On, Strejlau. Recenzja

Książka, która stała się hitem na długo przed swoją premierą. Kibice i czytelnicy byli głodni wspomnień jednej z najwybitniejszych postaci polskiej piłki nożnej. Postaci lubianej, chętnie słuchanej i szanowanej. Biografia Andrzeja Strejlaua, bo o nim mowa, została napisana przez Jerzego Chromika w postaci wywiadu-rzeki. Z jakiej strony zaprezentował się w niej „On, Strejlau” i czy rzeczywiście warto po nią sięgnąć? Zapraszam do zapoznania się z recenzją tej pozycji.

Rozpocznę od tego, że bardzo się cieszę, że za spisanie wspomnień byłego selekcjonera wziął się właśnie Jerzy Chromik. Jego osoba jest kolejnym magnesem ku temu, by sięgnąć po tę lekturę. Jeśli mieliście przyjemność przeczytać choć jeden z jego wywiadów, wiecie doskonale, że nie uznaje półśrodków, stawia na bezpośredniość i wymaga od swojego rozmówcy stuprocentowej szczerości. Ponadto, co równie istotne, bardzo dobrze zna się z Andrzejem Strejlauem.
Rozmowę z tytułowym bohaterem rozpoczyna od małego przesłuchania. Panowie ustalają pochodzenie trenera i odmieniają jego nazwisko przez przypadki. Następnie wracają do jego dzieciństwa. Poruszająca historia z czasów II Wojny Światowej, związana z matką, spokojnie mogłaby być solidnym fundamentem pod scenariusz filmowy. Widzimy, jak wyglądało podwórko małego Andrzejka, jak kształtowała się w nim miłość do sportu i jaką rolę w tym kształtowaniu pełnił ojciec. Na kolejnych stronach przeżywamy z selekcjonerem jego dojrzewanie i etap nauki oraz poznajemy historię poznania z panią Marią, miłością jego życia.
Od pierwszych stron z wypowiedzi szkoleniowca bije wielką pasją do piłki nożnej. Pasji towarzyszącej mu każdego dnia i w każdych okolicznościach.

„Po meczu topiono smutki w alkoholu. Chciałem przywołać zebranym sytuację boiskową i zacząłem rozstawiać po stole kieliszki i butelki, zamierzając oddać położenie Okońskiego pod bramką. Wtedy nieświadomy niczego miejscowy działacz krzyknął: »Panie Strejlau, oddaj pan moją wódkę«. A butelka robiła akurat za Darka Dziekanowskiego”.

Opisuje okoliczności pierwszego spotkania z Kazimierzem Górskim i kulisy podjęcia pracy z kadrą. Przenosi nas na złote Mistrzostwa Olimpijskie z 1972 roku, historyczne Mistrzostwa Świata rozegrane dwa lata później oraz rozczarowujący Mundial z 1978 roku. Chwała autorom, że nie opisywali po raz tysięczny otoczki turnieju z RFN, przebiegu meczów i atmosfery z Murrhardt. Skupili się na ogromnej roli i autorytecie trenera Górskiego, któremu Strejlau poświęca w książce sporo miejsca, pracy i rywalizacji jego asystentów oraz późniejszych spotkaniach w ramach meczów pokazowych Orłów Górskiego. Główny bohater tłumaczy, dlaczego nie przejął kadry po Trenerze Tysiąclecia i dlaczego posadę selekcjonera zaproponowano mu co najmniej o kilka lat za późno.
Interesujące są także fragmenty o pracy w klubach. Dlaczego nie miał szans na odniesienie sukcesu z Legią Warszawa i czym imponował mu Lesław Ćmikiewicz? Jak wyglądała praca na Islandii, w Grecji i Chinach? Dlaczego w Reykjaviku przyczyniał się do rozwoju nie tylko islandzkiej piłki nożnej, ale i piłki ręcznej? Jak wyglądała jego grecka rywalizacja z Górskim i Gmochem? Kto i w jaki sposób doradzał mu po otrzymaniu propozycji objęcia AEK Ateny? Dlaczego w Chinach nie mógł odpędzić się od łowców autografów? W jakich okolicznościach jego twarz pojawiała się na bilbordach?

„Często przychodzili po wywiady. Wtedy tłumacz mówił na zachętę: »A to taka nieduża gazeta, 20 milionów nakładu«”.

Rozdziały dotyczące pracy w telewizji i użytkowania Twittera co rusz wzbudzają uśmiech na ustach. Jednocześnie podkreślają doskonałą pamieć, wiedzę i otwarty umysł trenera. Świetnym pomysłem było dokooptowanie do książki kilkunastu screenów z jego najlepszymi twittami oraz odpowiedziami innych użytkowników portalu.

-Twój pomysł na Ekstraklasę?
-Zagrajmy mecz obcokrajowcy z naszej ligi na naszych. Ciekawi mnie wynik.

Na kartkach tej wciągającej lektury często przewija się wątek Jacka Gmocha. Fakt, że obydwaj asystenci Kazimierza Górskiego z Mundialu 1974 nie darzą się choćby udawaną sympatią, nie jest żadną tajemnicą. Chromik i Strejlau raz po raz wrzucają kamyczki do ogródka Gmocha i odnoszą się do jego książki pt. Najlepszy trener świata. Jak naprawdę było z powstaniem tego słynnego banku informacji, który selekcjoner kadry z 1978 roku przypisuje sobie na własne konto? Kto i dlaczego był pupilkiem ówczesnej władzy? Jaką radę trener Strejlau otrzymał od swoich piłkarzy podczas składania autografów na plakatach z czempionatu w RFN? W ostatnim rozdziale, zatytułowanym „Dwaj zgryźliwi tetrycy”, poznajemy zarzewie konfliktu między dwoma trenerami, w wyniku którego nie mogą na siebie patrzeć i nawet nie podają sobie dłoni.
Trzeba przyznać, że, choć okładkowym bohaterem jest Andrzej Strejlau, wiele do powiedzenia ma także sam Jerzy Chromik. Nie jest jedynie biernym słuchaczem, a dzieli się z czytelnikami swoimi bogatymi wspomnieniami. Z jego ust pada cała masa fenomenalnych anegdot, ciekawych opowieści i trafnych przemyśleń.

„Kiedyś zadzwoniłem do ciebie i odebrała Marysia. Niosła ci słuchawkę do salonu, a ja usłyszałem: »Co za idiota dzwoni do mnie w czasie meczu«. Powiedziała: »Jurek do ciebie«, więc się odezwałeś: »Co jest, kochany?«”.

Wielki plus dla dziennikarza, że często zadaje trudne, czasem wręcz niewygodne pytania, i dla jego rozmówcy, że nie odpowiada na nie wymijająco. Jeśli któreś z nich okazuje się zbyt osobiste, nie bajeruje, a mówi po prostu, że na nie nie odpowie. Dzieło okraszają znakomite zdjęcia z prywatnych zbiorów byłego selekcjonera.
Miło jest kończyć czytanie książki z poczuciem dobrze spędzonego czasu. „On, Strejlau” wciąga, uczy i bawi. Znakomita robota, polecam.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *