Reprezentacja Polski złożona z zawodników urodzonych w województwie śląskim

Startujemy z nową serią, w której będę przedstawiał najlepsze, moim zdaniem, jedenastki w historii reprezentacji Polski, złożone z zawodników urodzonych w poszczególnych województwach. Na dobry początek zapraszam Was na Śląsk, do krainy, w której narodziły się dziesiątki zawodników, przez lata stanowiących o sile reprezentacji Polski.

Najlepszą jedenastkę w historii reprezentacji Polski złożoną z zawodników urodzonych na Śląsku ustawiłem w systemie 4-3-3.

Obejrzyj na kanale nabramkepl w serwisie YouTube:

Zacznijmy oczywiście od obsady bramki. Na tej pozycji zdecydowanie stawiam na Edwarda Szymkowiaka. Pięciokrotny Mistrz Polski w barwach trzech różnych klubów – Ruchu Chorzów, Legii Warszawa i Polonii Bytom – w kadrze rozegrał 53 mecze. Pomimo niezbyt imponującego wzrostu – 178 cm – w bramce wyczyniał prawdziwe cuda. Przez lata był zmorą napastników rywali. Aż żal, że jego piłkarskie życie nie zazębiło się z czasami największych sukcesów polskiej piłki reprezentacyjnej. W Ekstraklasie zabłysnął m.in. tym, że w meczu przeciwko Górnikowi Zabrze w sezonie 1960 obronił trzy rzuty karne. Prawdopodobnie byłby pierwszym wyborem każdego trenera naszej kadry, niezależnie od czasów i konkurencji. Niesłusznie zapomniany przez kibiców.
Na prawej obronie świeża legenda polskiej piłki, niekwestionowanie najlepszy na swojej pozycji Łukasz Piszczek. Swoje pierwsze powołania do reprezentacji otrzymywał jeszcze jako napastnik, jednak później, podobnie jak w Herthcie i Borussii, zakotwiczył na prawej flance defensywy. Trzykrotny uczestnik Mistrzostw Europy oraz Mundialu 2018.
W środku reprezentacyjny kolega Piszczka, Kamil Glik. Jego początki w kadrze nie były zbyt obiecujące. Najpierw Franciszek Smuda skreślił go z listy powołanych na Euro 2012, a później długo był obiektem drwin kibiców, którzy na każdym kroku przypominali choćby jego słynną Gliki-takę z meczu przeciwko Ukrainie za trenera Fornalika. Przy Adamie Nawałce stał się reprezentacyjnym stoperem pełną gębą, bez którego dziś ciężko wyobrazić sobie naszą defensywę. Na tę chwilę ma już na swoim koncie ponad 70 meczów w narodowych barwach.
Obok Glika “wielka Biała Góra”, czyli Jerzy Gorgoń. Dysponująca atomowym strzałem podpora defensywy znakomitej kadry Kazimierza Górskiego ma na swoim koncie złoto i srebro olimpijskie oraz trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata 1974. Jego dorobek mógł być jeszcze bardziej okazały, jednak zamiast pilnować Mario Kempesa na Mundialu 1978, siedział na trybunach. Na tak fatalny w skutkach pomysł wpadł trener Jacek Gmoch. Jak się skończyło, wszyscy wiemy.
Formację defensywną zamyka zawodnik, któremu fakt, że był prawonożny, nie przeszkodził w tym, by zostać najlepszym lewym obrońcą w historii polskiej piłki. Zygmuntowi Anczokowi, złotemu medaliście z Igrzysk Olimpijskich z 1972 roku, wyjazd na Mistrzostwa Świata do RFN uniemożliwiła kontuzja, której doznał w ligowym meczu Górnika Zabrze przeciwko Odrze Opole.
Ponad 100 meczów w narodowych barwach rozegrał Jakub Błaszczykowski. Wieloletni kapitan, niezwykle nieustępliwy i waleczny zawodnik, który zdobywał dla nas m.in. ważne gole podczas Euro 2012 i 2016. Choć powoli schodzi ze sceny, a jego obecność w kadrze często jest podważana, nie ma w Polsce kibica, który nie darzy go szacunkiem i sympatią.
Mózgiem kadry Kazimierza Górskiego był oczywiście Kazimierz Deyna, jednak mało kto wyobrażał sobie tę ekipę bez Henryka Kasperczaka. Błyskotliwy pomocnik widział na boisku znacznie więcej niż jego koledzy i przeciwnicy. W dodatku dysponował fenomenalnym, wymierzonym na milimetry podaniem. Medalista Mistrzostw Świata i Igrzysk Olimpijskich.
Teraz czas na prawdziwe ikony śląskiego futbolu. Zaczynamy od “Małego Niebieskiego łącznika”, czyli Gerarda Cieślika. W czasach, w których reprezentacja Polski więcej meczów przegrywała niż wygrywała, Cieślik zanotował znakomite liczby – w 45 meczach zdobył 27 goli. Oczywiście większość kojarzy go przede wszystkim z historycznego starcia przeciwko Związkowi Radzieckiemu z 1957 roku, w którym zdobył dwa gole, zapewniając naszej drużynie zwycięstwo 2:1, a milionom Polaków poczucie dumy i chwały. Co ciekawe, zawodnik Ruchu Chorzów miał w tym meczu nie zagrać. Od ponad roku nie był powoływany do reprezentacji, ponieważ trenerzy i prasa uważali, że jest za mało bojowy. Powołanie na mecz z “Wielkim Bratem” dostał w ostatniej chwili, gdy świetnie zaprezentował się w treningowej gierce reprezentacji Polski z reprezentacją Śląska. Pierwszą połowę rozegrał w barwach Ślązaków i zdobył gola na 1:0. Na drugą odsłonę wybiegł już w Biało-Czerwonych barwach. Po powrocie do domu dowiedział się z radia o swoim dodatkowym powołaniu. O tym, jak okazało się ono kluczowe, niech świadczy to, że murawę Stadionu Śląskiego opuszczał na rękach rozentuzjazmowanych rodaków.

Pierwszy z trójki moich napastników debiutował w kadrze w wieku 16 lat i 188 dni w starciu przeciwko Norwegii. Od razu zdobył bramkę, co czyni go zarówno najmłodszym debiutantem, jak i, co logiczne, najmłodszym strzelcem gola w naszych narodowych barwach. Włodzimierz Lubański powinien mieć na swoim koncie znacznie więcej osiągnięć niż złoto Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Znakomity występ przeciwko Anglii w 1973 roku, który znacznie przybliżył nas do awansu na Mistrzostwa Świata, przypłacił fatalną kontuzją, która mocno wyhamowała jego karierę i której konsekwencje odczuwa do dzisiaj. Możliwości udowodnienia swoich umiejętności na Mundialu 1978 pozbawił go trener Gmoch, bo testy psychologiczne wykazały, że Lubański i Szarmach nie mogą występować w tym samym czasie na boisku. Cóż z tego, że w barwach Górnika Zabrze tworzyli jeden z najlepszych duetów w historii naszej ligi. W 1972 roku do Polski przyjechali działacze Realu Madryt skłonni wyłożyć za Lubańskiego bajeczną wówczas sumę miliona dolarów. Na transfer nie zgodził się Komitet Centralny PZPR. Fenomen. Skromny i bardzo rozsądny idol milionów Polaków. Jego rekord strzelonych w kadrze goli pobił dopiero Robert Lewandowski.
Zgadzam się z panem Andrzejem Gowarzewskim, który stwierdził, że gdyby w 1942 roku odbył się Mundial, dziś w sercach kibiców na całym świecie nie gościłby Pele, a Ernest Wilimowski. Jak świetnie zauważył Fritz Walter, zdobywca czterech trafień w meczu przeciwko Brazylii w 1938 roku strzelał więcej goli niż miał sytuacji. Jedyny z wielkich snajperów Ekstraklasy, który ma na swoim koncie więcej bramek niż meczów. Ezi jest piłkarską ofiarą II Wojny Światowej, która zastopowała jego błyskawicznie rozwijającą się karierę. Ponadto podczas jej trwania rozegrał kilka spotkań w barwach III Rzeszy, przez co w naszym kraju przez wielu został przeklęty. Czy słusznie? Niekoniecznie. Nie miał wyboru. Weźmy pod uwagę choćby to, że gdy kilka lat wcześniej gry dla Niemców odmówił austriacki wirtuoz, Matthias Sindelar, kilka dni później został odnaleziony martwy.

Moją jedenastkę zamyka najlepszy strzelec w historii Ekstraklasy, Ernest Pohl. Kolejny z wielkich polskich zawodników, który urodził się w nieodpowiednich czasach. Dziś biłyby się o niego najlepsze europejskie kluby. Miał jedną wielką słabość, przez którą popadał w konflikty z trenerami kadry, przede wszystkim z Ryszardem “Fają” Koncewiczem. Tą słabością był alkohol. Choć przez lata sam zawodnik powtarzał, że “Ernest pije, ale Ernest gro”, nie ma wątpliwości, że gdyby był bardziej wstrzemięźliwy, w piłce osiągnąłby znacznie więcej. A i tak osiągnął sporo. Jego reprezentacyjne statystyki wyglądają imponująco.

View this post on Instagram

Śląsk przez lata wydawał i wciąż wydaje na świat znakomitych piłkarzy. To właśnie w tym rejonie urodziło się wiele gwiazd i ikon reprezentacji Polski. Nie ma co się dziwić – Górnik Zabrze i Ruch Chorzów to najbardziej utytułowane polskie kluby, a ponadto w przeszłości po Mistrzostwo Polski sięgały również Polonia Bytom, Szombierki Bytom i ostatnio Piast Gliwice. Chcąc wybrać najlepszą jedenastkę w historii naszej kadry, złożoną jedynie z zawodników urodzonych na Śląsku, trzeba się nieźle nagłowić. Mimo to podjąłem się tego wyzwania. Moja propozycja na załączonej grafice. Więcej w najnowszym filmiku na kanale nabramkepl w serwisie YouTube. Link do materiału w bio. #polska #poland #śląsk #silesia #katowice #chorzów #gliwice #bytom #legendy #reprezentacja #reprezentacjapolski #piłkanożna #skład #football #futbol #fusbal #polonia #ruchchorzów #górnikzabrze #blaszczykowski #lukaszpiszczek #sport #zostańwdomu #górnik #niebiescy #nabramkepl

A post shared by  nabramke.pl (@nabramkepl) on

W związku z piłkarskim bogactwem województwa Śląskiego, przygotowałem również ławkę rezerwowych. Znalazło się na niej miejsce dla Jerzego Dudka, Stanisława Oślizły, Waldemara Matysika, Zygmunta Maszczyka, Andrzeja Buncola, Arkadiusza Milika i Lucjana Brychczego.

Zapewne wielu z was złapało się za głowę, gdy w bramce postawiłem na Edwarda Szymkowiaka, a nie na Jerzego Dudka. Jak to możliwe, że w składzie nie znalazł się triumfator Ligi Mistrzów i, bądź co bądź, legenda Liverpoolu? Po pierwsze porównując zawodników z różnych epok, nie ma co patrzeć na ich klubowe CV. Z bardzo prostych powodów. Po pierwsze dziesiątki lat temu piłka nie była jeszcze takim przemysłem jak dzisiaj, kadry drużyn były oparte głównie na zawodnikach z rodzimych podwórek. Po drugie doskonale zdajemy sobie sprawę, pod jakimi wpływami była wówczas Polska. Chwilę wcześniej wspomniałem, jak władza zablokowała transfer Lubańskiego do Realu. Nasi piłkarze nie mieli prawa związać się z zagranicznym klubem dopóki nie skończyli 30 lat, a jak wiadomo, wraz z wiekiem zawodnika, maleje zainteresowanie klubów jego usługami. Wiele osób, które miały przyjemność oglądać bramkarskie popisy Szymkowiaka, twierdzi, że to najlepszy golkiper w historii naszej piłki. W swoich czasach był porównywany do wielkiego Lwa Jaszyna. No i popatrzcie, Jaszyn też nie grał w Barcelonie, Realu, Manchesterze czy Liverpoolu. Przez całą karierę strzegł bramki Dinama Moskwa, a jednak nikomu nie przeszkadza to w tym, by nazywać go bramkarzem wszech czasów. Jerzego Dudka darzę naprawdę wielką sympatią, do dzisiaj jestem zakochany w kadrze trenera Engela, no ale jakoś nigdy uznawałem go za wielkiego bramkarza. Zresztą czytałem kiedyś wypowiedź jednego z zawodników tej kadry, który stwierdził, że czuli się pewniej, gdy za plecami mieli Matyska a nie Dudka.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *