Ekstraklasa 2017/18: Do młodzieży świat należy!

Kolejny sezon piłkarskiej Ekstraklasy jest już tylko historią. Historią napisaną w trakcie 37 kolejek, w których nie brakowało emocji, nieprzewidywanych rozstrzygnięć, nagłych zwrotów akcji, pięknych goli. Żółwi wyścig o Mistrzostwo Polski wygrała Legia Warszawa, zapewniając sobie tytuł dopiero w ostatniej partii spotkań. Do 1. ligi spadły drużyny rozgrywające swoje domowe mecze w Niecieczy – Bruk-Bet Termalica i Sandecja Nowy Sącz. Z rozgrywek można wysunąć wiele wniosków, jednak najważniejszy, moim zdaniem, często skandują kibice Górnika Zabrze: “Do młodzieży świat należy!”. Nie ma wątpliwości, że młodzieżowcy, zwłaszcza ci z Roosevelta, bardzo podnieśli poziom piłkarski najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.

Słysząc “młodzież w Ekstraklasie”, nasze pierwsze myśli kierują się do Zabrza. To tam Marcin Brosz z młodych, żądnych sukcesów i pełnych wiary w swoje możliwości zawodników zbudował drużynę, która z miejsca stała się rewelacją rozgrywek. Głównym celem pochodzącego z Paniówek szkoleniowca wcale nie jest wygrywanie meczów. Na wielu konferencjach prasowych podkreślał, że nadrzędną misją jego ekipy jest dostarczanie radości i emocji publiczności zgromadzonej na trybunach. Można śmiało powiedzieć, że kieruje się podobnymi priorytetami co Zdenek Zeman, były trener m.in. Romy i Lazio:

0:0 mnie nudzi. Wolę przegrać 4:5 i przynajmniej się trochę poekscytować.

Nie ma cienia wątpliwości, że w zakończonym sezonie boje Górnika oglądało się z największą przyjemnością. Patrząc na wyniki meczów domowych – 3:1, 3:2, 1:1, 4:0, 2:2, 1:0, 3:3, 3:1, 3:1, 1:1, 0:4, 3:0, 0:0, 2:2, 2:2, 0:1, 2:2, 2:0 – poznajemy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak często Arena Zabrze zapełniała się kompletem publiczności. Ekipa Marcina Brosza stała się największą atrakcją i najlepszym dostarczycielem rozrywki na całym Śląsku. Nie byłoby to możliwe bez zawodników stanowiących tę drużynę. Przyznam szczerze, że gdy przed meczami spoglądałem na kartkę ze składami, moje serce radowało się na widok (M) przy nazwiskach wielu z nich. Tym symbolem oznacza się oczywiście młodzieżowców. Trener Zabrzan nie spanikował po awansie, nie powiedział do wielu swoich podopiecznych dziękuję za pomoc w wywalczeniu tego sukcesu, ale teraz muszę postawić na doświadczenie, na was przyjdzie jeszcze czas. Jeśli mielibyśmy się zastanawiać, ilu zawodników w przeszłości usłyszało podobne słowa i w ostateczności ich czas nigdy nie nastał, moglibyśmy się pomylić w obliczeniach. Brosz nie wahał się postawić na młodość i świeżość. Tomasz Loska, Mateusz Wieteska, Rafał i Łukasz Wolsztyńscy oraz Szymon Żurkowski jeszcze rok temu byli postaciami anonimowymi dla przeważającej części kibiców. Do Ekstraklasy weszli nie tylko z drzwiami, ale i z całą framugą. Braciom Wolsztyńskim rozwój karier wyhamowały nieco paskudne kontuzje, ale i tak zdążyli pokazać się z bardzo dobrej strony i dać gwarancję, że po rehabilitacjach będą ważnymi ogniwami układanki. Loska i Wieteska są dziś zawodnikami reprezentacji do lat 21, a Żurkowski jej kapitanem i kandydatem na wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rosji z dorosłą kadrą. Nie trzeba dodawać, że stali się gorącymi kąskami na rynku transferowym.

fot. interia.pl

Nie można zapominać o Macieju Ambrosiewiczu, Wojciechu Hajdzie i Marcinie Urynowiczu. Ten pierwszy bardzo dobrze wszedł w sezon, później nieco obniżył loty, a na koniec miał problemy z ustabilizowaniem dobrej formy. Takie są prawa młodości, sztab Górnika na pewno ma pomysł na letnie przygotowanie tego zawodnika. Hajda, rocznik 2000, wyróżnia się nie tylko bujną czupryną, ale i spokojem, dobrym ustawieniem i motoryką. Ciężkie chwile w Zabrzu przechodził Urynowicz. Zawodnik początkowo nie miał zbyt wielu zwolenników na stadionie przy Roosevelta, jednak końcówka sezonu pokazała, że warto na niego stawiać. Równie owocne i nastawione na młodość było zimowe okienko transferowe. Wypożyczony z Udinese Paweł Bochniewicz tworzył wiosną bardzo dobry duet stoperów z Danim Suarezem. Adrian Gryszkiewicz, Daniel Liszka i Daniel Smuga udowodnili, że są piłkarzami przebojowymi i pewnymi swoich możliwości.
Jaki był efekt postawienia na młodych? Najbardziej efektowna gra spośród ligowej stawki, mistrzostwo jesieni i czwarte miejsce na koniec sezonu, dające Górnikowi udział w eliminacjach do Ligi Europy. Zwróćmy uwagę na trzy bardzo ważne kwestie.
Pierwsza. Kadra Zabrzan opiera się na zawodnikach z rejonu. Wielu z nich utożsamia się z klubem od najmłodszych lat swojego życia. Kto poświęci więcej dla dobra drużyny, 22-latek z trójkolorowym sercem czy etetowy ligowiec z 274 występami w Ekstraklasie, dla którego Górnik jest tylko jednym z przystanków w karierze? Nikt nie da zespołowi więcej niż piłkarz będący jednocześnie jego kibicem. Po ewentualnych porażkach fan bez problemu wybaczy zawodnikom, widząc w ich grze zaangażowanie i wolę walki. Było to widać choćby po jesiennej porażce 0:4 z Cracovią. Poza tym łatwiej wspiera się i utożsamia z chłopakiem z sąsiedztwa niż z przybyszem z odległego kraju. Dla kibiców z Zabrza slogan “nasi piłkarze” nabiera naprawdę realnego znaczenia.
Druga. Prezesi ekstraklasowych klubów od lat wmawiają nam, że nie stać ich na polskich zawodników, bo ci za bardzo się cenią i kosztują miliony. Wydaje mi się, że takie stwierdzenie w dużej mierze wynika z czystego lenistwa. Wystarczy chcieć, poświęcić czas i zacząć monitorować niższe ligi, gdzie diamentów do oszlifowania jest co niemiara. I co ważne, do wyciągnięcia za bezcen. Niech ktoś łaskawie przypomni, ile sternicy Górnika wydali na wspomnianych wcześniej piłkarzy? Nie chcę nikomu zaglądać w kieszeń, ale jestem pewien, że każdy z nich (z wyjątkiem Pawła Bochniewicza, jego gażę w większości opłaca Udinese) dostał na początek śmiesznie niski kontrakt. Wiem, że w piłkarskiej nomenklaturze świetnie funkcjonuje stwierdzenie “nie ma sianka, nie ma granka”, ale niskie kontrakty na początku kariery młodego zawodnika są błogosławieństwem i dodatkową motywacją. Chcesz zarabiać więcej? Pokaż, że na to zasługujesz. Tymczasem Lechia Gdańsk woli ściągać i płacić krocie młodemu Indonezyjczykowi, a Wisła Kraków, Korona i Nieciecza bawią się w multi-kulti z graczami, w większości przypadków, wątpliwej jakości. Legia sprowadza coraz nowsze wynalazki z bezużytecznym gwiazdorem Eduardo na czele, któremu z miesięcznych wypłat wszystkich zawodników Górnika starczyłoby jedynie na waciki. Po wszystkim i tak okazuje się, że największą robotę w Legii wykonuje młodziutki Sebastian Szymański i wiecznie wyszydzany Michał Kucharczyk, sprowadzony do Warszawy w wieku 19 lat. Mistrzowie Polski mieli problemy ze skrzydłami, a bez żalu oddali na wypożyczenie młokosa, Konrada Michalaka, motor napędowy Wisły Płock. Może większość klubów po prostu boi się stawiać na młodych, polskich piłkarzy? Życie i piłka pokazują, że ryzyko wcale nie jest większe od zainwestowania w nikomu nieznanych przybyszów z dalekich krain, podnoszących poziom ligi niczym anorektyk 150-kilogramową sztangę. Michał Listkiewicz, w marcowej rozmowie m.in. na temat polskiej piłki, powiedział nam:

W Ekstraklasie imponuje mi Górnik Zabrze. Rozmawiałem z trenerem Broszem na zgrupowaniu Zabrzan na Cyprze, gdzie byłem z czeskimi sędziami. Powiedział, że klub nie ma innego wyjścia, musi penetrować rynek śląski i sąsiedni, trzecie, czwarte i niższe ligi, a znalezionych zawodników odpowiednio poobrabiać i z tego żyć. Ta sama filozofia jest w FC Porto, bodaj najlepszym europejskim klubie pod kątem przychodów z transferów. Dziwię się wielu klubom, że nie podchodzą do tematu w ten sposób. Przy dzisiejszym poziomie naszej ligi byłoby znacznie lepiej,  gdyby w drużynach z niższych rejonów tabeli grali piłkarze z regionu, z regionalnych klubów I, II i III-ligowych, plus ewentualnie dwóch, trzech cudzoziemców. Przecież gdyby na przykład w Niecieczy grali piłkarze z Tarnowa, Rzeszowa, Mielca, ze Stalowej Woli i do tego właśnie dwóch, trzech solidnych obcokrajowców, to klub byłby obecnie w znacznie innej sytuacji. A Lechia Gdańsk? Lechia przez dziesięciolecia słynęła z fenomenalnej pracy z młodzieżą. Wychowywali kapitalnych piłkarzy. No i gdzie dzisiaj jest ta młodzież?

Tak zbudowany jest Górnik. Zawodnicy ze Śląska i dwóch doświadczonych zawodników z zagranicy – Dani Suarez i Igor Angulo.

fot. gol.pl

Trzecia. Dziwimy się, jak to możliwe, że za utalentowanych Serbów czy Chorwatów płaci się znacznie więcej niż za ich polskich odpowiedników. Gdyby nasze kluby postawiły na młodzież, odpowiednio ją przygotowywały i z odwagą wprowadzały w dorosły futbol, ceny byłyby porównywalne. Kluby z Bałkanów robią to od lat. Potencjalni nabywcy wiedzą, czego spodziewać się po ich podopiecznych. W związku z tym nie szczędzą grosza. Polscy zawodnicy nadal są swoistą ciekawostką dla zachodniego rynku. Braki rewelacyjnego na Euro 2016 Bartosza Kapustki odkryto dopiero w Leicester i we Freiburgu. Okazało się, że w momencie wytransferowania nie był gotowy na wielką piłkę. Działacze Lisów zastanowiliby się zapewne kilkadziesiąt razy, gdyby ponownie mieli wyłożyć podobne pieniądze za innego młodzieżowca z polskiej ligi. Górnikowi wystarczyło pół roku, by stać się atrakcyjnym zespołem dla wschodzących zawodników. Zdają sobie sprawę, że w Zabrzu nie dostaną takich pieniędzy jak np. w Legii, ale mają pewność, że klub będzie miał na nich pomysł i da im szansę. Takimi kryteriami kierował się zimą Paweł Bochniewicz. Filozofia Marcina Brosza na pewno się nie zmieni. Inni trenerzy na jego miejscu apelowaliby do władz, że potrzebują trzech solidnych wzmocnień, bo drużynę czeka walka o europejskie puchary. Jestem pewien, że Brosz da możliwość zaprezentowania się przede wszystkim tym, którzy zapracowali na tę przygodę. Oczywiście wzmocnienia są niezbędne, zwłaszcza, że już dziś wiadomo, że z Zabrza odejdą Kądzior i Kurzawa, a kolejki po kolejnych zawodników wydają się nie mieć końca. W drugą stronę na pewno nie powędrują odkurzone nazwiska, a raczej młodzi, gniewni, żądni sukcesów piłkarze.
Górnik odniósł bezapelacyjne zwycięstwo w bieżącej Pro Junior System, w której punktowano za grę zawodników urodzonych po 1 stycznia 1997 roku. Triumf oznacza zastrzyk naprawdę solidnych pieniędzy, 1,4 mln złotych. Dzięki nim w Zabrzu powstanie nowe boisko treningowe.


Widzimy, że na przeciwległym biegunie wylądował drugi z beniaminków, Sandecja Nowy Sącz, który przed sezonem obrał zgoła odmienną taktykę. Sączersi sprowadzili ligowych wyjadaczy, mających swoje najlepsze lata już dawno za sobą. Gdy w 1988 roku Werder Brema został Mistrzem Niemiec, trener Otto Rehhagel stwierdził, że dobry zespół można zbudować tylko z zawodników po trzydziestce. Nie wiem, czy władze Sandecji kierowały się jego słowami, ale jeśli tak, wiedzą już, że bardzo się pomylili. Na papierze rzeczywiście wyglądało to całkiem nieźle. Brzyski, Mraz, Cetnarski wydawali się być bardzo solidnymi wzmocnieniami. Sezon wszystko zweryfikował. Niektórzy trenerzy są zdania, że wielką przewagą młodych zawodników nad tymi starszymi jest fakt, że są jeszcze “nieskażeni”. Pod tym słowem kryje się wiele wątków. Są znacznie mniej roszczeniowi, nie uważają, że wszystko im się należy, mają w sobie więcej złości po porażkach, bardziej wierzą w odwrócenie niekorzystnego rezultatu, przełamanie złej passy i przede wszystkim stale się rozwijają, zaliczają regularny progres. Sprowadzając wiekowych zawodników nie da się myśleć o długofalowej strategi. Zazwyczaj pojawiają się dziś, grają jutro, pojutrze już ich nie ma. W cenie sprowadzenia jednego wyjadacza (kwota transferu + kontrakt) można wychować 5-6 młodych, nieźle rokujących piłkarzy, dających nadzieję, że niebawem inwestycja zwróci się ze sporą nadwyżką. Nawet gdyby aż czterech z nich okazało się niewypałem, klub nadal jest na plus. Ściągając 30-latka nie ma praktycznie szans na zarobienie przy kolejnym transferze. Brosz rzuca młodzieżowców na szerokie wody, ale ci wcześniej rozgrywają mecze w III-ligowych rezerwach, gdzie nabierają doświadczenia i obycia z mocniejszymi fizycznie rywalami. Trener wiele razy powtarzał, że dał danemu piłkarzowi szansę w Ekstraklasie, bo w ostatni weekend świetnie pokazał się w rezerwach. A to stanowi kolejny powód do nieustannego rozwoju i ciężkiej pracy. Gra w drugim zespole nie jest zesłaniem, a dobrą trampoliną do Ekstraklasy.
Na wyróżnienie zasługuje także młodzież z innych klubów. Bardzo dobry sezon mają za sobą wspomniani wcześniej Sebastian Szymański i Konrad Michalak. Ten pierwszy wyróżnia się nie tylko wątłą budową ciała, czego czepiają się eksperci, ale przede wszystkim znakomitym panowaniem nad piłką, bardzo dobrym uderzeniem, przeglądem pola i błyskotliwością. Nie ma wątpliwości, że Legia zarobi na nim duże pieniądze. Michalak szczególnie wiosną należał do najlepszych skrzydłowych ligi. Momentami bardzo przypomina Kamila Grosickiego z występów z Jagiellonii – niesamowite przyspieszenie, szybkość, płynny drybling i dobre ostatnie podanie. Póki co, podobnie jak Grosik kilka lat temu, czasami przypomina jeźdźca bez głowy, zdarza mu się za bardzo zagalopować, zamiast szukać prostszych rozwiązań. Ta wada jest rzecz jasna do wyeliminowania. Jakub Piotrowski bez strachu wszedł w buty środkowego pomocnika Pogoni Szczecin i zapracował sobie na transfer do Genk. Znakomicie zapowiadają się kariery dwóch zawodników Lecha Poznań, Roberta Gumnego i Kamila Jóźwiaka. Transfer tego pierwszego do Borussii Mönchengladbach, opiewający podobno na kwotę 8 mln euro, wykoleił się na ostatniej prostej. Latem Niemcy na pewno spróbują ponownie.

fot. sport.se.pl

Na koniec pozwolę sobie zestawić najlepszą jedenastkę sezonu, złożoną z młodzieżowców. Pod uwagę biorę piłkarzy urodzonych po 1 stycznia 1996 roku, czyli tych, którzy mają szansę na awans na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy do lat 21.

Loska (0) – Gumny (10), Wieteska (4), Bochniewicz (0), Pestka (1), Michalak (1), Żurkowski (0), Piotrowski (8), Jóźwiak (16), Szymański (10), Świderski (64)

W nawiasie podałem liczbę występów w Ekstraklasie przed sezonem 2017/18. W lipcu 2017 roku wartość rynkowa większości z nich była bardzo mała. Dziś dwóch zawodników z tego grona ma duże szanse na wyjazd z Lewandowskim, Szczęsnym, Krychowiakiem, Piszczkiem i spółką na Mundial do Rosji. Za wielu trzeba zapłacić solidne pieniądze. Z pewnością w takim zestawieniu walczyliby o Mistrzostwo Polski. Przestańmy z zagranicznymi eksperymentami, które zazwyczaj nie przynoszą powodzenia. Zacznijmy szukać polskich talentów w niższych ligach, sami szkolmy młodych adeptów piłki. Warto stawiać na młodzież, do młodzieży świat należy!

fot. wyr. fakt.pl
Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *