Mundial 1994: Soccer w stylu Hollywood

Mistrzostwa Świata w Stanach Zjednoczonych odbyły się w iście amerykańskim stylu: z pompą, przepychem, rozmachem, na oczach rekordowej publiczności. Nie zabrakło również akcji rodem z Hollywood – wyreżyserowanych sytuacji, pozytywnych bohaterów, czarnych postaci, tragicznych scenariuszy. Wszytko pomimo faktu, że Amerykanie o piłce nożnej wiedzieli bardzo niewiele, a sam turniej miał pomóc w promowaniu tej dyscypliny w kraju Jankesów. O upadku Maradony, tragedii Escobara, fantastycznej Bułgarii, powrocie na tron Canarinhos i barwnych postaciach oraz wydarzeniach Mundialu 1994 poczytacie w poniższym tekście.

Dwa razy w historii Mistrzostwa Świata odbyły się w Meksyku (1970 i 1986 r.). Resztę turniejów dostawały, zazwyczaj na przemian, Europa i Ameryka Południowa. Od jakiegoś czasu mówiło się, że czempionat powinien dotrzeć na nowe tereny. Pomimo faktu, że obywatele Stanów Zjednoczonych znacznie bardziej niż soccer, jak w swoim kraju mówią na piłkę nożną, cenią choćby hokej, futbol amerykański, koszykówkę czy baseball, na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku bardzo chętnie przyglądali się piłkarskim zmaganiom. W walce o organizację Mundialu 1994 zaangażował się sam prezydent Ronald Reagan. Głównymi rywalami USA były Maroko i Brazylia. Po raz kolejny, tak jak w 1986 roku, ostrymi przeciwnikami organizacji turnieju w Kraju Kawy byli Pele, trzykrotny Mistrz Świata, i Joao Havelange, prezydent FIFA. Ostatecznie w lipcu 1988 roku światowa federacja ogłosiła, że 15. edycję największego sportowego święta zorganizują Stany Zjednoczone.

Bardzo pomysłowe logo Mundialu, wzorowane na flagę USA, w której gwiazdki oznaczające stany zastąpiono futbolówką

W eliminacjach wzięła udział zdecydowanie rekordowa wówczas liczba drużyn – 132 państwa. Wśród nich znalazło się aż 16 debiutantów, w tym m.in. San Marino, Wyspy Owcze, Burundi, Namibia. Polska zajęła dopiero czwarte miejsce w grupie z Norwegią, Holandią, Anglią, Turcją i San Marino, zdobywając raptem osiem punktów. Wielkim zaskoczeniem było odpadnięcie ojców futbolu, Anglików. Kwalifikacje przerosły też Duńczyków, nomen omen świeżo upieczonych Mistrzów Europy. Drugi raz z rzędu na światowy czempionat nie awansowali Francuzi. Tym razem w niesłychanych okolicznościach. Na dwie kolejki przed zakończeniem eliminacji piłkarze znad Loary przewodzili swojej grupie (za nimi plasowali się Szwedzi, Bułgarzy, Austriacy, Finowie i Izraelczycy) i do awansu wystarczył im zaledwie jeden punkt w starciach z Izraelem i Bułgarią. Wydawało się, że zadanie postawione przed podopiecznymi Gerarda Houlliera jest dziecinnie proste, biorąc ponadto pod uwagę, że oba mecze rozgrywali przed własną publicznością, a Izrael był zdecydowanym outsiderem grupy. To właśnie w starciu z Izraelem Francuzi jeszcze w 83. minucie prowadzili 2:1, by ostatecznie przegrać 2:3. Podkreślmy, że był to jedyny komplet punktów wywalczony przez izraelskich zawodników w walce o mundial. W ostatnim spotkaniu eliminacji, na Parc des Princes gospodarze remisowali 1:1 z Bułgarią i na 20 sekund (!) przed końcem regulaminowego czasu gry wykonywali rzut wolny pod bramką rywali. Ginola zaliczył fatalne podanie, piłkę przejęli Bułgarzy i po serii podań uruchomili Emila Kostadinova, a ten atomowym strzałem od poprzeczki zapewnił swojej ekipie zwycięstwo i bilety do Stanów Zjednoczonych.

fot. fifa.com

Wielkie problemy z wywalczeniem awansu miała Argentyna. Mistrzowie Świata z 1978 i 1986 roku w niczym nie przypominali drużyny, która nie tak dawno nie miała sobie równych. To i tak nic w porównaniu do tego, jakie problemy dotyczyły w tym czasie największą gwiazdę ekipy znad La Platy, Diego Maradonę. Argentyńczykowi zostało udowodnione zażywanie kokainy, choć wcześniej przysięgał na życie swoich córek, że nigdy nie zażywał środków odurzających. Śledztwo prowadzone przez jego klub, Napoli, oraz niezależne śledztwo policyjne dowiodły, że Maradona pochłaniał biały proszek z taką samą regularnością, z jaką zaliczał nocne orgie z prostytutkami. Bardzo szybko został ochrzczony Maracocą, objęty nadzorem policyjnym i dzień w dzień pracowało z nim dwóch psychologów, mających za zadanie wyleczyć go z uzależnienia. Kolejne kłopoty, z którymi musiał mierzyć się w tym samym czasie, sprowadził na siebie de facto już w 1990 roku. Przed półfinałowym starciem mundialu na Półwyspie Apenińskim z gospodarzami imprezy, kibice wygwizdali argentyński hymn. Zbliżenie kamery na Maradonę idealnie pokazało, że ten wyszeptał w tym czasie soczyste „skurwysyny”. Po tym zagraniu przeciwko niemu stanęli kibice niemal wszystkich włoskich klubów. Niemal wszystkich, bo rzecz jasna w Neapolu był stale uwielbiany. I to trwało do czasu. Kiedy wyrzekł się nieślubnego dziecka z jedną z jego mieszkanek, urokliwą Cristiną, odwróciła się od niego konserwatywna część miasta. Kiedy zaczął opuszczać treningi, przechodzić obok meczów i publicznie narzekać na klub, cierpliwość stracili pozostali fani. Cały świat, poza Argentyną, podejrzewał, że to już koniec Maradony. Ten coraz rzadziej pojawiał się na boisku i tył w tempie niegodnym zawodowego sportowca. Jego stałą domeną było powiedzenie: „Najbardziej potrzebuję tego, by mnie potrzebowali”. W Neapolu był już niepotrzebny, w związku z czym usilnie próbował zmienić klub. Zainteresowanie wyraziła Sevilla, jednak włoscy działacze nie chcieli puszczać Diego za bezcen. Wówczas do akcji wkroczyły dwie najwyżej postawione osoby w FIFA, Sepp Blatter i Joao Havelange. Doskonale zdawali sobie sprawę, że Maradona musi wrócić do reprezentacyjnej dyspozycji, bo od niego w dużej mierze zależy sukces medialny i marketingowy Mistrzostw Świata w Stanach Zjednoczonych. Havelange zwrócił się do zarządu Napoli słowami:

„Maradona jest członkiem naszej rodziny, którą zawiódł i został za to ukarany. Odcierpiał jednak swoje i teraz rodzina musi zrobić wszystko, aby pomóc mu powrócić na swoje łono”.

Ci po takich namowach zgodzili się na transfer Diego do Sevilli. Tam nie był jednak takim zawodnikiem jak kiedyś i po sezonie musiał ponownie zmienić klub.

fot. pinterest.com

Wrócił do ojczyzny, do Newell’s Old Boys. W międzyczasie dostał policzek od trenera kadry narodowej. Alfio Basile nie powołał go na mecze eliminacyjne, po czym dumny i obrażony Maradona stwierdził, że nigdy więcej nie zagra w reprezentacji prowadzonej przez Basile. Kibice domagali się powołań dla swojego bohatera zwłaszcza po kompromitującej porażce 0:5 z Kolumbią, poniesionej w dodatku przed własną publicznością. Nadmieńmy tylko, że ten mecz stał się dla wielu kibiców znakomitą okazją, by uznać Los Cafeteros za jednych z faworytów turnieju w USA. W kolejnych linijkach przekonacie się, że miało to fatalne konsekwencję dla zawodników z północno-zachodniej części Ameryki Południowej.

Wracając do Maradony, pomimo zapowiedzi w kierunku trenera Basile, wrócił do kadry na międzykontynentalny dwumecz barażowy przeciwko Australii i bardzo pomógł w zwycięstwie 1:0 i remisie 1:1, przyczyniając się do wywalczenia awansu na mundial.
Tragiczne wydarzenie towarzyszyło eliminacjom w strefie afrykańskiej. Katastrofy lotniczej uległ samolot, którym na mecz z Senegalem leciało m.in. 18 zawodników reprezentacji Zambii. Wszyscy obecni na pokładzie ponieśli śmierć. „Miedziane pociski” miały duże szanse na historyczny awans na mundial. Do dziś zambijscy kibice wspominają tę drużynę jako najlepszą w historii. Zambia dograła kwalifikacje w atmosferze smutku i zadumy. Zmiennicy nie byli w stanie wywalczyć przepustki do USA.

Mistrzostwa Świata w 1994 roku rozegrano na dziewięciu imponujących, gigantycznych stadionach w dziewięciu miastach: Pasadena, Stanford, Pontiac, East Rutherford, Dallas, Chicago, Orlando, Foxborough i Waszyngtonie. System rozgrywek był taki sam jak w dwóch poprzednich edycjach. Dwudziestu czterech uczestników – USA (gospodarz), Niemcy (aktualny Mistrz Świata), Belgia, Bułgaria, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Norwegia, Rosja, Rumunia, Szwajcaria, Szwecja, Włochy, Argentyna, Boliwia, Brazylia, Kolumbia, Meksyk, Kamerun, Maroko, Nigeria, Arabia Saudyjska i Korea Południowa – zostało podzielonych na sześć czterozespołowych grup, z których awans do fazy pucharowej wywalczały dwie najlepsze ekipy każdej z nich oraz cztery najlepsze drużyny z trzecich miejsc. Doszło do kilku istotnych zmian. Od tej serii Mistrzostw Świata za zwycięstwo przyznawano nie dwa, a trzy punkty.  Ponadto sędziowie założyli kolorowe stroje, trenerzy w każdym meczu mogli przeprowadzić trzy zmiany i zastąpić kontuzjowanego bramkarza golkiperem rezerwowym. Podział na grupy, wyłoniony podczas losowania w Las Vegas w grudniu w 1993 roku, prezentował się następująco:

Grupa A: Kolumbia, Rumunia, Szwajcaria, USA
Grupa B: Brazylia, Kamerun, Rosja, Szwecja
Grupa C: Boliwia, Hiszpania, Korea Południowa, Niemcy
Grupa D: Argentyna, Bułgaria, Grecja, Nigeria
Grupa E: Irlandia, Meksyk, Norwegia, Włochy
Grupa F: Arabia Saudyjska, Belgia, Holandia, Maroko

Piłkarskie emocje, rozgrywane w dniach 17 czerwca – 17 lipca 1994 roku, zainaugurowało starcie obrońców tytułu, Niemców, z Boliwią. Chwilę przed nim odbyła się huczna ceremonia otwarcia, podczas której głos zabrał prezydent Stanów Zjednoczonych, Bill Clinton. Na scenie pojawiły się gwiazdy amerykańskiej estrady, z Dianą Ross na czele, a w niebo wypuszczono setki balonów w narodowych barwach.

Huczna ceremonia otwarcia przed meczem Niemcy – Boliwia. /fot. skysports.com

Nasi zachodni sąsiedzi wygrali 1:0, jednak nie zaprezentowali się zbyt dobrze. Faza grupowa była o niebo lepsza niż cztery lata wcześniej. Można z niej wyciągnąć masę ciekawostek. Zacznijmy od grupy E, gdzie każda z drużyn zdobyła po cztery punkty przy identycznym bilansie bramkowym, wynoszącym okrągłe zero. Do domu wrócić musieli Norwegowie, ponieważ po ich stronie widniała najmniejsza liczba strzelonych goli (słownie: jeden). Kibice z niecierpliwością oczekiwali meczów Meksyku, nie ze względu na poziom sportowy tej ekipy, a fakt, że w jej bramce stał Jorge Campos, właściciel najbardziej ekstrawaganckiego stroju w dziejach mundiali.

fot. remezcla.com

Amerykanie zaproponowali FIFA rozgrywanie niektórych spotkań na hali. Międzynarodowa organizacja wyraziła zgodę na ten swoisty test z zastrzeżeniem, że należy zastosować naturalną murawę. Konsekwencją tej decyzji był imponujący obiekt Silverdome w Pontiac. Hala mieszcząca 77,5 tys. widzów spisała się na medal, jednak w przyszłości zrezygnowano z podobnych praktyk. Poniżej zdjęcie wykonane przed starciem USA ze Szwajcarią, zakończonym wynikiem 1:1.

fot. si.com

Do historycznych wydarzeń doszło w grupie B. Rosja pokonała Kamerun aż 6:1, a pięć goli dla zwycięzców strzelił Oleg Salenko. Do dzisiaj pozostaje to niedoścignionym osiągnięciem. Napastnik Sbornej nigdy nie był wyborowym snajperem, a sześć bramek zdobytych na boiskach w USA (do wspomnianych pięciu trafień dorzucił gola w meczu ze Szwecją) jest jego całkowitą zdobyczą w narodowych barwach. Przy okazji dały mu tytuł Króla Strzelców Mundialu, który dzielił razem z Bułgarem, Christo Stoiczkowem. Zapewne nikt nie spodziewał się takich rozstrzygnięć. Po latach Salenko zasilił szeregi Pogoni Szczecin, jednak jego pobyt w naszej lidze był wielkim nieporozumieniem. Jedyną bramkę dla Kamerunu zdobył natomiast Roger Milla, stając się najstarszym strzelcem gola w dziejach Mistrzostw Świata. W dniu starcia z Rosją liczył sobie 42 lata i 39 dni.

fot. pinterest.com

Maradona, którego kojarzono już bardziej z pozaboiskowych wybryków niż z piłkarskich czarów, mówił na kilka miesięcy przed mundialem, że jego jedyną motywacją w życiu jest zbliżający się turniej w Stanach Zjednoczonych. Poddał się indywidualnym treningom i związał się z dietetykiem, Danielem Cerrinim, dzięki czemu w niespełna pół roku zrzucił wagę z 92 na 76,8 kg. Kibice dostrzegli efekty jego ciężkiej pracy i wyrzeczeń w meczach z Grecją (4:0) i Nigerią (2:1). Po tym drugim starciu został zaproszony na kontrolę antydopingową. Udał się na nią z uśmiechem na twarzy, dając pielęgniarce prowadzić się za rękę.

fot. goal.com

Po przeanalizowaniu składu jego moczu nie było mu już do śmiechu. Próbki zawierały wiele niedozwolonych substancji, m.in. efedrynę, norefedrynę, pseudoefedrynę, metaefedrynę. Wyrok mógł być tylko jeden – dyskwalifikacja i przedwczesny powrót do domu. W taki sposób zakończyła się międzynarodowa kariera jednego z najlepszych zawodników, jakich świat miał okazję podziwiać. Oczywiście, w swoim stylu, nie zgadzał się z wynikami badań, otwarcie przyznając, że padł ofiarą zorganizowanej akcji swoich przeciwników. Mówił: „Odcięto mi nogi”. Sytuację argentyńskiego wirtuoza fenomenalnie opisał Eduardo Galeano w Blaskach i cieniach futbolu:

„Zagrał, wygrał, siknął, przegrał”.

Argentyna nie potrafiła poradzić sobie bez swojego kapitana i odpadła z rozgrywek po porażce 2:3 z Rumunią w 1/8 finału.
Wiele gazet określiło sytuację Maradony mianem dramatu. Prawdziwy dramat spotkał jednak Andresa Escobara. Wspomniane wcześniej zwycięstwo 5:0 z Argentyną w eliminacjach podsyciło apetyty kolumbijskich kibiców na sukces w USA. Na turnieju Los Cafeteros zawiedli, odpadając w fazie grupowej. Głównym winowajcą uznano właśnie Escobara, autora samobójczego trafienia w przegranym 1:2 starciu przeciwko gospodarzom. Po powrocie do kraju zawodnik udał się do klubu nocnego, gdzie rozpoznał go człowiek, który prawdopodobnie przegrał wielkie pieniądze, stawiając na Kolumbię w zakładach bukmacherskich. Wyciągnął broń i oddał kilka strzałów w kierunku zawodnika. Te okazały się śmiertelne.

fot. talksport.com

Do 1/8 finału awansowały: Rumunia, Szwajcaria, USA, Brazylia, Szwecja, Niemcy, Hiszpania, Nigeria, Bułgaria, Argentyna, Meksyk, Irlandia, Włochy, Holandia, Arabia Saudyjska i Belgia. Na tej fazie rozgrywek swój udział w turnieju zakończył Michał Listkiewicz. Były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, jak cztery lata wcześniej, pełnił rolę sędziego liniowego. We Włoszech dotarł do wielkiego finału, rozgrywki w Ameryce musiał opuścić przez swojego głównego arbitra, Kurta Röthlisbergera, który nie odgwizdał ewidentnego faulu w polu karnym Niemców, pomagając im tym samym w zwycięstwie 3:2 nad Belgią. Nasz rodak też ma zapewne tę sytuację na sumieniu, bo miała miejsce na jego połowie.
Do ćwierćfinałów awansowała tylko jedna ekipa spoza Europy – Brazylia. Canarinhos trafili na Holandię. Pojedynek z Oranje, a przede wszystkim jego druga połowa, był jednym z najciekawszych widowisk amerykańskich rozgrywek. Europejczycy potrafili wstać z kolan i wyrównać stan rywalizacji, mimo, że przegrywali już dwiema bramkami. Ostateczny cios zadali jednak potomkowie Pelego i dzięki zwycięstwu 3:2 awansowali do fazy medalowej. Warto odnotować, że po bramce Bebeto na 2:0 strzelec bramki, w asyście Romario i Mazinho, zaprezentował gest, który od tej pory powtarzają świeżo upieczeni tatusiowie lub ich koledzy. Kilka dni przed ćwierćfinałem napastnikowi Deportivo La Coruna urodził się syn Mattheus i to jemu postanowił zadedykować swoje trafienie. Dziś popularna „kołyska” jest chlebem powszednim na arenach całego świata, w 1994 roku była nowością zainaugurowaną właśnie przez trójkę brazylijskich zawodników.

fot. bocamaldita.com

Na pozostałych stadionach również gościła wielka, emocjonująca piłka. Włosi pokonali Hiszpanię 2:1, Szwecja po 120 minutach remisowała z Rumunią 2:2 i dopiero rzuty karne udowodniły wyższość Skandynawów. Nadal trwał piękny sen Bułgarów, rozpoczęty kilka miesięcy wcześniej w Paryżu. Stoiczkow i spółka sensacyjne wyeliminowali Niemców, wygrywając 2:1
Do niespodzianek nie doszło w półfinałach. Włosi po dwóch golach Roberto Baggio pokonali Bułgarię 2:1, a Brazylia za sprawą Romario wygrała 1:0 ze Szwecją.
Mecz o trzecie miejsce okazał się jednostronny widowiskiem. Szwecja pokonała Bułgarię aż 4:0. Mimo porażki Bułgarzy byli bardzo entuzjastycznie witani w swoim kraju.
Wielki finał nie był porywającym spektaklem. Włosi obawiali się zagrać z Brazylią, prezentującą do tej pory zdecydowanie najlepszą piłkę, w otwarte karty. Bezbramkowy remis po regulaminowym czasie gry utrzymał się również w dogrywce. Wobec tego Mistrza Świata musiał wyłonić konkurs rzutów karnych. W nich najbardziej zawiódł ten, który miał największy udział w awansie do finału, Roberto Baggio. Włoch przestrzelił decydującą jedenastkę.

fot. thenational.ae

Brazylijczycy zadedykowali swój triumf zmarłemu dwa miesiące wcześniej Ayrtonowi Sennie. Jeden z najlepszych kierowców F1 w historii uległ śmiertelnemu wypadkowi podczas wyścigu w San Marino.

fot. fifa.com

W kadrze zwycięskiej ekipy figurował niespełna 18-letni Ronaldo Luís Nazário de Lima, o którym przed mundialem wypowiadał się asystent Carlosa Parreiry, legendarny Mario Zagalo:

„Zwróćcie uwagę na tego chłopaka. To będzie następny Pele”.

W Stanach Zjednoczonych nie było mu jednak dane powąchać murawy. W znakomitej książce Ronaldo! Wensley Clarkson wspomina słowa Pedro Biala, reportera brazylijskiej telewizji, korespondenta meczów z Mistrzostw Świata:

„Ronaldo był wtedy bardzo dziecinny. Pamiętam go jedzącego hamburgery i oglądającego się za każdą przechodzącą obok ładną dziewczyną”. 

Brazylijscy kibice nie mieli jednak wątpliwości, że młokos stanie się niebawem najlepszym piłkarzem na świecie.
Amerykanie z wielką precyzją podawali liczbę osób na każdym spotkaniu. Finalnie mecze z perspektywy trybun obejrzało 3 567 415 widzów, co daje znakomitą średnią 69 tys. widzów na mecz. Pokazali, że, pomimo słabej orientacji w sprawach stricte piłkarskich, są w stanie przygotować znakomity turniej, który utkwił w pamięci setkom milionów ludzi na całym świecie. Opakowali go znakomicie. Znacznie inny punkt widzenia przedstawił mi jednak Michał Listkiewicz, mający przyjemność być w centrum rozgrywek:

„Mundial w 1994 roku był bardziej jak Disneyland. Do dzisiaj piłka w USA nie cieszy się jakąś większą popularnością i dla Amerykanów turniej był pewnego rodzaju egzotyką. W ogóle nie było czuć tych Mistrzostw. Tak jakby przyjechał cyrk, pokazał widowisko i pojechał”. 

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *