ON TOUR: Karwina. Piękno minimalizmu

Choć na czeskie stadiony mam znacznie bliżej niż na większość obiektów naszej Ekstraklasy, swój pierwszy mecz za południową granicą odwlekałem przez ponad 27 lat. Kiedy wreszcie się wybrałem, zdecydowanie się nie zawiodłem. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z okołopiłkarską relacją z meczu 20. kolejki HET Ligi sezonu 2017/18, MFK Karwina – Sparta Praga.

Karwina to mała, malownicza miejscowość leżąca zaledwie 15 km od Jastrzębia-Zdroju. W 2003 roku doszło w niej do połączenia dwóch klubów, FC Karwina i TJ Jäkl Karwina. W wyniku fuzji powstał Městský Fotbalový Klub, MFK Karwina. Drużyna potrzebowała 13 lat, by w sezonie 2015/16 wywalczyć sobie awans na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Czechach. Swój debiut zakończyła na 10. miejscu w tabeli. Mimo słabego początku obecnych rozgrywek, dziś można powiedzieć, że w obecnej kampanii radzi sobie równie dobrze.
Zanim klub zaliczył debiut w 1. lidze, miasto dokonało totalnego remontu stadionu. Ze starego obiektu pozostał jedynie dach trybuny głównej. Ów remont został wykonany w latach 2014-2016 i kosztował 300 mln czeskich koron (~49 mln złotych). Patrząc na rozmiary areny, idealnie skrojone pod miasto i tamtejsze zainteresowanie futbolem, wydaje się, że została nieco przepłacona.

fot. karvinsky.denik.cz

Choć w adresie obiektu widnieje ulica U hřiště, nazwa głównej drogi w sąsiedztwie jest bardzo bliska naszym sercom.

Zaledwie 200 metrów od miejsca piłkarskich emocji znajduje się restauracja Ovečka ze znakomitą zupą czosnkową oraz równie świetnym lokalnym piwem, Larische. Już na ponad dwie godziny przed spotkaniem można było spotkać kibiców Karwiny i Sparty, delektujących się złocistym trunkiem. Klimat niemiecki – jedni piją obok drugich.
Městský stadion jest bardzo specyficzny. Ciężko przyrównać go do jakiegokolwiek w naszym kraju. Zdecydowanie króluje kolor spokoju, zieleń.

Pierwsze kroki skierowałem w kierunku klubowego sklepiku. W ofercie małego, schludnego pomieszczenia widnieją klasyki – koszulki, szaliki, karty z autografami, odznaki, magnesy i tym podobne. Głodni i spragnieni mogą posilić się w dwóch punktach gastronomicznych. W budynku klubowym przy trybunie głównej znajduje się restauracja. Znacznie ciekawiej jest po drugiej stronie. Tutaj rolę sklepiku pełni przyczepa, coś w rodzaju food trucka.

Trzeba przyznać, że jest bardzo dobrze wyposażona. Nie obowiązuje, jak m. in. w Polsce, maksymalna siła napojów alkoholowych na poziomie 3,5%, dzięki czemu kibice mogą wypić normalne piwo, a nawet 37,5% rum. Do tego czeskie dobro narodowe, Kofola. Niestety z butelki, a nie lana, ale i tak nie ma co narzekać.

Kiedy nastała moja kolej zakupu, odbyłem ze sprzedającym bardzo ciekawą konwersację. Zamówiłem piwo, po czym usłyszałem kilka bardzo niezrozumiałych słów po czesku.

-Sorry, I don’t understand you.
-Mocniejsze czy słabsze? – odrzekł idealną polszczyzną.
-Aaaaa, mocniejsze, mocniejsze!
-Pan z Polski?
-Tak, z Polski.
-Polacy zawsze chcą mocniejsze.

Lany Radegast, do wyboru 4% lub 5,1%. 30 CZK (4,94 zł).

Dla łasuchów czekają standardowo kiełbasy, hot-dogi i przekąski “kinowe”. Niestety, nie było mi dane spróbować giętej, ale minusem na pewno jest fakt, że grilluje się ją nie na ogniu, tylko na elektrycznym opiekaczu.
Bilety na mecz były do nabycia na stronie ticketportal.cz. Każdy, bez względu na sektor (poza VIP), w cenie 150 CZK (24,70 zł). Im wcześniej kupi się bilet, tym większe szanse na dobrą miejscówkę. Mi udało się dostać niemal na środku boiska. Dla czekających na ostatnią chwilę kasy biletowe były czynne w dniu starcia. Po wejściu na stadion idealnie widać lekką, stalową konstrukcję trybun. Pod nimi znajduje się ciasny korytarz, chętnie odwiedzany przez palaczy, konsumentów (jeden kiosk z napojami i przekąskami na trybunę) i pędzących za potrzebą. W przerwie spotkania ciężko było włożyć w niego igłę, tłok był niesamowity.

Zaledwie osiem rzędów krzesełek powoduje, że z niemal każdego miejsca na stadionie, poza trybuną główną, mecze ogląda się “na płasko”. Na spotkanie ze Spartą organizatorzy przygotowali biało-zieloną kartoniadę. Nie były to jednak zwykłe kartony. Można je było złożyć na typowo siatkarskie klaskacze, z czego miejscowi kibice chętnie skorzystali. Niestety, nie zabrakło również odgłosów trąbek-małyszówek.

Gdy sędzia dał znak do gry, kibice zaprezentowali oprawę.

Młyn gospodarzy, zlokalizowany za bramkę przy narożniku, liczył około 100 osób. Poziom wokalny zdecydowanie średni, choć gdy do dopingu włączył się cały stadion, robiło się całkiem głośno. Bardzo często niósł się okrzyk skierowany w stronę przeciwników: prazske kurvy! Spiker co rusz uspokajał towarzystwo, a pomagały mu w tym animacje na telebimach.

Fani gospodarzy zaprezentowali jeszcze jedną sympatyczną oprawkę. Około 30. minuty wznieśli ku górze białe baloniki i kilka flag na kijach.

Goście nieco zawiedli. Na tydzień przed wielkimi derbami Pragi stawili się w Karwinie w sile około 80 osób. Kilku kibiców w barwach drużyny ze stolicy spotkałem na trybunach gospodarzy. W drugiej połowie zaprezentowali pirotechnikę. Powinienem raczej napisać, że zalążek pirotechniki, bowiem w niewielkim odstępie odpalili po trzy stroboskopy.

Oprócz tego rzucili petardę hukową w kierunku widocznych po lewej stronie zdjęcia strażaków. Huk był tak “imponujący”, że gdybym akurat nie patrzył w tę stronę i nie zauważył dymiącego się przedmiotu, być może w ogóle nie dostrzegłbym przedmiotowego huku.
Co działo się na boisku? Typowa czeska piłka – bez fajerwerków, bez ozdobników, ale sporo solidności i prostoty. Faworyzowani Prażanie prowadzili od 24. minuty po ładnym strzale Kangi z 20 metrów. Podopieczni dobrego znajomego, Pavla Hapala, sprawiali wrażenie usatysfakcjonowanych z wyniku, nie palili się do kolejnych ataków, za co zostali skarceni na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Autorem wyrównującego trafienia był Wagner. Gol niesamowicie ożywił publiczność, w pełni zadowolonych z remisu i faktu, że malutcy zagrali mocarzom na nosie. Do końca meczu niosła się przyśpiewka na melodię “coście tak cicho”.
W jednej i drugiej ekipie wystąpili zawodnicy znani z występów z naszej ligi. Pavel Eismann, były piłkarz Sandecji Nowy Sącz, jest obecnie kapitanem Karwiny. Miejscowi kibice mieli do niego sporo pretensji. Podważali opaskę na jego ramieniu i wnioskowali, że oprócz podania do własnego bramkarza nie potrafi nic innego. Defensywą Sparty kierował Costa Nhamoinesu, znany z występów w Zagłębiu Lubin. Widać, że ma bardzo mocną pozycję w swoim zespole.

Spotkanie rozpoczęło się punktualnie o 15:00. Co ciekawe, przez całą pierwszą połowę jupitery były wyłączone. Gdy w naszej Ekstraklasie mecz rozgrywa się o 15:30, lampy błyszczą często już na ponad dwie godziny przed meczem. Kiedyś pytałem o to jednego z pracowników Cracovii. Powiedział, że zdaje sobie sprawę, że bez sensu jest oświecać murawę w jasny dzień, ale takie są wymogi telewizyjne. Ponadto trzeba je włączać znacznie wcześniej, by odpowiednio się nagrzały. Równolegle do starcia w Karwinie, w Niecieczy odbywał się mecz Sandecji Nowy Sącz z Piastem Gliwice. Poprosiłem obecnego na nim kolegę, by zrobił zdjęcie jednego z masztów oświetleniowych. Zgodnie z podejrzeniami, jupitery świeciły pełnym blaskiem. Na obiekcie MFK światła zaczęto uruchamiać dopiero po rozpoczęciu drugiej odsłony.

Po powrocie do domu odpaliłem skróty obydwu spotkań i sprawdziłem, jaka jest jakość transmisji mniej więcej o tej samej porze z wyłączonym i z włączonym oświetleniem. Większej różnicy nie dostrzegłem.

Nie mogę powiedzieć, że zakochałem się w czeskiej piłce i tamtejszych stadionach od pierwszego wejrzenia. Bez dwóch zdań stwierdzam, że zostałem poważnie zauroczony. Miejmy na uwadze, że piłka nożna w Czechach zdecydowanie ustępuje hokejowi. Mimo to piłkarski klimat jest naprawdę dobry. Karwinę będę odwiedzał częściej. Tymczasem za tydzień kolejne mecze w HET Lidze, tym razem w innym mieście!

fot. wyr. stadiony.info
Facebook Comments

1 thought on “ON TOUR: Karwina. Piękno minimalizmu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *