy Sulley Muntari, prym wiódł napastnik z numerem “3” na koszulce. To on napędzał niemal każdą ofensywną akcję Czarnych Gwiazd, był przy tym bardzo skuteczny, a jego tańce po strzelonych golach utkwiły w głowach kibiców na całym świecie. Obserwatorzy Mistrzostw Świata i Pucharu Narodów Afryki nie mieli wątpliwości, że powinien dostać szansę w klubie z najwyższej półki. Nigdy jej jednak nie dostał, bo sam o nią nie powalczył. Po naprawdę niezłych sezonach w Udinese, Stade Rennes i Sunderlandzie, porzucił ciężką pracę i samodoskonalenie na rzecz łatwego zarobku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Chinach, przez co zostanie zapamiętany tylko przez pryzmat gry w reprezentacji, w której wykręcił i wciąż kręci bardzo dobre liczby. No i tego karnego z ćwierćfinału Mundialu 2010 też nikt mu nie zapomni…
Landon Donovan wylądował w Europie w 1999 roku po Mistrzostwach Świata U-17. Wyścig po utalentowanego pomocnika wygrał Bayer Leverkusen. W ciągu sześciu lat pobytu w Niemczech w barwach Aptekarzy rozegrał tylko siedem oficjalnych meczów, a przez większość czasu obowiązywania kontraktu był wypożyczany do San Jose Earthquakes. W międzyczasie ze znakomitej strony pokazał się na Mistrzostwach Świata 2002. Reprezentant Stanów Zjednoczonych błyszczał ponadto na boiskach MLS, a w 2009 roku podjął kolejną próbę podbicia Europy. Wypożyczenia z Los Angeles Galaxy do Bayernu Monachium i Evertonu okazały się jednak jedynie stratą czasu. I w jego przypadku wielka reprezentacyjna kariera nie przełożyła się na osiągnięcia klubowe.

Ciekawym przypadkiem jest Guillermo Ochoa. Tym, co prezentował szczególnie na Mistrzostwach Świata 2014, zachwycało się pół świata. Komentatorzy nie mogli wyjść z zachwytu po jego robinsonadach, a kibice googlowali nazwisko meksykanina i dziwili się, jak to możliwe, że tak znakomity bramkarz nie widnieje na liście płac czołowych klubów w Europie. Zawsze byłem i jestem zdania, że większość jego interwencji to bardziej wynik szczęścia i indolencji strzeleckiej przeciwników niż nadprzyrodzonych umiejętności. Najzwyczajniej w świecie często znajdował się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Być może część z nich wygląda widowiskowo, ale naprawdę ma mało wspólnego z wielkim kunsztem bramkarskim. Ponad 100 występów w narodowych barwach budzi uznanie, jednak klubowi skauci i trenerzy nigdy nie mieli wątpliwości, że to w kadrze zdobywa szczyty swoich możliwości.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *