ON TOUR: Ružomberok. Futbol w sercu gór

W środkowej części Słowacji znajduje się piękne, malownicze, niespełna 30-tysięczne miasteczko, w którego herbie widnieje róża. Ružomberok, bo o nim mowa, jest znakomitym miejscem nie tylko dla fanów gór, ale i dla pasjonatów futbolu. Kończąc długi weekend majowy postanowiliśmy wybrać się za południową granicę naszego kraju i sprawdzić piłkarski klimat miasta oraz zbadać poziom sportowy słowackiej ligi na jednym z najurokliwiej położonych stadionów, na jakich kiedykolwiek byliśmy. Zapraszamy do zapoznania się z relacją z kolejnego przystanku w odkrywaniu piłkarskiego świata.

Nie oszukujmy się, liga słowacka nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem polskich kibiców. Większość z nas kojarzy zapewne Slovana Bratysława i MSK Żylinę, bo są to kluby występujące w przeszłości w europejskich pucharach. MFK Ružomberok nie jest znany większej publiczności. Kojarzą go zapewne kibice Evertonu. W sierpniu ubiegłego roku klub z niebieskiej części Liverpoolu toczył z Różą boje w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Przyjazd Rooneya i spółki był nie lada wydarzeniem w słowackim mieście i cieszył się niezwykłym zainteresowaniem. Nie ukrywam, że sam chciałem wybrać się na pojedynek piłkarskiego Kopciuszka z jednym z najbardziej rozpoznawalnych angielskich klubów. Podjąłem kilka prób na różnych frontach, by zdobyć bilet, jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że szanse są bliskie zeru. Klub podjął znakomitą decyzję o pierwszeństwie w nabywaniu wejściówek dla kibiców regularnie bywających na meczach Ruzomberoka. Biorąc pod uwagę, że kameralny stadion jest w stanie pomieścić 4876 widzów, nie trudno domyśleć się, że bilety na mecz z Evertonem rozeszły się szybciej, niż zostały wydrukowane. Słowacy nie przynieśli wstydu, przegrywając minimalnie 0:1. W identycznych rozmiarach polegli tydzień wcześniej w Liverpoolu.

fot. mfkruzomberok.sk

Zeszłoroczny udział w eliminacjach do Ligi Europy był zaledwie trzecim europejskim epizodem w 112-letniej historii MFK Ružomberok. W sezonie 2001/02 marzenia o Pucharze UEFA wybiło Słowakom z głów francuskie Troyes, wygrywając w dwumeczu 6:2. Pięć lat później Róża odpadła w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów z CSKA Moskwa (0:2, 0:3), by później polec w pierwszej rundzie Pucharu UEFA, uznając wyższość Club Brugge (0:1, 1:1). Udział w kwalifikacjach do Champions League był pochodną największych sukcesow w historii klubu. Sezon 2005/06 dał kibicom wiele powodów do radości. Ich ulubieńcy sięgnęli wówczas po Puchar oraz Mistrzostwo Słowacji, zostawiając w tyle m.in. objawienie ówczesnej Ligi Mistrzów, Artmedię Petrżalkę. Triumfy w lidze i pucharze były póki co jedynymi w dziejach klubu, co jeszcze bardziej podkreśla ich wymiar.
Ružomberok wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej na Słowacji w sezonie 1996/97. Od tej pory nie zaznał jeszcze goryczy spadku. Jego trzech zawodników wywalczyło koronę Króla Strzelców rozgrywek ligowych. Co ciekawe, dwóch z nich reprezentowało również barwy Cracovii. W rozgrywkach 2002/03 najlepszym strzelcem ligi, z 18 trafieniami, został Roland Števko, będący legendą klubu. W mistrzowskim sezonie bardzo dużą cegiełkę do sukcesu dołożył Erik Jendrišek, autor 21 goli. Młody zawodnik został wówczas zauważony przez niemieckie kluby. Znakomicie radził sobie przede wszystkim na zapleczu Bundesligi w barwach Kaiserslautern, czego efektem był transfer do Schalke 04 i wyjazd z reprezentacją Słowacji na Mundial do RPA w 2010 roku. W ekipie z Zagłębia Ruhry został bardzo dobrym kolegą legendy światowego futbolu, Raula Gonzaleza. Pięć lat później trafił pod Wawel.

Młody Erik Jendrišek w barwach Ruzomberoka. /fot. casprezeny.azet.sk

Mistrzostwo Słowacji pamięta także Miroslav Bozok, były zawodnik Arki Gdynia, GKS-u Bełchatów i Górnika Łęczna, grający w Ružomberoku w latach 2003-2009. O nim napiszę jeszcze nieco później. Bardzo ciekawym przypadkiem jest Pavol Masaryk. Do Pasów trafił przed rundą jesienną sezonu 2010/11 jako aktualny Król Strzelców ligi słowackiej w barwach Slovana Bratysława, po niezbyt udanej jesieni w AEL Limassol. W teorii miał być znakomitym wzmocnieniem przed heroiczną walką o utrzymanie w Ekstraklasie. W praktyce grał ogony, 136 minut na ligowych boiskach na pewno nie było szczytem jego marzeń. W tym czasie nie zdobył ani jednego gola. Pamiętam, że w tym czasie miałem przyjemność oglądać jeden z treningów Cracovii. Masaryk miał wielkie problemy ze skierowaniem piłki do siatki nawet w najprostszych sytuacjach, nie będąc absorbowanym przez defensorów. Profesor Filipiak pożegnał go latem bez najmniejszego żalu, a ten wrócił do ojczyzny i wzmocnił szeregi Ružomberoka. W 32 występach strzelił 18 goli i drugi raz w karierze odebrał nagrodę za najskuteczniejszego snajpera ligi słowackiej. Zimą nowym napastnikiem Zagłębia Lubin został Jakub Mares. Czeski snajper jesienią 2017 roku występował w Slovanie Bratysława, do którego trafił z Róży. W lidze słowackiej strzelił 26 goli w 49 starciach.

Mares łączy więc drużyny, które mieliśmy okazję oglądać w ubiegłą sobotę. Ružomberok stał się celem naszej piłkarskiej podróży przy okazji meczu 30. kolejki Fortuna Ligi ze Slovanem Bratysława. W tym sezonie obie drużyny zawędrowały do finału Pucharu Słowacji. Pucharowy pojedynek odbył się cztery dni przed starciem ligowym. Górą okazał się klub ze stolicy, wygrywając 3:1. Był to szósty z kolei mecz Róży bez zwycięstwa. Wierząc, że nasza obecność przyniesie Ružomberokowi szczęście, zakupiliśmy bilety na sobotnie widowisko. Stadion tworzą dwie niemal bliźniacze trybuny z czterema masztami oświetleniowymi, umiejscowionymi na dachach każdej z nich. Bilety na prawie wszystkie sektory kosztują 5 euro. Na prawie wszystkie, bo dla osób ze zorganizowanej grupy kibiców przyjezdnych są o 20% droższe, po 6 euro.
Na Słowację pojechaliśmy samochodem. Sporą część ze 180 kilometrów pokonaliśmy, zachwycając się świetnymi widokami. Im bliżej miejsca docelowego tym piękniej. Na miejscu byliśmy pięć godzin przed meczem, zatem najpierw udaliśmy się na obiad. Zapewniamy, że nie jest to artykuł sponsorowany i jedynie z czystej przyjemności polecamy wszystkim Salaš Krajinka. Góralski kompleks, położony w północno-zachodniej części miasta, zapewnia atrakcje na cały dzień dla osób w każdym wieku. Słynie przede wszystkim ze znakomitego sera owczego, będącego podstawą większości dań. Nie mam w zwyczaju fotografowania jedzenia, zatem nie będę “nowoczesny” i nie pokażę, co jedliśmy, ale daję Wam słowo, że było bardzo smacznie. Za dwudaniowy obiad dla trzech osób nie wydacie więcej niż 20 euro. Ponadto można umilić sobie czas przy świetnym piwie i Kofoli. Obok głównej restauracji znajduje się kilka bacówek. W każdej z nich znajduje się coś innego, m.in. sery, przepyszne, ciepłe ciasta, drewniane rzeźby. Największą atrakcją tego miejsca są mimo wszystko walory przyrodnicze. W każdym kierunku można dojrzeć widoki jak z najpiękniejszej pocztówki.

Swojski klimat potęgują wszechobecne zwierzęta. Codziennością są gęsi spacerujące między ludźmi, kury, owce, kozy, osiołki, króliki. Na jednej z łączek dwóch młodych adeptów futbolu urządziło sobie pojedynek strzelecki. Jeden z nich tuż po dobrej bramkarskiej interwencji zawołał: Petr Cech! Trochę nas rozczarował, mieliśmy nadzieję, że bliżsi sercu będą mu choćby Jan Mucha, Dusan Kuciak, Dusan Pernis…

Po obiedzie wyruszyliśmy na spacer po mieście w poszukiwaniu piłkarskich aspektów. Niestety, znaleźliśmy tylko jeden – pana w koszulce Napoli z nazwiskiem Marka Hamsika. Atrakcjami Ružomberoka są liczne pomniki. W samym sąsiedztwie stadionu znajduje się pomnik Jana Pawła II. Obowiązkowym punktem na mapie miasta jest Kościół św. Ondreja wraz z Mauzoleum Andreja HlinkiRuzomberskimi Schodami.

Od momentu przekroczenia granicy zastanawialiśmy się, dlaczego Słowacy mają w swoich ogródkach przyozdobione choinki, umiejscowione najwyżej jak tylko się da. Właśnie w taki sposób nasi południowi sąsiedzi witają astronomiczną wiosnę. My symbolicznie topimy Marzannę, choć zdarza się, że 21 marca termometry wskazują ujemne temperatury.

Na stadion dotarliśmy mniej więcej w tym samym czasie, w jakim pojawili się piłkarze Slovana. Od razu dało się zauważyć, że trenerem stołecznej ekipy na pewno nie jest Adam Nawałka, bo pozwolił, by kierowca cofał pojazdem, gdy na jego pokładzie znajdowała się drużyna.

Warto podkreślić, że wejście na teren obiektu odbywa się bardzo żwawo. Liczba pracowników ochrony przy kołowrotkach jest stosunkowo bardzo duża, ale w ogóle nie przeszukuje wchodzących kibiców. Przyjemność bycia choć trochę sprawdzonym zawdzięczam tylko i wyłącznie plecakowi. Jeden z ochroniarzy zażądał, bym go otworzył, rzucił okiem od niechcenia i leniwym głosem rzucił krótkie i dosadne: ok.

Jednym z naszych pierwszych stadionowych celów była, rzecz jasna, gastronomia. Tutaj niestety zawiedliśmy się bardzo mocno. Okropne w smaku piwo (1,20 euro) trzeba było zapić Kofolą (0,90 euro). Z kiełbasy zrezygnowaliśmy zaraz po tym, jak zobaczyliśmy, że nie jest robiona nad ogniem, a na elektrycznym opiekaczu.

Niewielki obiekt robi ogromne wrażenie. Trybuny wydają się być wklejone w górski krajobraz.

W jego najbliższym sąsiedztwie znajduje się sześć boisk piłkarskich kortów do tenisa.

Bardzo klimatycznie umiejscowiono parking VIP. Wysiadający z samochodów mają przyjemność przyjrzeć się przydomowym stodołom.

Ružomberok miał fatalny bilans meczów ligowych w 2018 roku. W 10 rozegranych spotkaniach zdobył zaledwie 6 punktów, wygrywając tylko raz, trzy razy remisując i ponosząc sześć porażek. Podczas przedmeczowej rozgrzewki spiker wyraził wiarę, że dobre czasy powrócą.

Obiekt zapełniał się bardzo powoli. Wielką sztuką było spotkać kibiców odzianych w klubowe emblematy. Zdarzali się za to fani w koszulkach Liverpoolu, Manchesteru czy Barcelony. Spotkaliśmy też multifanatyka w koszulce Realu i czapce Arsenalu. Największa niespodzianka spotkała nas, gdy ponownie udaliśmy się do bufetu po napoje. Zza pleców usłyszeliśmy pytanie: “Wy z Polski?”, które, jak się okazało, zadał Słowak odziany w kibicowską koszulkę Arki Gdynia.

Zapytaliśmy oczywiście, dlaczego akurat Arka. Odpowiedział, że jest krewnym Miro Bozoka, a ten zaszczepił w nim miłość do Gdynian.
Ostatecznie mecz z perspektywy trybun oglądało zaledwie 1148 widzów. Wśród nich około 40-osobowa grupa miejscowych ultrasów, prowadzących całkiem głośny doping. Po melodii niektórych przyśpiewek można domniemać, że część repertuaru zapożyczyli z polskich stadionów. Podczas skandowania “Ruža! Ruža! Ruža!” brzmieli tak, że spokojnie mogliby przyjechać do Polski na galę KSW i wspierać dopingiem najbardziej wytatuowanego zawodnika znad Wisły. Kamyczkiem do ich ogródka jest intonowanie na własnym stadionie typowo wyjazdowej przyśpiewki “Jesteśmy zawsze tam…”.
Niestety, nie dopisali kibice gości, zjawiając się w Ružomberaku w sile… 9 osób. Dodajmy, że średnia ich wieku oscylowała w okolicach 65 lat.
Nielicznie zgromadzona publiczność oglądała całkiem ciekawe spotkanie, zakończone zwycięstwem gospodarzy 1:0 po ładnym, plasowanym uderzeniu z 25 metrów autorstwa Gesnabela.

My zwracaliśmy uwagę przede wszystkim na dwóch zawodników Slovana. Bocznego obrońcę, Erika Cikosa i środkowego pomocnika, Davida Holmana. Łatwo domyśleć się, dlaczego akurat oni zostali przez nas wzięci pod lupę. Cikos wyjeżdżał z Polski z łatką bardzo solidnego zawodnika Wisły Kraków, mającego papiery na grę w dobrym zachodnim klubie. Holmanowi nie dano w Lechu Poznań realnej szansy i opuszczał Ekstraklasę jako nietrafiony transfer. Dziś ten pierwszy nie przypomina samego siebie sprzed lat. Po pierwsze niesamowicie zmienił image. W Białej Gwieździe dał się poznać jako groźnie wyglądający, łysy chłopak z blokowiska. Od kilku lat ma elegancko przyczesaną fryzurę i równo przystrzyżoną brodę. Zgodnie stwierdziliśmy, że mielibyśmy problem, by rozpoznać go na ulicy. Nie poznajemy go również po jego grze. Stał się bardzo elektryczny, statyczny, sztywno trzyma swoją pozycję, z bojaźnią podchodzi do bezpośrednich pojedynków i wyzbył się ofensywnych zapędów. Dwa lata temu dziwiłem się, jak to możliwe, że Cikos oblał testy w Arce Gdynia. Dziś dziwię się, że się dziwiłem.

Zgoła odmienne wrażenie zrobił na nas Holman. Węgier jest mózgiem drużyny, świetnie się ustawia, czyta grę. Widać, że ma bardzo dobry przegląd pola i, co ważne dla piłkarza na jego pozycji, piłka nie przeszkadza mu przy nodze. W sobotę zaserwował kilka udanych dryblingów, prowadząc futbolówkę bardzo blisko stopy. Był bez wątpienia najjaśniejszą postacią swojej ekipy. Czy można już powiedzieć, że Lech nie poznał się na jego umiejętnościach? Na pewno nie możemy wysuwać takich wniosków po obejrzeniu jednego meczu. Holmanowi będziemy przyglądać się baczniej i monitorować jego sytuację.

Pod koniec spotkania na boisku pojawił się bohater Słowaków z Mistrzostw Świata 2010, Robert Vittek. Rosły napastnik strzelał wówczas gole przeciwko Włochom, Nowej Zelandii i Holandii. Dziś jest już bardzo blisko zakończenia piłkarskiej kariery i pełni w Slovanie rolę rezerwowego.
Pomimo niewielkiej frekwencji po spotkaniu policja kierowała ruchem, by pomóc kibicom w szybszym opuszczeniu okolic stadionu oraz… parkingu pobliskiego Tesco, gdzie zaparkowała naprawdę spora część fanów. W ramach ciekawostki dodam jeszcze na koniec, że jupitery przez cały mecz były wyłączone, pomimo faktu, że zakończył się kilka minut przed godziną 19:00. Więcej w temacie zbędnego moim zdaniem oświetlenia na polskich stadionach pisałem przy okazji marcowej wizyty w Karwinie.

Bez ogródek stwierdziliśmy, że dzień spędzony w Ružomberoku był bardzo dobrze i miło spożytkowanym czasem. Wyjeżdżając z tego miasteczka od razu myśli się o tym, kiedy można by było do niego wrócić. A to jest chyba najlepsza laurka, jaką można wystawić nowo poznanemu miejscu.

fot. wyr. @darekwadrzyk
Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *