ON TOUR: Praga. 294. Derby Pragi

Derby Pragi to jedne z najstarszych wewnątrzmiastowych rywalizacji piłkarskich w Europie. Ich początek datuje się na 29 marca 1896 roku, kiedy padł bezbramkowy remis. Jak wyglądało starcie nr 294 pomiędzy Spartą a Slavią? Zapraszam na relację prosto z trybun.

Chętnych na zobaczenie najbardziej prestiżowego meczu w Czechach jest cała masa. Nie tylko w kraju naszych południowych sąsiadów, ale i w całej Europie. Nie ma się co dziwić. Pojedynek zapewnia całkiem solidny pokaz futbolu, kibice na trybunach tworzą naprawdę gorącą atmosferę, a tego jak pięknym miastem jest Praga, raczej nikomu nie trzeba tłumaczyć. Poza tym w stolicy Czech funkcjonuje tak wiele klubów, że w ciągu jednego weekendu stadionowi turyści ze spokojem mogą zaliczyć kilka spotkań, na które dojadą praską komunikacją miejską.

Wobec ogromnego zainteresowania, o bilety na derby jest bardzo, bardzo ciężko. Klub rozpoczyna dystrybucję wejściówek na nieco ponad tydzień przed meczem, a ta odbywa się dzień po dniu w trzech fazach:

  • I faza – dla członków Sparta Club – każdy z nich może nabyć maksymalnie 3 bilety;
  • II faza – dla karnetowiczów – każdy z nich może nabyć maksymalnie 2 bilety;
  • III faza – sprzedaż otwarta.

W praktyce ta ostatnia niemalże nie istnieje. Napisałbym bez słowa „niemalże”, ale trzeba oddać, że zawsze ostaje się kilkanaście-kilkadziesiąt (w tym roku było dokładnie 38) biletów na sektor będący młynem Sparty. Jako postronnego kibica nie interesowała mnie ta opcja, więc byłem przekonany, że moje kolejne polowanie na Derby Praskich „S” znów legło w gruzach. Kilka godzin później pojawiła się jednak nadzieja. Klub w swoich mediach społecznościowych poinformował, że 98 biletów na sektor A9 zostanie wystawionych na licytację. Ta polega na tym, że każdy uczestnik podaje, jaką maksymalną kwotę może przeznaczyć na wejście na mecz. Cena wywoławcza to 590 koron. Licytacja trwała przez trzy doby. Udało mi się dostać jedną z wejściówek za 1040 koron. Nominalne ceny, w zależności od sektora, kształtowały się na poziomie 350, 410, 490 i 590 koron. Widać zatem, że dość mocno przepłaciłem, jednak po tym, co przeżyłem na Letnej, mogę z pełną świadomością stwierdzić jedno: nie żałuję.

Na stadion dotarłem dwie godziny przed meczem, którego start zaplanowano na 18:00. Już wówczas przy Generali Arenie kręciły się tłumy kibiców. Zapewne większość z nich przebywałaby już na trybunach, zajadając się kiełbasami każdej maści i koloru oraz popijając znakomite piwo, gdyby nie fakt, że bramy zostały otwarte dopiero po 16:30. Miało to jednak pewien plus. Dzięki oczekiwaniu kibice mogli przywitać wjeżdżających na obiekt piłkarzy.

Nie będę opisywał, co i za ile można zjeść, bo zapewne większość czytających ten tekst wie, że czeskie stadiony nie mają sobie równych w kategorii serwowanego jedzenia i picia, ale napomknę o jednej nietypowej sprawie. Obiekt Sparty jest ściśle połączony z pobliskim McDonald’s, co widać na poniższym zdjęciu. Nie skorzystałem, ale podejrzewam, że można przedostać się do niego niebieską, zadaszoną kładką i złożyć zamówienie w okienku. Na trybunach dało się zauważyć charakterystyczne, papierowe torebeczki z żółtym logo Mc. Dziwię się mocno, że mając w gastro-ofercie tak smaczne jedzenie, ktokolwiek jest w stanie skusić się na marne fast foody.

Kibice, zarówno gospodarzy jak i gości, bardzo szybko zapełniali trybuny. Pierwszy kibicowski aspekt pojawił się na kilkanaście minut przed meczem. Co ciekawe, był związany z Polską. Kibice Slavii wywiesili bowiem transparent z napisem: GÓRNIK WAŁBRZYCH NIGDY NIE ZGINIE.

Mniej więcej w tym samym czasie stadionowy spiker ruszył z mikrofonem na trybuny i zadawał kibicom gospodarzy różne pytania na temat nadchodzącego meczu. Najważniejsze brzmiało: „jaki wynik obstawiasz?”. Wśród fanów Sparty nie brakowało optymistów, choć trzeba przyznać, że odpowiedzi w dużym stopniu były wyważone. Nie liczyłem dokładnie, ale większość pytanych wskazywała na remis. Trudno się dziwić. W tym sezonie ich ulubieńcy grają zdecydowanie poniżej oczekiwań, podczas gdy Slavia lideruje w ligowej tabeli, a do tego awansowała do Ligi Mistrzów i na cztery dni przed derbami znakomicie zaprezentowała się w starciu z Interem na Giuseppe Meazza. Największe emocje wzbudziły odpowiedzi młodego, na oko 13-letniego fana:

-Jaki wynik obstawiasz?
-3:0.
[brawa od publiczności]
-Oczywiście dla Sparty?
-Nie, 3:0 dla Slavii.

W tym momencie niebywałą owację dostał od kibiców Slavii, a reszta stadionu zaczęła gwizdać. Spiker zrozumiał, że dalsza rozmowa z tym młokosem nie ma sensu, więc odpuścił i zapolował na kolejnego rozmówcę. Dwie godziny później okazało się, że słowa młodego fana były prorocze.

Równo z gwizdkiem w okolice murawy, zarówno z sektorów zajmowanych przez gospodarzy jak i przez gości, poleciały setki maskotek dla dzieci z domów dziecka.

Jako pierwsi oprawę zaprezentowali gospodarze. Mogła być naprawdę widowiskowa, ale jej prezentacja okazała się wielkim niewypałem, skwitowanym przez przyjezdnych soczystym śmiechem. Pokrywająca dwie stadionowe kondygnacje sektorówka w asyście żółto-czerwonych folii została w całości rozciągnięta na raptem 3 sekundy. Nie zgrała się ze wszystkimi foliami i pełnym rozwinięciem napisu. Udało mi się złapać kulminacyjny punkt prezentacji.

Chwilę później sprawy w swoje ręce wzięli kibice Slavii. Ich choreografia była równie (nie)skomplikowana, ale tutaj obyło się bez wpadki. Goście najpierw rozwinęli sektorówkę z napisem Prazska Slavia, a później, po odliczeniu od 10 do 1, unieśli biało-czerwone folie.

Minęło raptem pięć minut i padł pierwszy gol dla gości. W rolach głównych wystąpili kapitanowie obu drużyn. Frydek sfaulował we własnym polu karnym Soucka, a sam poszkodowany pewnie wykonał jedenastkę.

Na boisku znacznie więcej jakości prezentowali tegoroczni uczestnicy Ligi Mistrzów. Choć Sparta rozgrywała naprawdę niezły mecz, brakowało jej argumentów pod polem karnym oponentów. Slavia tymczasem z wielką cierpliwością wyczekiwała swoich szans, a gdy te tylko się nadarzyły, pod bramką Hecy robiło się bardzo gorąco. Gol na 0:2 robi już zapewne któryś z kolei obieg dookoła internetu, bo rzadkością jest samobójcze trafienie z… pośladka. Pechowiec Sacek przyjął dodatkowo nienaganną pozycję na czworaka, dzięki której wartość artystyczna trafienia poszła wysoko w górę. Swojak, dosłownie, z dupy.

Zabawy pirotechniczne zainaugurowali Spartanie. Na początku drugiej połowy odpalili jednak zaledwie dwie race. Na pokaz pirotechniczny z prawdziwego zdarzenia przyszło czekać do 70. minuty. Wówczas kilkanaście czerwonych stroboskopów odpaliła Slavia.

W odpowiedzi gospodarze rozciągnęli bardzo schludną sektorówkę, przedstawiającą zamaskowanego kibica w barwach Sparty, którą przyozdobiła pokaźna liczba rac.

Po ich wypaleniu, jeszcze przez kilka dobrych minut płótno krążyło po sektorze dopingujących fanatyków. Łatwo się zatem domyślić, że poprzednia oprawa Sparty wyszła jak wyszła, bo przeszkadzała siedzącym obok młyna piknikom.

Tuż przed upływem regulaminowego czasu gry wynik meczu, fenomenalnym uderzeniem zza pola karnego, ustalił Masopust.

Bardzo zastanawiało mnie, jak zostanie przyjęty Nicolae Stanciu. Tylko źle czy bardzo źle? Reprezentant Rumunii w sezonie 2018/19 był najlepszym zawodnikiem Sparty, której okazywał przywiązanie m.in. poprzez całowanie jej herbu. Po roku skusiły go petrodolary i wylądował w saudyjskim Al-Ahli. Szybko zatęsknił za Pragą, zatem pół roku później znów przywdział koszulkę praskiego klubu. Tym razem jednak nie Sparty, a Slavii, co w kibicowskich szeregach tych pierwszych zostało przyjęte za zniewagę i niewybaczalną zdradę.

O Stanciu od 3:27:

Na trybunach pojawiły się transparenty ANTY STANCIU, a każdemu kontaktowi pomocnika z piłką towarzyszyła potężna dawka gwizdów. Swoje apogeum osiągnęły w 70. minucie, gdy zawodnik opuszczał boisko.

Oficjalnym panowaniem w Pradze, przynajmniej do wiosny, mogą zatem szczycić się zawodnicy i kibice Slavii. W 294. Prazskych Derbach zaprezentowali się lepiej i na boisku, i na trybunach.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *