Najlepsze pseudonimy polskich piłkarzy i ich geneza

Wielu polskich piłkarzy ma naprawdę specyficzne ksywki.

Marek Koniarek strzelił w Ekstraklasie aż 104 gole. Były kierownik Widzewa Łódź, Tadeusz Gapiński, nadał mu ksywkę Babajaga. Choć sam zawodnik twierdzi, że nie wie, jaka jest geneza tego pseudonimu, kibice nie mają wątpliwości, że wziął się stąd, że Koniarek posiadał zdolność do wyczarowywania goli.

Obejrzyj na kanale nabramkepl w serwisie YouTube:

Nieco mniej trafień w najwyższej klasie rozgrywkowej ma na swoim koncie Piotr Włodarczyk, autor 92 goli. Będąc zawodnikiem Ruchu Chorzów, na zbiórce przed jednym z wyjazdowych meczów pojawił się z wysoką gorączką i solidnym katarem. Ówczesny trener Niebieskich, Orest Lenczyk, spojrzał na niego i stwierdził, że wygląda jak Nędza. Przyjęło się.
W Chorzowie swoją ksywkę nabył również Marek Szyndrowski, ligowiec znany przede wszystkim z występów w Ruchu i Koronie Kielce. Koledzy z szatni nazwali go Skuter. Nie ma tu jednak żadnego powiązania z motoryzacją. Według nich, Szyndrowski jest sobowtórem H.P. Baxxtera, lidera niemieckiej grupy Scooter.

Skoro już jesteśmy przy muzyce, warto pochylić się nad pseudonimem Witolda Wawrzyczka. Zawodnik, który spędził kilka lat w niemieckich klubach, to popularny Gitara. Co ciekawe, ksywka wzięła się… od jego wielkich stóp.
Pseudonim Kici, należący do Lucjana Brychczego, nie ma nic wspólnego z kotem. Legendarny zawodnik Legii Warszawa wyróżniał się niskim wzrostem, zatem trener János Steiner wołał na niego „Kici”, co po węgiersku znaczy „mały”.
Chyba każdy wie o tym, że Andrzej Szarmach to popularny Diabeł. Znacznie mniej osób zdaje sobie sprawę z faktu, że ksywka wzięła się stąd, że wcześniej mówiono na niego… Anioł. Zacznijmy od początku. Będąc młodym chłopakiem pojechał na zgrupowanie z Polonią Gdańsk i po jednym z treningów koledzy przyłapali go na drzemce. Stwierdzili, że śpi słodko jak anioł. Tak wołano na niego aż do meczu przeciwko Niemcom, rozegranego w ramach eliminacji do młodzieżowych mistrzostw europy, w którym Szarmach załadował pięknego gola po strzale głową. Po spotkaniu Jerzy Kasalik rzucił w szatni: Jaki tam z niego anioł, to diabeł!

Jerzy Gorgoń, kolega Szarmacha ze złotych czasów polskiej piłki, był jednym z głównych bohaterów zwycięskiego remisu na Wembley z 1973 roku. Po tym, jak powstrzymywał ataki gospodarzy, brytyjska prasa ochrzciła go mianem The Telephone Booth, czyli budki telefonicznej. W naszym kraju znacznie lepiej przyjął się jednak inny pseudonim nadany tuż po tym historycznym starciu – Wielka Biała Góra.
Farorz to po śląsku proboszcz. Farorzem nazywany był były bramkarz Górnika Zabrze, Hubert Kostka. Ów pseudonim przylgnął do niego przez czysty przypadek. W Unii Racibórz trzymał się z kolegą, który wstąpił do zakonu. Pewien dziennikarz przyjechał do Raciborza w celu przygotowania materiału o Unii. Niestety, pomieszał fakty, pomylił piłkarzy i napisał artykuł pt. Farorz w bramce Unii Racibórz. Kostka starał się to odkręcić, jednak bezskutecznie.
Zanim Grzegorz Piechna strzelił gola w swoim jedynym meczu w reprezentacji i zdobył tytuły króla strzelców, według dawnej nomenklatury, okręgówki, IV, III, II i I ligi, występował w zespole Woy Bukowiec Opoczyński. Jak przystało na młodego mężczyznę, musiał na siebie zarabiać, a że, co jasne, klub nie gwarantował mu pieniędzy, za które mógłby się utrzymać, podjął pracę jako zaopatrzeniowiec masarni. W związku z tym szatnia szybko nadała mu przydomek Kiełbasa.
W przypadku Andrzeja Niedzielana o wymyślenie ksywki raczej niespecjalnie trudno. Gdy za worek piłek trafił do Górnika Zabrze, przedstawił się szatni i powiedział, że w Zagłębiu Lubin wołali na niego Sobota. Michał Probierz stwierdził: Sobota? Od teraz będziesz Wtorek. Wtorkiem jest do dzisiaj.
Teraz czas na ksywki wywodzące się z bajek. Krzysztof Warzycha jest ściśle związany ze swoim pseudonimem już od czasów dziecięcych. Za bajtla był tak bardzo zakochany w bajce Gucio i Cezar, że gdy ta leciała w telewizji, przyszła legenda Ruchu rzucała wszystko inne w kąt, opuszczała podwórko i gnała przed telewizor. W związku z tym koledzy nazwali go Gucio.

Kacper Przybyłko, napastnik świetnie radzący sobie w amerykańskiej MLS, został przez kibiców za oceanem nazwany The Friendly Striker. Zawdzięcza to swojemu imieniu, dzięki któremu fani porównują go z duszkiem Kacperkiem, tytułowym bohaterem bajki Casper the Friendly Ghost.
Gdy Łukasz Fabiański przeszedł do Legii Warszawa, nie miał przy sobie żadnej bliskiej osoby. Wolny czas zabijał w kinie, oglądając wszystkie możliwe filmy i bajki. Pewnego dnia Tomasz Kiełbowicz zauważył, że golkiper wychodzi z sali kinowej, na której ledwo co wyświetlana była bajka o Jelonku Bambi. Oczywiście przekazał ten fakt innym kolegom z drużyny, a ci zaczęli wołać na Fabiańskiego Bambi. Należy podkreślić, że bramkarz reprezentacji Polski nienawidzi tej ksywki i za czasów Legii mocno z nią walczył.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *