Kamil Glik – “Liczy się charakter”. Recenzja

Autoryzowana biografia Kamila Glika pt. “Liczy się charakter” ukazała się praktycznie w przeddzień Euro 2016. Bardziej uszczypliwi odbiorcy doszukiwali się perfekcyjnie zaplanowanej akcji marketingowej, polegającej na wykorzystaniu sukcesu w postaci awansu naszej reprezentacji na Mistrzostwa Europy. Czy książka rzeczywiście była pisana na przysłowiowym kolanie i czy warto po nią sięgnąć? Sprawdźcie naszą recenzję.

Zacznijmy od tego, że historia Kamila Glika wyszła spod pióra Michała Zichlarza, dziennikarza, który zna naszego reprezentanta od dziecka. W swoim dziele zamieścił wiele wypowiedzi i zdjęć ze swojego prywatnego archiwum. Niektóre z nich mają po kilka, kilkanaście lat. Oprócz tego odbył wiele rozmów z samym Glikiem i osobami najbardziej związanymi z życiem i karierą obrońcy, dzięki czemu książka staje się bardzo autentyczna i bogata w informacje nigdzie wcześniej nieujawnione.
Autor podzielił biografię na trzy zasadnicze części: Polska i Hiszpania, Włochy, Reprezentacja. Początek pierwszej z nich jest szokujący, opisujący walkę o życie rocznego Kamila. Dalej czytamy o jego dzieciństwie, pierwszych bójkach na osiedlu i rzecz jasna o początku przygody z piłką. Od razu można wyczuć silną więź, łączącą Glika z jego rodzinnym miastem, Jastrzębiem Zdrój. To tam w młodym wieku poznał swoją przyszłą żonę, Martę, której postać jest w lekturze bardzo często wspominana. Zawodnik przytacza wiele sytuacji podkreślających, jak wiele w życiu i karierze zawdzięcza właśnie swojej drugiej połówce. Poznajemy wiele ciekawostek z wieku juniorskiego, gdy występował w Jastrzębiu i Wodzisławskiej Szkole Piłkarskiej.

Kamil trafił do nas jako niewysoki chłopak, żeby nie powiedzieć: kurdupel. Nie wyróżniał się wtedy ani wzrostem, ani umiejętnościami. Zresztą, z tego co pamiętam, to w Jastrzębiu bronił. Pracą i treningami szybko jednak nadrobił wszystkie zaległości.

Wypowiedzi mówiących o tym, że Glik odstawał od swoich rówieśników, jest znacznie więcej. W tym momencie zaczynamy poznawać tytułowy charakter reprezentanta Polski, który nie daje za wygraną i solidnie pracuje na to, by osiągnąć wysoki poziom. Droga na szczyt nie była usłana różami. Bardzo ciekawe są kulisy jego rocznej dyskwalifikacji i wspomnienia chwil zwątpienia, w których chciał porzucić piłkę nożną. Zawsze znajdywał wokół siebie ludzi wybijających mu ten pomysł z głowy.
Pierwsze lekcje w dorosłej piłce zbierał w okręgówce, broniąc barw Silesii Lubomia.

To była rzeźnia. Graliśmy sparingi z drużynami z trzeciej czy czwartej ligi. Nie jeden raz dochodziło do zgrzytów, także dlatego, że ligowe zespoły przegrywały z nami, a do tego u nas panowała zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Barwnie opisana jest jego ciężka tułaczka po Hiszpanii. Jako młokos występował w UD Horadada, po czym podpisał kontrakt z wielkim Realem Madryt. To tam poznał, jak wygląda życie profesjonalnego piłkarza z najwyższej półki.

Na pewno szczególny był Raul. Podszedł i zapytał, czy nam czegoś nie potrzeba – butów do grania czy czegoś innego. Był wychowankiem Realu, przeszedł wszystkie te szczeble na drabinie prowadzącej do występów w pierwszym zespole. Może to dlatego patrzył na wiele spraw inaczej niż pozostali?

W powyższej wypowiedzi znajdujemy mały błąd. Raul faktycznie przeszedł w Realu wszystkie szczeble piłkarskiej hierarchii, ale zaczynał w lokalnym rywalu, Atletico. Nieco bardziej szczegółowi mogliby dodać do tego jeszcze wcześniejszą grę w San Cristóbal. Z hiszpańskim wątkiem łączą się losy innych piłkarzy znanych z ligowych boisk: Krzysztofa Króla, Szymona Matuszka i Kamila Wilczka. W książce znalazło się miejsce na poboczne przedstawienie ich historii. Końcówka rozdziału mówi o powrocie do polski i grze w Piaście Gliwice, zakończonej degradacją z Ekstraklasy. Spadek nie przeszkodził jednak Glikowi w transferze do Palermo.
Włoski rozdział nie zaczyna się kolorowo – piłkarz zostaje etatowym rezerwowym w Palermo i nic nie wskazuje na to, że kilka lat później opuści Serie A jako kapitan jednego z najsłynniejszych klubów Półwyspu Apenińskiego. Wypożyczenie do Bari, a później transfer do Torino bardzo kształtują go jako charakternego i pewnego siebie zawodnika. Zanim jednak osiągnął poziom międzynarodowy, musiał przełknąć wiele gorzkich pigułek. Niewątpliwie jedną z nich były słowa dzisiejszego redaktora naczelnego Przeglądu Sportowego, Przemysława Rudzkiego, który stwierdził m. in., że “Glik tak pasuje do Serie A jak Harrison Ford do M jak Miłość”. W biografii znajdujemy odniesienie do tych słów. Poznajemy motywy kierujące obrońcą w wyborze Torino oraz powody odwzajemnionej miłości do tego klubu i jego kibiców.

O tym, że zostanę kapitanem, dowiedziałem się od trenera przed pierwszym meczem sparingowym. D’Ambrosio był wtedy w klubie dłużej niż ja, ale nie dogadywał się za bardzo z dyrekcją zespołu, bo chciał odejść. Kibice zażądali wtedy, żebym to ja przejął kapitańską opaskę. Miałem więc poparcie z trzech stron: klubu, trenera i fanów.

Jak wspomniałem na początku, książka została wydana w ubiegłym roku, kiedy główny bohater był jeszcze zawodnikiem klubu z Piemontu, zatem nie znajdziemy w niej wątków związanych z Monaco.
W ostatniej części mamy do czynienia z reprezentacją Polski. Glik opowiada o swoich, a jakże, niełatwych początkach w drużynie narodowej. Obrońca ze zgrupowania na zgrupowanie stawał się coraz ważniejszą postacią Biało-Czerwonych. Nie obyło się jednak bez olbrzymich rozczarowań. Największym z nich było “odstrzelenie” zawodnika z szerokiej kadry na Euro 2012.

Przed ostatecznym ogłoszeniem kadry, dwa, trzy dni wcześniej, dało się odczuć, że mogę być w gronie tych, którzy nie znajdą się w składzie na finałowy turniej. Psychologicznie przygotowałem się na to. Na początku była złość.

Piłkarz podzielił się z czytelnikami informacją, w jak infantylny sposób selekcjoner Franciszek Smuda ogłosił mu swoją decyzję. Na kolejnych stronach czytamy, że Glik stawał się coraz większą postacią we Włoszech, a tymczasem w Polsce nadal miał za plecami rzeszę ludzi niewierzących w jego umiejętności. Mimo wszystko był pewniakiem u trenera Fornalika. Do miana legendy urosła sytuacja, mająca miejsce po zakończeniu meczu z Anglią w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2014. Nawet kiepsko poinformowany kibic słyszał o tym, że po spotkaniu na Wembley do szatni naszych piłkarzy wszedł prezes PZPN, Zbigniew Boniek, i przy wszystkich zrugał kapitana Il Toro. Glik rozwiał w biografii wszelkie wątpliwości.

Kłótnią bym tego nie nazwał. To była raczej sprzeczka. Prezes po meczu zszedł do szatni i powiedział do zawodników, że nie mają sił, żeby biegać przez 90 minut. Dziwił się też, że piłkarz, który gra w Serie A, nie może wybiegać całego spotkania. Mam taki charakter, że wstałem i zapytałem, czy prezes mówi do mnie.

Najpiękniejsze fragmenty ostatniego rozdziału dotyczą drogi na Euro 2016. Poznajemy atmosferę panującą w zespole przed ważnymi meczami eliminacyjnymi, radość po zwycięstwach i zmiany, jakie zaszły za panowania Adama Nawałki.

Teraz atmosfera w kadrze jest taka, że każdy się trzyma z każdym.

Adam Zieliński, szerzej znany jako Łona, w jednym ze swoich utworów nawija: “Autor raczej Nobla nie weźmie, ale ostatecznie nawet czyta się nieźle”. To samo można powiedzieć o Michale Zichlarzu i jego książce. Biografię Kamila Glika czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, autora zdecydowanie trzeba pochwalić za ogrom informacji, który w niej zawarł, jednak po jej przeczytaniu poniekąd odetchnąłem z ulgą i ucieszyłem się, że właśnie skończyłem. Mówiąc szczerze, nie wiem dlaczego, skoro de facto ciężko przyczepić się do treści, a język jest bez zastrzeżeń. Być może zbyt wiele po niej oczekiwałem. Na pewno denerwował mnie fakt, że hasło z okładki – “Liczy się charakter” – było bardzo często nadużywane. Glikowi nie można odmówić charakteru, bo podniósł się po ciosach, po których większość by się nie pozbierała, ale odniosłem wrażenie, że momentami podkreślanie charakteru piłkarza było przesadzone. Po zebraniu w całość podsumowań każdego podrozdziału, dostaniemy mniej więcej taką mieszankę:

Glik zrobił to – wszystko dzięki swojemu charakterowi.
Glik zrobił tamto – zawdzięcza to swojemu charakterowi.
Glik jest taki – tak ukształtował go jego charakter.
Glik się zgodził – taki ma charakter.
Glik się nie zgodził – nie pozwolił mu na to jego charakter.

Zazwyczaj nadmiar jest gorszy niż umiar. W tym przypadku również. Mimo wszystko bardzo polecam tę książkę. Autor wykonał bardzo solidną pracę i nie można powiedzieć, że jego dzieło powstało w pośpiechu.

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *